Reklama

Bić pokłony czy bić na alarm? Londyńska sinusoida Sarriego

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

27 stycznia 2019, 09:52 • 33 min czytania 0 komentarzy

Z jednej strony – zawstydzająca porażka z Arsenalem w zeszłą sobotę. Z drugiej – czwartkowy mecz z Tottenhamem, spuentowany absolutnie zasłużonym awansem do finału EFL Cup. Która Chelsea jest zatem na ten moment prawdziwsza – ta zmiażdżona, czy ta miażdżąca? Ta rozpracowana przez Kanonierów, czy ta bez litości ganiająca po boisku osłabionych Spurs? Niebawem stuknie na liczniku dwieście dni, odkąd Maurizio Sarri objął posadę managera The Blues. Zaczęło się lepiej niż ktokolwiek mógł przypuszczać, ale od pewnego czasu nie jest już tak kolorowo, a niekiedy bywa wręcz słabiutko. Pod adresem wielkiego miłośnika nikotyny, a zarazem wielkiego przeciwnika rotowania składem pojawiły się pierwsze, poważne zastrzeżenia.

Bić pokłony czy bić na alarm? Londyńska sinusoida Sarriego

Celne, czy może jednak chybione i – przede wszystkim – przedwczesne?

To dobry moment na przegląd i analizę najświeższych posunięć włoskiego szkoleniowca w Londynie. Wydaje się, że Chelsea pierwszy raz pod jego wodzą weszła w naprawdę ostry zakręt i, cokolwiek powiedzieć, lekko zgubiła przyczepność. Zrobiło się nerwowo. Choć chyba udało się na razie wyprowadzić niebieskie auto z poślizgu i znów docisnąć gaz do dechy. Do rozważań nad tym tematem przyłączyli się znani i lubiani sympatycy Premier League z weszlackiej załogi, Szymon PodstufkaWojciech Piela, ale nie tylko oni. Również słynni skądinąd eksperci: Rafał Nahorny (Canal+), Michał Zachodny (Łączy nas piłka) i Michał Gutka (Przegląd Sportowy), a także David PasztorMartin Lewis (redaktorzy portalu We Ain’t Got No History).

Jak nietrudno się domyślić – ciekawych spostrzeżeń przy takiej gromadzie tęgich głów nie zabraknie, bo zabraknąć nie może. Tym bardziej, że sam Sarri ostatnio o parę intrygujących uwag na temat własnej drużyny się pokusił.

I nie chodzi tu wcale o komentarze na temat Andreasa Christensena, który podczas przegranego starcia z Arsenalem wymknął się do kibla.

Reklama

Mocne słowa pod adresem drużyny

Bo jak to się właściwie stało, że wokół szkoleniowca The Blues w ostatnich dniach aż tak podniosła się temperatura? W końcu Chelsea dalej wojuje w najlepsze na wszystkich frontach, nic strasznego się nie dzieje, tymczasem ligowa porażka 0:2 z Arsenalem spowodowała niemałą burzę medialną. Cóż – prawda jest taka, że ten zamęt tak naprawdę wywołał… nie kto inny, jak były szkoleniowiec Napoli, Sarri we własnej osobie. To on – zdaje się zresztą, że z pełną premedytacją i wyrachowaniem – wysłał w eter kilka takich wypowiedzi, których brytyjskie media po prostu nie mogły puścić mimo uszu. To były zbyt smakowite kąski dla łasych na sensację publicystów z Londynu i okolic. Najprzedniejsza włoska kuchnia.

Krótko mówiąc – Chelsea przerżnęła super-prestiżowe derby w lidze, a jej szkoleniowiec z całym impetem wsadził kij w medialne mrowisko. Ugotował własnych piłkarzy.

– Dzisiaj wolę mówić po włosku – zaczął Sarri z niepokojącą nutą powagi i poirytowania w głosie. – Chcę wysłać moim zawodnikom wiadomość, wolałbym się przy tym nie przejęzyczyć w języku angielskim. Jestem ekstremalnie zły. Bardzo zły, bo w rzeczywistości przyczyną dzisiejszej porażki była przede wszystkim nasza mentalność, nasze podejście. Graliśmy przeciwko drużynie, która była zdecydowanie bardziej zdeterminowana, a tego zaakceptować nie mogę.

– Podobne problemy mieliśmy w meczu ligowym z Tottenhamem, długo rozmawialiśmy o tamtej konkretnej porażce i naszym podejściu do tamtego spotkania. Myślałem, że już znaleźliśmy sposób, żeby radzić sobie z tą kwestią, ale wygląda na to, że wciąż mamy kłopot ze znalezieniem w sobie wystarczającej determinacji. Z tego nie mogę być szczęśliwy, bo wolę przychodzić na konferencję prasową żeby porozmawiać o zawodnikach, o taktyce, tłumaczyć przyczyny porażki z punktu widzenia meczowej strategii. Wygląda na to, że ta grupa piłkarzy jest wyjątkowo trudna do zmotywowania. Ta drużyna jest nieszczególnie agresywna, oni nie mają w sobie odpowiedniej dzikości i to sprowadza się do ich charakterystyki jako zawodników – takimi są po prostu piłkarzami. Trudno mi to dzisiaj zmienić. Zmiany mogą zająć wiele czasu, być może potrzeba będzie nowych twarzy w zespole, albo wpływu najbardziej doświadczonych graczy, rozumiejących ciążącą na nich odpowiedzialność.

Reklama

– Jestem świadom, że znakiem rozpoznawczym tej drużyny nigdy nie będą zdolności bojowe, to nie jest styl, w jakim będziemy grali. Musimy jednak stać się zespołem, który potrafi zaadaptować się do warunków narzuconych przez przeciwnika. Musimy mieć zdolność, żeby przecierpieć na boisku przed dziesięć, piętnaście minut, a potem znowu zacząć grać swoje. Naprawdę, nie zrozumcie mnie źle – bardzo możliwe, że i tak przegralibyśmy ten mecz z powodów taktycznych czy technicznych. Ale przegraliśmy z powodu niedostatecznej determinacji. Nie mogę powiedzieć, że odpowiedzialność za porażkę w ogóle nie spoczywa na mnie – część na pewno. Jest to jednak brzemię, którym chcę się podzielić z zawodnikami.

Maurizio-Sarri-smoking

Maurizio Sarri pali papierosa.

Można wobec swoich podopiecznych wystosować kilka ostrych słów na konferencji prasowej – nie jest to codzienność, lecz jednocześnie żadna ekstrawagancja, nic niezwykłego. Zdarza się trenerom, że się lekko zagotują. Jednak Sarri po spotkaniu z Arsenalem posunął się o wiele, wiele dalej – jego pomeczowe wypowiedzi stanowiły swoisty, głęboko przemyślany manifest. Manifest sprzeciwu wobec safandulstwa własnych piłkarzy.

Od razu przywodzący na myśl inną tyradę – tę, którą wygłosił Antonio Conte, również po porażce z Arsenalem (wtedy było jeszcze gorzej, 0:3), we wrześniu 2016 roku. Były manager The Blues po tamtym spotkaniu najadł się szaleju, wywrócił do góry nogami sytuację w zespole, zaordynował daleko idące zmiany taktyczne… co wyszło drużynie wyłącznie na zdrowie i zaowocowało mistrzowskim tytułem, zdobytym zresztą w kapitalnym stylu. Ale im dalej w las, tym częściej jego krytyczne uwagi kierowane pod adresem piłkarzy na łamach mediów spotykały się z niezbyt sympatycznym odbiorem. Gdy zmieszał z błotem Rossa Barkleya debiutującego w koszulce Chelsea, nikt już nie potraktował tego jako techniki motywacyjnej. Szatnia odebrała wyskok Conte jako afront. Jeden z wielu niewybaczalnych afrontów, ciskanych na oślep przez furiata. Trener stał się wrogiem.

Podobną drogę przeszedł zresztą na Stamford Bridge również Jose Mourinho – najpierw mistrzostwo i pozorna akceptacja dla twardej retoryki szkoleniowca, a potem tragiczny w skutkach konflikt. Sarri zaczyna się na własnej skórze przekonywać, jak skomplikowanym zadaniem jest utrzymanie motywacji w zespole Chelsea. Trudno powiedzieć, czy ciekawski Włoch zgłębił historię konferencji prasowych z udziałem swoich zacnych poprzedników. Pewnie nie miał czasu, żeby przeczesywać tego rodzaju archiwa.

Tak czy inaczej – zalicytował wysoko. Za kilka tygodni, albo nawet miesięcy dowiemy się, czy miał w dłoni parę asów (czyli bezwarunkowe poparcie zarządu i właściciela), czy jednak blefował z waletem i czwórką. Gdy zawodnicy poczują swąd blefu, na pewno bez litości go sprawdzą.

Tym bardziej, że były szkoleniowiec Napoli nie słynie, delikatnie rzecz ujmując, z zamiłowania do roszad w wyjściowej jedenastce. Bez ogródek wysunął zatem ciężkie oskarżenia w stosunku do tych piłkarzy, którym i tak będzie gwarantował mnóstwo minut regularnej gry w lidze i w krajowych czy europejskich pucharach. Nie należy się spodziewać sensacyjnych zmian w składzie. A piłkarze Chelsea naprawdę potrafią tak się porozumieć, żeby nielubiany szkoleniowiec dziwnym trafem prędko wyleciał z roboty. Super-inspirujący Conte się rozzuchwalił? Nie ma już Conte. Mourinho, nazywający Stamford Bridge swoim drugim domem, podniósł rękę na ulubioną masażystkę? Roman Abramowicz musiał go szurnąć ze stołka, ponieważ Chelsea zaczynała niebezpiecznie balansować w okolicach strefy spadkowej.

Zresztą – stara gwardia też miała kilku szkoleniowców na sumieniu, na czele z Villasem-Boasem, Scolarim czy Benitezem. Taka specyfika klubu. Ostatecznie Chelsea swój największy sukces w historii osiągnęła z Roberto Di Matteo u steru. Z którego nie był ani żaden wielki taktyk, ani charyzmatyczny wódz, ale z pewnością równy gość i dobry kumpel starszyzny.

Połajankę w wykonaniu pierwszego trenera próbował załagodzić potem Gianfranco Zola, dobry duch zespołu. – Czy zwycięstwo z Tottenhamem było kwestią reakcji piłkarzy na krytykę? Szczerze mówiąc, nie wiem. Może i tak. Na pewno było widać, że zawodnikom bardzo zależy na awansie do finału. Pokazali wspaniałą osobowość, bardzo dobre podejście do meczu. Rezultat i awans to tylko konsekwencja ich pracy. Nie wiem, z czego to się wzięło, lecz jestem tym po prostu zachwycony, bo tego właśnie potrzebowaliśmy. Nie ma sensu się za bardzo skupiać na przeszłości. Przed meczem z Arsenalem też graliśmy wielkie mecze. Oczywiście ten półfinałowy był jednym z najlepszym. Nie musimy jednak apelować do zawodników o wspinanie się na szczyty możliwości. My wymagamy od nich tylko ciągłości, chcemy utrzymywać tempo. Chelsea nie może sobie pozwolić na to, żeby na dwa mecze doskonałe przypadał jeden słaby. Realia ligi nam na to nie pozwalają.

Niby trochę łagodniej, ale puenta ta sama – niedopuszczalne są mecze oddane bez walki.

– To był bardzo ryzykowny krok, tego rodzaju wypowiedzi zemściły się na poprzednich trenerach Chelsea, którzy wkroczyli na podobną ścieżkę co Sarri po meczu z Arsenalem – twierdzi David Pasztor, który z niemałym zdumieniem przyjął aż tak jednoznaczną i szczerą wypowiedź trenera w mediach. – Niestety, ale to co powiedział Włoch jest przede wszystkim prawdą, całą prawdą i tylko prawdą. Jakkolwiek źle by to nie brzmiało. Drużyna Chelsea jest zdolna do wielkich wzlotów, ostatecznie zdobyła dwa tytuły mistrzowskie w ciągu czterech lat, ale z drugiej strony – gdy poziom motywacji spada, zalicza równie wielkie wpadki. Piłkarze sprawiają wrażenie ludzi, którym brak długofalowej konsekwencji w działaniu, nie potrafią odwrócić losów meczu, który układa się nie po ich myśli. To nie jest już drużyna Terry’ego, Lamparda i Drogby. To nie jest już ta Chelsea, którą znaliśmy z niezłomnej woli walki i zwyciężania – tutaj mamy do czynienia ze znacznie bardziej delikatnymi, miękkimi zawodnikami.

– Szczerze mówiąc, w ogóle nie miałem przed sezonem wielkich oczekiwań wobec Sarriego. Niezależnie od porażki z Arsenalem, uważam że radzi on sobie o wiele lepiej niż można było przypuszczać – dodaje Pasztor. – Dotychczas Chelsea nie miała dobrych doświadczeń z trenerami, którzy są futbolowymi idealistami. Takim gościem jest Sarri. Wcześniej Andre Villas-Boas czy Luis Felipe Scolari nie wytrwali na stanowisku nawet roku i w erze Abramowicza są jedynymi szkoleniowcami zatrudnionymi latem, którzy tak szybko pożegnali się z posadą. Pucharowe starcie ze Spurs było trzydziestym szóstym meczem Sarriego, dokładnie tyle zanotował Scolari jako manager The Blues. Villas-Boas dociągnął do czterdziestu i go wykopano. Teraz na tak radykalne ruchy się nie zanosi i to jest na pewno zmiana na lepsze.

Istotne wydaje się nawiązanie do tych wszystkich kultowych zawodników, którzy przez lata rządzili szatnią gospodarzy na Stamford Bridge.

Sarri w jednej ze swoich krytycznych wypowiedzi niejako zaapelował do najstarszych piłkarzy, żeby ci zdjęli z niego część ciężaru motywowania drużyny do kolejnych meczów. Ale odkąd zmarginalizowana została pozycja Gary’ego Cahilla, doprawdy trudno wskazać potencjalnych liderów, zdolnych żeby wziąć resztę zespołu za twarz i nie dopuścić do przedmeczowego rozprężenia. Takich stereotypowych twardzieli, jakich kojarzymy z brytyjskimi boiskami. David Luiz, Cesar Azpilicueta czy, dajmy na to, Willian na takowych zdecydowanie nie wyglądają, choć to tego pierwszego wskazuje się właśnie jako gościa, który ma dzisiaj dużo, albo i najwięcej do powiedzenia w drużynie. A przecież jego przyszłość w Chelsea stoi pod wielkim znakiem zapytania. Luizowi marzy się tłusta umowa na kilka sezonów, klub oferuje mu skromniejsze wynagrodzenie i krótki kontrakt, zgodnie z przyjętą filozofią. Na razie oczekiwania obu stron rozmijają się na wszelkie sposoby.

Spokój zachowuje Michał Gutka. – Myślę, że Maurizio Sarri sam się nie spodziewał, że początek sezonu pójdzie mu tak dobrze. Ten późniejszy okres stał się w mojej opinii bardziej właściwy i miarodajny dla siły obecnej Chelsea – wychodzi prawda o tej drużynie. Dość smutna dla kibiców The Blues – nie twierdzę, że nadchodzą dla nich jakieś szczególnie trudne czasy, ale tam szykuje się naprawdę duża przemiana kadrowa. To jest podstawowy wniosek, który można wysnuć z ostatnich miesięcy pracy Sarriego. Zaczynają się wyraźnie pojawiać ogniwa, na które ten klub nie będzie w przyszłości stawiać. Potrzeba poważnego liftingu w każdej formacji poza bramką.

– Wypowiedzi Włocha w ostatnim czasie były faktycznie obarczone dużym ryzykiem – dodaje Gutka. – Różni managerowie Chelsea tracili pracę przez szatnię, tak to trzeba w skrócie ująć. Pójście na konflikt z piłkarzami w tym zespole powoduje zwykle duże problemy. Z jednej strony – uważam, że to co robi Maurizio Sarri jest bardzo potrzebne. Bo rzeczywiście on akurat może najlepiej te kwestie wyczuwać, niejako z pierwszej ręki. Chelsea na wielu pozycjach ma graczy, których kojarzymy z tym klubem już od wielu lat. Ta grupa wiele razem wygrała, jest też trochę najedzona innymi sukcesami, również osiągniętymi w reprezentacjach. Trochę się tam zrobił klub tłustych kotów, które niespecjalnie mają jeszcze w sobie głód czegoś więcej. Powtarzam – duże ryzyko tkwi w takich słowach, ale może to się właśnie wiąże ze spodziewanymi przemianami w zespole? Sarri pozwala sobie na takie wypowiedzi, bo wie, że zarząd ma już wizję zmian w kadrze klubu. Zakładam, że to nie jest akt desperacji, tylko odpowiednia skalkulowana próba podgrzania ognia pod piłkarzami.

Ruchem transferowym, którego w Chelsea na pewno chcą uniknąć jest poszukiwanie ewentualnego następcy dla Edena Hazarda. To w gruncie rzeczy jeden z niewielu naprawdę elitarnych zawodników, jacy się jeszcze ostali w kadrze The Blues, z biegiem lat troszkę przeciętniejącej, choć oczywiście wciąż piekielnie mocnej i gotowej do walki o najwyższe lokaty w Premier League. Tymczasem również Belgowi, który kontynuuje swój flirt z Realem Madryt, oberwało się od trenera.

Uderzać personalnie w Hazarda, któremu tak bardzo marzy się Madryt i śnieżnobiała koszulka Realu… Trudno powiedzieć, czy to jeszcze odwaga, czy już niepotrzebna, medialna brawura.

GettyImages.1124603481

Eden Hazard się krzywi.

– Obecnie Hazard jest piłkarzem, który skupia się przede wszystkim na grze indywidualnej. Oczywiście, jest dla nas bardzo ważny, ponieważ to wielki zawodnik. Sam potrafi rozstrzygnąć mecz w dwie minuty, ale w tym momencie nie jest liderem. Jest świetnym zawodnikiem, jednym z najlepszych na świecie, ale mamy innych piłkarzy, którzy mają więcej cech przywódczych – oświadczył bez ogródek Sarri.

Może i jest w tym dużo racji, lecz trzeba też brać pod uwagę, jak kruchym specyfikiem jest ego największych gwiazd światowego futbolu. Trudno sobie wyobrazić, żeby szkoleniowiec bez żadnego namacalnego sukcesu na koncie palnął takie słowa pod adresem Cristiano Ronaldo, choć Portugalczyk w klubach również nieczęsto zakłada na ramię kapitańską opaskę.

– Widać, że Sarrim targnęło to samo poczucie, które kiedyś miał Antonio Conte, również po porażce z Arsenalem – uważa Michał Zachodny. – To była chęć wstrząśnięcia zawodnikami, pobudzenia drużyny. Czy okaże się to skuteczne? Trudno powiedzieć. To znany manewr, ale bardzo rzadko się on przekłada na długofalową pracę trenera. Wiadomo, że podstawowymi zadaniami Sarriego były: zmiana stylu gry i zakwalifikowanie zespołu do Ligi Mistrzów, bo to przekłada się bezpośrednio na pozycję finansową klubu i jego ogólny prestiż. I tym samym wiąże z możliwością zatrzymania najważniejszych piłkarzy, takich jak właśnie Eden Hazard.

– Eden to faktycznie nie jest typowy lider – dodaje Zachodny. – Sarri po prostu powiedział prawdę. Belg sam to przyznał, zresztą wielokrotnie. Nie jest i nie będzie zawodnikiem o mentalności Johna Terry’ego. To jest oczywiste, nie ma w tym nic odkrywczego. Dlatego nie sądzę, żeby Hazard miał się czuć czymkolwiek obrażony. Czytałem jego liczne wypowiedzi, w których otwarcie przyznaje, że woli przemawiać na boisku, a nie w szatni. Że nigdy nie będzie kapitanem, którego sobie wyobrażają kibice.

Podobnie podchodzi do sprawy Rafał Nahorny. – Myślę, że ta atmosfera w Chelsea wcale taka zła nie jest. Rozczarowanych brakiem gry jest w drużynie kilku, ale widać klasę w zmianach, które przeprowadza w zespole Sarri. Wiadomo, że były wątpliwości wokół tego, jak odbierze go szatnia. Ona na Stamford Bridge jest szczególnie mocna, pełna utytułowanych zawodników, a Włoch nie zdobył jeszcze w swojej karierze żadnego trofeum. Mimo wszystko – Sarri sobie radzi, choć jego wypowiedzi po meczu z Arsenalem wzbudziły naturalną niepewność. Tym bardziej, że właściwie cały czas nie wiadomo, co wydarzy się latem z Hazardem. Weźmy pod uwagę, że on już od siedmiu lat jest na Stamford Bridge. Po prostu zasłużył sobie na transfer do innego klubu, zwłaszcza takiego jak Real Madryt. Choć oczywiście te spekulacje trwają od wielu miesięcy, a Belg cały czas gra w Londynie, a nie w stolicy Hiszpanii.

Hazard na cierpkie komentarze odpowiedział w najlepszy możliwy sposób – świetnym występem i bramką w rewanżowym starciu EFL Cup z Tottenhamem, wydatnie pomagając Chelsea w awansie do finału Pucharu Ligi.

Po spotkaniu dziennikarze oczywiście dali mu szansę, żeby odniósł się do krytycznych słów szkoleniowca. Gwiazdor Chelsea nie wyglądał jednak na chętnego, żeby otwarcie przyznać swojemu trenerowi rację. Czy sprawiał wrażenie urażonego? Również niespecjalnie. Chyba rzeczywiście średnio się tym całym zamętem przejął i skoncentrował po prostu na swojej, boiskowej robocie. Tym bardziej, że wreszcie przyszło mu zagrać u boku napastnika z krwi i kości, zamiast samemu wcielać się w tę rolę. – Na odprawie przedmeczowej rozmawialiśmy tylko o awansie i możliwości występu w finale. Teraz w nim jesteśmy, więc ja jestem po prostu szczęśliwy – skomentował Eden. – Moim zdaniem na boisku jest robić to, co potrafię najlepiej. Dzisiaj tak było, to mnie napawa radością. Zawsze powtarzam, że gdy trzeba już wyjść na boisko, mogę być liderem. Jestem nim na placu gry.

Sarri natomiast wyciągnął kij z mrowiska, ukrył za plecami, a zza pazuchy wydostał marchewkę. – Myślę, że Hazard czerpał wiele radości z gry. Ja też miałem radochę, obserwując go w akcji. W końcówce był trochę zmęczony, wiele się nabiegał, ale zagrał fantastyczny, wspaniały mecz. Nie ma tu znaczenia jego pozycja. Dzisiaj zagrał z innym nastawieniem, motywacją i determinacją. To jest ważniejsze od ustawienia.

Czy na pewno ważniejsze?

Taktyka, która nie wszystkim służy

– Moim zdaniem Hazard, zwłaszcza przy takich skrzydłowych, nie będzie nigdy się spełniać na boisku jako fałszywa dziewiątka – uważa Zachodny. I trudno się z tą opinią nie zgodzić. Zacznijmy od kilku prostych ujęć, które najlepiej zobrazują, jak bardzo męczy się Hazard, gdy Maurizio Sarri lokuje go na boisku jako fałszywego napastnika. Jak bardzo cierpi przez to belgijski skrzydłowy, jak mało ma przestrzeni, żeby zaprezentować w pełni swoje niewątpliwe atuty.

hazard strata 1

Starcie z Arsenalem. Hazard dostaje piłkę w kole środkowym, plecami do bramki przeciwnika, w asyście trzech obrońców. Dla Didiera Drogby to byłby tylko kolejny dzień w biurze – porozbijałby rywali, pociągnął grę, uruchomił skrzydłowego, a na koniec jeszcze sam szpicem buta wcisnąłby futbolówkę do sieci. Ale Hazard to nie Drogba – on po prostu futbolówkę stracił.

hazard strata 2

Długa piłka zagrana na głowę do Hazarda. Diego Costa pewnie przyjąłby futbolówkę, albo przynajmniej wybił przeciwnikowi łokciem trzy zęby. Poczciwy Eden został natomiast stłamszony. Nie jest to oczywiście chucherko, potrafi utrzymać się na nogach, ale nie w takich okolicznościach, gdy stoperzy mają naturalną przewagę. Akcja nie zdążyła się zawiązać, a już została powstrzymana.

hazard strata 3

Okolice środkowej strefy w meczu z Newcastle, Hazard walczy o piłkę zgrana głową przez jednego z kolegów. Pressing drużyny przeciwnej niemal natychmiast zmusza go do oddania futbolówki, co gorsza – pod nogi rywala. Po co Hazard akurat z takimi zadaniami, akurat w tym miejscu boiska? On powinien być w gronie zawodników, którzy właśnie się rozpędzają. Wtedy mógłby narobić rywalom problemów.

hazard strata 4

No tutaj to aż się prosi, żeby Williana (u góry ekranu) zamienić z Hazardem miejscami. Zamiast nieudanej akcji, pewnie byłaby bramka, bo Belg takie sytuacje wprost uwielbia. W ogóle na tym obrazku warto zawiesić oko – Eden rozgrywa ze środka, Willian czeka na piłkę na lewym skrzydle, a najbliżej bramki przeciwnika jest N’Golo Kante. Pomieszanie z poplątaniem. Kadr oczywiście z przegranego starcia z Tottenhamem w Pucharze Ligi.

hazard strata 5

Na deser – otoczony przez całą hordę rywali Hazard usiłuje zagrać piłkę partnerom wychodzącym na czystą pozycję. Jednym z nich znów jest znany super-snajper Kante, w tej konkretnej sytuacji ustawiony po prostu na szpicy. Może i jest to jakaś wariacja na temat michelsowskiego futbolu totalnego, ale Sarri chyba się jednak w tym totalniactwie posunął o parę kroków za daleko.

Wątpliwości natury taktycznej już na pierwszy rzut oka jest zatem sporo, a przecież tak naprawdę kamera na powyższych ujęciach spogląda przede wszystkim w kierunku Hazarda. Warto zatem zerknąć na sprawę bardziej całościowo. Martin Lewis, który bardzo dokładnie ogląda każdy mecz Chelsea, koncentrując szczególną uwagę na kwestiach związanych z systemem gry, przekazał wiele pochlebnych, ale i sporo krytycznych uwag wobec włoskiego managera.

– Mocnym punktem piłkarzy Chelsea pod wodzą Sarriego, przynajmniej jak do tej pory, jest umiejętność kontrolowania meczu, gdy piłka należy do nich. Potrafią utrzymywać futbolówkę i spokojnie konstruować akcje w środku pola, ustawiać się wysoko na połowie przeciwnika długimi fragmentami meczów – mówi Lewis. – The Blues cierpią natomiast jeżeli chodzi o element czystej kreatywności i wykończenia akcji w pobliżu bramki przeciwnika. Brakuje im precyzji i ciągłej agresji, ich pressing się niekiedy załamuje. W defensywie kłopoty Chelsea ograniczają się natomiast głównie do lewej strony – boczny obrońca drużyny przeciwnej zwykle ma tam za dużo miejsca, może spokojnie przyjąć piłkę i znaleźć miejsce do rozpędzenia ofensywnej akcji. To problem zwłaszcza wtedy, kiedy rywalom uda się wyciągnąć Marcosa Alonso z jego pozycji. Do asekuracji podchodzi wówczas Luiz, który pozostawia szybkim zawodnikom dużo miejsca do wejścia w szesnastkę i nie spisuje się najlepiej przy blokowaniu dośrodkowań. Poza tym – powstaje więcej wolnej przestrzeni w centrum pola karnego.

– Gdybym miał wskazywać różnicę między stylem gry Conte a Sarriego, będzie tego sporo. Sposób, w jaki drużyna operuje futbolówką, zmiany formacji, koncentracja Sarriego na posiadaniu piłki i kwestiach związanych z jej szybkim odzyskaniem – wylicza Martin. – Conte balansował te aspekty gry i przykładał większą wagę do stałych fragmentów, które teraz bardzo kuleją. Jednak główną różnicą jest zmiana charakterystyki i poziomu gry poszczególnych zawodników na konkretnych pozycjach. Jeżeli porównamy drugi sezon Conte z jego pierwszym, mistrzowskim sezonem, prawie na każdej pozycji Chelsea zanotowała potężny spadek jakości. Do tego doszedł brak właściwego wykorzystania głębi składu, choć trzeba było rywalizować na wielu frontach. Ten problem nie istniał, gdy Antonio sięgał z drużyną po tytuł.

fa cup final

Skład Chelsea na finał Pucharu Anglii w 2018 roku. Biorąc pod uwagę, że Sarri przejął zespół stosunkowo późno, a wakacyjny okres przygotowawczy poważnie zaburzyły mistrzostwa świata w Rosji – trzeba z uznaniem uchylić ronda kapelusza przed zmianami, jakich zdążył dokonać były trener Napoli. Nawet jeżeli nie wszystko mu się udało.

– W sezonie mistrzowskim Diego Costa grał na niezwykłym poziomie – nie zastąpiono go napastnikiem podobnej klasy. W miejsce Maticia zaczęli grać przeciętni pomocnicy. Nawet Fabregas stał się mało użyteczny bez typowej, dynamicznej dziewiątki przed sobą, której mógłby dogrywać kluczowe podania. Davida Luiza z konieczności zastąpił Christensen – niezły obrońca, ale nie aż tak dobry jak Brazylijczyk. Za kadencji Sarriego ten skład zaczyna już swoją siłą nawiązywać do czasów, gdy Chelsea realnie walczyła o mistrzostwo Anglii. Kepa dobrze zastępuje Courtois, bez zarzutów prezentuje się Jorginho. Choć oczywiście wciąż są dziury na poszczególnych pozycjach, a drużyna nie znalazła napastnika i balansu w środku pola. Nie potrafi go zagwarantować Kovacić, którego latem trzeba będzie zastąpić pomocnikiem gwarantującym gole i asysty – dodaje Lewis.

– Jeśli mowa o największych przegranych kadencji Maurizio, trzeba wskazać na Victora Mosesa – nie było sensu trzymać go w klubie, skoro odszedł w zapomnienie system z wahadłowymi. Natomiast Hazard rzeczywiście lepiej odnajduje się na połowie przeciwnika ciesząc się wolnością na skrzydle, skąd może swobodnie kreować szanse bramkowe. Ma teraz dobre statystyki w klasyfikacji kanadyjskiej, to może być jego rekordowy sezon jeżeli chodzi o dokonania strzeleckie, ale niewiele goli dorzucił do swojego dorobku jako fałszywa dziewiątka. Większość trafień przypada jeszcze na okres, gdy grał bardziej jako skrzydłowy – kontynuuje Lewis. – Natomiast zupełnie nie zgadzam się z krytyką wobec nowej roli Kante. To jest zawodnik absolutnie najwyższej, światowej klasy, który może grać na każdej pozycji w drugiej linii. Jest w tym sezonie nie tylko najlepszym defensywnym, ale i ofensywnym pomocnikiem Chelsea, za co mało kto go chwali, choć na pochwały zasługuje. Tak naprawdę Kante nawet w Leicester nie był typową szóstką – grał z lewej strony czteroosobowego bloku. Dopiero później przesunięto go do środka. W ustawieniu preferowanym przez Conte, czyli 3-4-3, a potem 3-5-2, również miał dużo obowiązków ofensywnych. To nigdy nie był po prostu zwykły przecinak.

Chelsea pod wodzą Sarriego jawi się więc jako zespół już w tej chwili nieźle poukładany, ale po prostu ze zbyt wybrakowaną kadrą, by poważnie włączyć się do gry o mistrzostwo, skoro Manchester City i Liverpool z tak bezlitosną skutecznością walcują kolejnych rywali w lidze.

Tutaj jednak zdania pozostałych ekspertów stają się już mocno podzielone:

Nieustraszony reporter radiowy i gospodarz audycji Football, bloody hell!, Wojciech Piela, sądzi tak: – Jeżeli chodzi o styl gry Chelsea, trudno nazwać go atrakcyjnym i uważać za specjalnie lepszy od tego, co Chelsea prezentowała pod koniec kadencji Antonio Conte. Gra The Blues jest schematyczna, a w środku pola brakuje kreatywności. Często jest tak, że do dwudziestego metra od bramki przeciwnika podopieczni Sarriego są sobie w stanie stworzyć przestrzeń i wypracować dobrą pozycję do wykończenia ataku., ale brak klasowej dziewiątki i zagubiony Eden Hazard, którego ciągnie do gry na skrzydle, sprawiają, że te próby spalają na panewce i brakuje elementu zaskoczenia. Jorginho jako najbardziej sztandarowa postać przebudowanej ekipy Sarriego nie zachwyca, a Kante przesunięty na pozycję numer osiem w mojej ocenie również nie daje tyle, ile przedtem. W obronie takie postaci jak David Luiz czy Marcos Alonso przyprawiają fanów o palpitacje serca, a Willian i Pedro w ofensywie nie dają już tego, co kiedyś. Sarri musi szybko znaleźć sposób na wskrzeszenie swojej drużyny, bo w przeciwnym razie Chelsea może skończyć poza czołową czwórką.
– Ostatnio, gdy oglądałem mecz Chelsea z jednym ze znajomych, zapytał on: “Kiedy ktoś w końcu wyciągnie Hazarda z tego klubu?!” – sroży się dalej Piela. – Zastanawiają się nad tym chyba wszyscy, łącznie z samym Belgiem i jego agentem. Hazard na pewno jest piłkarzem, którego stać na grę w lepszym miejscu, a ten sezon wydaje się być schyłkiem jego kariery na Stamford Bridge. Wiele zależy od tego, na którym miejscu Chelsea zakończy sezon w lidze, bo trudno sobie wyobrazić, aby piłkarz tej klasy kolejny rok spędził w Lidze Europy. Dla Chelsea jest sterem i okrętem, prawdziwym liderem na boisku, który w każdym momencie jest w stanie zrobić coś magicznego. Jako fan ligi angielskiej chciałbym, aby grał dla The Blues jak najdłużej, ale uważam, że dla dobra swojej kariery latem powinien odejść.
Szymon Podstufka od Angielskiej Roboty stwierdził natomiast, równie krytycznie i bezkompromisowo: Zachwyty nad Sarrim przyszły szybko, jeszcze szybciej się skończyły. Dziś Sarri to raczej maruda, przyklejony do jednej formacji, jednego stylu gry. Gość, który ubzdurał sobie, że z Hazarda zrobi drugiego Mertensa, choć każdy wie, że piłkarz Chelsea najlepiej czuje się nie w walce ze stoperami, a gdy ma nieco przestrzeni, gdy dostaje piłkę na skrzydle lub blisko linii środkowej i może na pełnej szybkości ruszyć dryblingiem na przeciwnika. Z najlepszego defensywnego pomocnika w Premier League Sarri postanowił zrobić kogoś, kim N’Golo Kante nigdy nie był.

– Zraził też swoim podejściem młodych zawodników, którzy u niego nie dostają szans – kontynuuje swoją tyradę Szymon. – Wielce prawdopodobne, że zaraz Chelsea straci Calluma Hudsona-Odoi, jeden z największych talentów akademii ostatnich lat. Przed meczem z Tottenhamem wydaje się, że Sarri wkroczył na ścieżkę bez odwrotu. Krytyka Hazarda, wytykanie mu, że nie jest liderem, a indywidualistą, to dokładnie ta droga, którą podążył w sprawie Pogby Jose Mourinho. Kto wylądował na manowcach – wiadomo. Jeśli upatrywałbym nadziei dla Sarriego – on angielskiej piłki jeszcze się uczy. Dla Guardioli początki też nie były łatwe, potrafił dotkliwie przegrać z Leicester, zakończyć sezon na czwartym miejscu w lidze. Maurizio na korektę popełnionych błędów ma jeszcze czas. Antonio Conte po przegranym meczu z Arsenalem przeszedł na trójkę stoperów i został mistrzem Anglii, Sarri niedawno z Kanonierami przegrał, więc może i on szybko wyciągnie z tego nauczkę?

Hermetyczne podejście do klubowej kadry to zaiste znak rozpoznawczy Sarriego. W Napoli, choć szalenie doceniano jego pracę, to jednak regularnie pomstowano, iż szkoleniowiec swoim ulubionym zawodnikom nie daje chwili wytchnienia i najchętniej nawet gierki treningowe rozgrywałby najwyżej czternastoma zawodnikami, a reszty graczy używał w roli pachołków. Co zwykle owocowało marnymi występami na europejskiej arenie. W tym sezonie już dziewięciu zawodników Chelsea ma w nogach przeszło 2000 minut. Dla porównania – w Manchesterze City jest tych zawodników siedmiu, a przecież Guardiola rywalizuje też w Lidze Mistrzów, której nie można w żadnym wypadku traktować ulgowo. W przeciwieństwie do Ligi Europy. Podobnie sytuacja wygląda w Liverpoolu. Tottenham? Ledwie pięciu zawodników w klubie 2000+. W Arsenalu jest ich tylko trzech.

Sarri oczywiście trochę rotuje, troszkę zmienia, ale tylko na tyle, na ile musi, by jego najwięksi pupile nie padli na boisku z wycieńczenia przed końcem sezonu. Generalnie – nie daje spokoju swoim gwiazdorom na żadnym z frontów. Z jednej strony chce grać mocnym pressingiem na połowie przeciwnika, a z drugiej nie ma umiaru w eksploatowaniu organizmów u piłkarzy, którzy mają ten pressing skutecznie, szczelnie i wytrwale zakładać.

 – Spodziewałem się, że styczeń i luty to będą najtrudniejsze miesiące dla Chelsea, zwłaszcza dla Jorginho, który gra swój pierwszy sezon w Premier League – mówi Rafał Nahorny. – Chelsea rzeczywiście jest jednym z najbardziej zapracowanych zespołów w stawce, tydzień temu mieli pierwszy raz od listopada wolne w środku tygodnia. Dotychczas grali systemem: środek tygodnia – weekend, bez ustanku Ale kadra The Blues jest mimo wszystko dość szeroka. Ambicje takich zawodników jak Hudson-Odoi już w bardzo młodym wieku są olbrzymie, a szans na grę mimo wszystko brakuje. Rozczarowanych w zespole jest kilku, piłkarze tracą miejsce nawet na ławce rezerwowych. Wszyscy już zapomnieliśmy o Dannym Drinkwaterze, mistrzu Anglii. Musimy jednak pamiętać, że Maurizio Sarri dopiero debiutuje na angielskich boiskach, dokonał zmiany systemu gry, a jednocześnie na pewno bardzo mu zależy, żeby coś w karierze wreszcie wygrać. Trudno to dodatkowo połączyć z dawaniem szans młodzieży w wyjściowej jedenastce, zwłaszcza gdy konkurencja w Premier League jest tak mocna. 

No dobra, skoro już zjechaliśmy na temat personaliów – skupmy się na najważniejszym nazwisku.

Higuain uratuje niemrawą ofensywę?

– Tak uważam. Moim zdaniem Higuain jest takim zawodnikiem, którego w Chelsea potrzeba – twierdzi Nahorny. – Sarri sam sobie trochę zapracował na kłopoty z obsadzeniem pozycji numer dziewięć, bo nie dawał wystarczająco wielu szans Moracie i Giroud. Natomiast ustawienie Hazarda na szpicy to dobry pomysł na jedną, dwie wyjątkowe sytuacje, ale nie na pół rundy. Jednak prawdą jest też to, że wspomnieni Morata i Giroud regularnie pudłowali w prostych sytuacjach i marnowali te nieliczne szanse, jakie otrzymywali od trenera. Natomiast Higuain to snajper, który sprawdzał się w kilku kolejnych, wielkich klubach. W Milanie nie strzelał może bardzo dużo, ale – mimo wszystko – trafiał do siatki. Z Sarrim współpracował już w Napoli. Można być przekonanym, tak na 90% pewności, że Gonzalo okaże się być dobrym nabytkiem.

– Jeśli różnicy na dziewiątce nie zrobi Higuain, to trudno już sobie wyobrazić, by Chelsea w najbliższym czasie zdołała ściągnąć do siebie napastnika podobnej klasy. Jeśli nie on, to chyba już nikt – dodaje Michał Zachodny, zaś Wojtek Piela mówi: Pozyskanie Argentyńczyka faktycznie jawi się jako lek na całe zło dla Chelsea. Takiego snajpera The Blues szukali od czasów Diego Costy, z którym dwukrotnie sięgali przecież po mistrzostwo. Nie jest to na pewno ruch przyszłościowy, gdyż Higuain jest już po trzydziestce, ale to nadal piłkarz, który potrafi strzelić dwadzieścia goli w sezonie. Słabsza jesień w Milanie nie przekreśla jego wcześniejszych zasług, zwłaszcza pod wodzą Sarriego w Napoli, gdy zaliczył najlepszy sezon w karierze. Uważam ten transfer za duży plus, przede wszystkim dlatego, że włoski menedżer przestanie kombinować z taktyką. Pozycja dziewiątki zostanie dobrze obsadzona, bo nie wyobrażam sobie, aby Higuain strzelił w najbliższym półroczu mniej goli od Moraty i Giroud. Pytanie jednak, czy rywale nie za szybko odczytają schemat z Hazardem na skrzydle i Higuainem w środku? Być może tak się stanie, ale myślę, że w tym momencie sezonu Chelsea trudno byłoby o lepsze wzmocnienie w ataku, a to było konieczne.

Wydaje się to wszystko całkiem logiczną argumentacją – co prawda Sarri twierdzi, że nie stara się odciskać jakiegokolwiek piętna na polityce transferowej klubu, ale na pewno nie obrazi się na to, że przyjdzie mu współpracować ze strzelcem, którego w realiach Serie A wyniósł na absolutne szczyty skuteczności. Takiego nieokiełznanego goleadora jak Pipita w sezonie 2015/16 nie widzieli we Włoszech od dekad, a Italia tradycyjnie nie jest ziemią łaskawą dla snajperów.

Carlos Tevez, który wiele lat spędził przecież na Wyspach, nazwał swego czasu Serie A “uniwersytetem dla napastników”. Sarri przyciągnął zatem do Anglii swym powabem jednego z najbardziej prominentnych absolwentów tej uczelni. Choć szkoleniowiec Chelsea stara się raczej unikać rozmów na temat ewentualnych wzmocnień.

– Premier League skręca w trochę innym kierunku, jeżeli chodzi o zarządzanie klubami – zauważa Michał Gutka. – Choćby Unai Emery jest już przedstawiany jako “head coach”, a nie “manager” Arsenalu. Taką sytuację mamy też w Liverpoolu, gdzie funkcjonują komitety transferowe. Liga przyjmuje w tym względzie model bardziej kontynentalny, kończą się już ogólnie czasy wszechwładnych managerów. Ale Sarri faktycznie jest, powiedziałbym, mało wygadany w kwestiach transferowych. Z jednej strony – po takich charakterach jak Mourinho czy Conte – to nie musi być zmiana na gorsze. Mam jednak przeczucie, że jeżeli Włoch ma swój upatrzony cel na rynku, to klub jest w stanie go spełnić. Higuain jest kimś takim. Myślę, że podobnie było z Kepą, z Jorginho. Nie wyolbrzymiałbym tego, że Sarri nie bije pięścią w stół publicznie, domagając się wzmocnień. Swoje potrzeby załatwia po cichu, a głosy o jego zupełnej bierności uważam za przesadzone.

– Do samego transferu Higuaina podchodzę zaś z rezerwą – dodaje Gutka. – To nie jest lek na całe zło, które zaczęło wychodzić na wierzch w ostatnich kilku tygodniach. Dołożenie napastnika i przywrócenie naturalnej harmonii w ataku to dobry początek zmian, ale nie może stanowić ich końca. Jako doraźna opcja – Chelsea raczej na tym nie wyjdzie źle. To ostatecznie tylko półroczne wypożyczenie, gdzie Argentyńczyk coś może udowodnić. Jednak mimo wszystko uważam, że to powinien być tylko pomost między obecną sytuacją, a prawdziwym, nowym napastnikiem, skrojonym pod tę drużynę.

Z kolei Martin Lewis prezentuje postawę skrajnie optymistyczną: – Higuain to jest ten kaliber napastnika, który może pchnąć Chelsea w to miejsce, gdzie drużyna znajdowała się przed odejściem Diego Costy. Ale w przypadku snajperów na Stamford Bridge zawsze są wątpliwości, tak wielu świetnych już tutaj zawiodło. Higuain był topowym piłkarzem właściwie przez całą swoją karierę, jest oczywiście lepszy niż Giroud czy Morata. Oferuje inteligencję poruszania się po boisku, potrafi pograć tyłem do bramki, ominąć zawodnika dryblingiem, strzela z pierwszej piłki. Wykończenie akcji stopą było największym problemem Moraty, który gole strzelał niemal wyłącznie z główki. Patrząc na terminarz – Pipita ma fajnych przeciwników, żeby się rozkręcić, a zaadaptowanie do stylu Sarriego nie powinno być dla niego problemem.

skysports-gonzalo-higuain-chelsea_4555262

Gonzalo Higuain się uśmiecha.

Wspomniany Morata to jeden z tych piłkarzy, którzy zimą znaleźli się na wylocie z klubu. Stamford opuścili omawiani już Moses i Fabregas, słabo stoją akcję Cahilla, wokół paru innych zawodników – choćby Williana – wróbelki ćwierkają o kolejnych ofertach. Czyżby Sarri faktycznie miał już z tyłu głowy świadomość, że szykuje się rewolucja? A skoro tak, to dlaczego włodarze The Blues rozważają sprzedaż Calluma Hudsona-Odoi do Bayernu? Ten cudownie utalentowany skrzydłowy, mistrz świata u-17, sposobi się do ucieczki z Londynu, bo nie widzi dla siebie szans na regularną grę.

Sarri uparcie stawia na weteranów i nie daje się zaszantażować.

– Myślę, że Sarri wbrew pozorom radzi sobie całkiem nieźle z włączaniem do kadry pierwszego zespołu takich piłkarzy jak Loftus-Cheek czy Hudson-Odoi. Osobiście chciałbym częściej oglądać również Ethana Ampadu – podpowiada David Pasztor. – Akademia Chelsea jest tak nabita talentami, że zawsze pojawi się jakaś perełka, której warto dać szansę. Tak naprawdę życzyłbym sobie, żeby klub częściej koncentrował się na promowaniu tych zawodników w Chelsea, niż na zatrudnianiu przeciętniaków pokroju Davide Zappacosty czy Danny’ego Drinkwatera. Tym bardziej, że trzeba za nich płacić wielkie pieniądze, a nie rokują na przyszłość. To tak w kontekście wzmocnień.

– Jest faktem, że Sarri niezbyt przyjmuje się rynkiem transferom, ale nie ma co ukrywać – każdy trener lubi pracować z zawodnikami, których już zna – dodaje David. – Dlatego Włoch niezbyt interesował się zatrudnieniem Christiana Pulisicia, który trafi do Londynu latem. Rekordu transferowego za Kepę też bym nie przypisywał jego naciskom. Ale zawsze dobrze mu się współpracowało z Jorginho, o ściągnięcie Higuaina bez wątpienia wielokrotnie zabiegał. Chelsea ignorowała jego głos, dopóki Alvaro Morata nie poprosił o transfer. Szczerze mówiąc – wystarczy, że Gonzalo strzeli kilka bramek, a już Chelsea wyjdzie na tej zamianie korzystnie. Pozostałe okoliczności wskazują jednak wyraźnie, że wpływ Sarriego na politykę transferową pozostaje niewielki. Trenerowi odmówiono również następcy dla Cesca Fabregasa, choć wyraźnie o to poprosił.

– Rzeczywiście. Po spotkaniu z Newcastle Sarri przyznał, że miał ochotę zdjąć z boiska Jorginho już po dwudziestu minutach gry i odwrócił się nawet w stronę ławki rezerwowych, żeby zlecić Fabregasowi rozgrzewkę, po czym przypomniał sobie, że Cesca już w drużynie nie ma, bo wyjechał do Monaco – przypomina Rafał Nahorny. Włoch potrafi zatem, nawet w sposób zawoalowany, sugerować transferowe potrzeby w mediach.

Jeżeli chodzi o transfery letnie, to jak dotychczas najwięcej ciepłych słów – pomimo ostatnich wahań formy i paru marnych występów – usłyszał o swojej postawie chyba właśnie Jorginho. Żadnych zarzutów nie można mieć również w stosunku do Kepy, który nie gra może na poziomie Courtois z mistrzostw świata w Rosji, ale Courtois-ligowca (zwłaszcza z sezonu 2017/18) spokojnie przerasta solidnością. Niewiele dobrego słyszy natomiast o swoich wątpliwej jakości popisach wypożyczony Mateo Kovacić. Który, obok Marcosa Alonso, jest wymieniany jako jedno z największych rozczarowań tego sezonu po niebieskiej stronie Londynu.

– Marcos Alonso to jest pierwsze nazwisko, przy którym można postawić wielki znak zapytania – uważa Michał Gutka. – Podobnie David Luiz, z którym klub chyba nie chcę się długofalowo wiązać, o czym świadczą komplikacje przy negocjowaniu kontraktu. Musiałoby się natomiast stać co naprawdę spektakularnego, żeby ktoś w Chelsea zechciał wykupić z Realu Madryt wspomnianego Kovacicia. Fakt, że Sarri jest tak dalece przywiązany do swoich ulubionych nazwisk i uparcie na piłkarza Królewskich stawia trochę jednak ogranicza drużynie naturalny rozwój. Piłkarze pokroju Pedro, Williana czy Alonso nie powinni być przyspawani do swoich pozycji niezależnie od okoliczności i podobnie wygląda sytuacja Chorwata. Gra na dwa kontakty: przyjął-stracił. Ma czasami błysk dobrego pomysłu na podjęcie akcji, lecz wykonanie niemal za każdym razem szwankuje. Jedyna dla niego nadzieja, że Hazard powróci na lewe skrzydło. Ta dwójka po wspólnej stronie boiska potrafiła się w pierwszej części sezonu fajnie uzupełniać.

– Trzeba pamiętać, że Marcos Alonso ma w tym sezonie trochę pecha – zauważa Rafał Nahorny. – Żaden inny zawodnik Premier League tak często nie obija słupków. Być może ta pechowa nieskuteczność w jakiś sposób przekłada się również na jego grę w defensywie, bo rzeczywiście, popełnia mnóstwo błędów w ustawieniu, również przy stałych fragmentach gry. 

– Moim zdaniem nie ma takiego piłkarza, którego na skali rozczarowania można w ogóle porównać z Alvaro Moratą – sądzi zaś Pasztor. – Jasne, widzieliśmy lepsze czasy Alonso w Chelsea, a Kovacić nigdy właściwie w przeciągu swojej kariery nie grał wielkiej piłki, bywał najwyżej solidny. Jego przynależność do Realu Madryt trochę zakłamuje poziom prezentowany przez tego piłkarza. Ale wszystkie ich kłopoty razem wzięte nie mogą konkurować z wielomiesięczną indolencją strzelecką Moraty, który po prostu w koszulce Chelsea nie potrafi wcelować w bramkę. W jego przypadku naprawdę konieczna jest zmiana otoczenia.

Biorąc to wszystko pod uwagę – czy można wystawić Sarriemu pozytywną notę za jego pierwsze miesiące na Stamford Bridge?

Słowem podsumowania

Martin Lewis: – Moim zdaniem Chelsea generalnie rzecz ujmując dobrze sobie radzi. Odkąd się okazało, że wielu zawodników nie miało ochoty dłużej grać w Chelsea, jeżeli jej trenerem pozostałby Conte, zmiana szkoleniowca i tak była nieunikniona. Zespół oczywiście wciąż boryka się z kłopotami, które rozpoczęły się wraz z odejściem paru kluczowych zawodników w trakcie drugiego sezonu poprzedniego managera. O ile Luiz i Higuain zapewniają lekarstwo na bolączki w defensywie i ofensywie, tak wciąż brakuje balansu w środkowej strefie, co gwarantował przez lata Matić. Kolejnym problemem są wygasające kontrakty Hazarda, Williana, Pedro i Hudsona-Odoi. Wszyscy mają umowy do 2020 roku i nie będzie łatwo ich zatrzymać na dłużej. Tak naprawdę trener i system gry mają znaczenie drugorzędne, jeśli w klubie zabraknie piłkarzy najwyższej klasy. Oni są najważniejsi.

Michał Gutka: – Zależy jaką skalę ocen przyjmujemy, ale w takiej szkolnej Maurizio Sarri może sobie zapisać czwórkę z minusem. Pewne rzeczy udało mu się już na tę chwilę zaszczepić w drużynie. On sam ma oczywiście z tym problem, że trzyma się zbyt wąskiej liczby piłkarzy – z tym zmagali się przedtem Jurgen Klopp i Pep Guardiola, zwłaszcza podczas swoich debiutanckich sezonów w Anglii. Wychodzi to w praniu, na jakich zawodników można w przyszłości stawiać, a kogo należy sobie odpuścić. Celem Chelsea oczywiście jest wciąż TOP4 i powrót do Ligi Mistrzów – dopóki Sarri to zadanie realizuje, nie ma co go specjalnie krytykować. Może nawet ten minus przy ocenie trochę niepotrzebny.

tabela

47 punktów po dwudziestu trzech kolejkach, 13 straty do lidera. To dokładnie tyle samo, ile miała Chelsea na tym etapie rozgrywek w poprzednim sezonie (17/18), również zajmując czwarte miejsce w stawce, aczkolwiek wtedy do prowadzących The Citizens brakowało aż 15 oczek. Jeszcze wcześniej dorobek punktowy na tym poziomie gwarantowałby kolejno miejsce: drugie (16/17; -9 do lidera), pierwsze (15/16; ex aequo), trzecie (14/15; -6), czwarte (13/14; -6), trzecie (12/13; -11), czwarte (11/12; -10), trzecie (10/11; -7), czwarte (09/10; -11) i czwarte (08/09; -3).

Rafał Nahorny: – Włosi generalnie świetnie sobie radzą w Chelsea, Roman Abramowicz ma do nich wielką słabość. Zresztą – nawet przed nim sporo sukcesów dla klubu zdobywali szkoleniowcy z Italii. Oczywiście nie ma takiego trenera i takiej drużyny na świecie, która rozegra wszystkie mecze w sezonie na doskonałym poziomie. Potknięcia się zdarzają. Natomiast Sarri, jak na swój pierwszy sezon na Wyspach, radzi sobie bardzo dobrze. Z powodzeniem łączy wszystkie rozgrywki pucharowe z ligowymi, a przecież odmienił po drodze system gry, powrócił do czwórki obrońców i przeprowadził sporo zmian personalnych w składzie. Wysoko oceniam jego pracę i sądzę, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Poza tym – pamiętajmy, że on może spróbować dostać się do Champions League kuchennymi drzwiami. Chelsea jest faworytem bukmacherów w rozgrywkach Ligi Europy i jestem przekonany, że The Blues postarają się o triumf także na tamtym polu.

David Pasztor: – Jesteśmy dopiero w połowie rozgrywek, trudno zatem ferować wyroki, ale awans do finału Pucharu Ligi to świetne osiągnięcie, zwłaszcza dla trenera, który nie zasłynął z kolekcjonowania trofeów. Nie sądzę, żebyśmy w przypadku Sarriego mogli już teraz mówić o jakichś wielkich porażkach, choć jego ciągły problem z wykorzystywaniem wszystkich zawodników i brak elastyczności taktycznej bywa drażniący. W teorii Chelsea ma grać wysokim pressingiem i koncentrować się długim na posiadaniu piłki. To taktyczna nowość w zespole, ale na razie wszystko w grze The Blues toczy się o wiele za wolno. Mecze są wygrywane jedynie dzięki indywidualnym zrywom piłkarzy. Oczywiście Sarri jest znany jako taktyczny innowator, ale jak do tej pory na Stamford Bridge trochę za często pokazuje też twarz taktycznego uparciucha, który nie przygotowuje na mecz planu B. Niemniej – jeżeli zakończy sezon na czwartym miejscu w tabeli i dorzuci do tego jakieś gratisowe trofeum, trzeba mu będzie pogratulować dobrej roboty.

Michał Kołkowski

fot. NewsPix.pl, Instat, transfermarkt, Wikipedia

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Anglia

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

0 komentarzy

Loading...