Real Madryt miał zaliczyć bezbolesny powrót z Klubowych Mistrzostw Świata. Królewscy po triumfie w tych rozgrywkach mieli lekko i swobodnie ograć Villarreal. Ale minimalistyczna postawa w drugiej połowie sprawiła, że ekipa Solariego wypuściła dwa punkty z rąk. O remisie przesądziła sytuacja z gatunku tych „NIEPRAWDOPODOBNE, A JEDNAK” – Santi Cazorla strzelił gola głową.
Zanim rozpoczęło się to starcie byliśmy świadkami miłego gestu gospodarzy, którzy ustawili szpaler przed klubowymi mistrzami świata. Piłkarze Villarreal nie mieli problemu z tym, by oklaskami przywitać Real, który dopiero co wrócił z KMŚ. I wrócił z trofeum, a nie z pustymi rękoma.
Powrót do rzeczywistości miał być dość gładki dla ekipy Solariego, bo przyszło im się mierzyć z jednym z największym, albo i nawet największym rozczarowaniem tego sezonu w La Liga. Villarreal mimo jednego z najprężniejszych budżetów w lidze zajmował przed tą kolejką miejsce w strefie spadkowej. Ale zaczęło się dla nich znakomicie – już w czwartej minucie Chukwueze rozerwał dryblingiem obronę Realu, podaniem założył siatkę Casemiro, a Cazorla zgrabnym strzałem przy słupku pokonał Courtoisa.
Jednak gospodarze tylko przez trzy minuty nacieszyli się tym prowadzeniem, bo po akcji Vazqueza ładny, kontrujący względem dośrodkowania strzał głową oddał Benzema i zrobiło się 1:1. Villarreal nadepnął lwu na ogon i choć przez chwilę mógł poczuć satysfakcję, to lew bardzo szybko się zrewanżował. W 11. minucie było już 2:1 dla Królewskich – Kroos dograł z rzutu wolnego, Varane wyskoczył najwyżej i kolejna główka zakończyła się trafieniem dla gości. Wydaje się, że więcej przy tym golu mógł zrobić Asenjo, który dość swobodnie przesuwał się do obrony tego uderzenia. Piłka wcale nie leciała z zawrotną szybkością, ale bramkarz Villarrealu był ostatecznie za krótki.
Jeszcze przed przerwą byliśmy świadkami kontrowersji, gdy Chukwueze (zdecydowanie najaktywniejszy zawodnik gospodarzy) został bezpardonowo powalony w polu karnym przez Ramosa. W pierwsze tempo – chyba karny. W powtórkach – no, nawet bardziej niż „chyba”. Sędzia jednak odesłał piłkarzy do szatni. Z tejże szatni nie wyszedł już Bale, który jeszcze w pierwszej połowie doznał urazu. Wykonaliśmy szybkie obliczenia i wyszło nam, że to był siedemsetny uraz Walijczyka w barwach Realu. Chociaż Tygodnik Kibica podaje, że siedemset drugi.
Po przerwie stroną przeważającą byli gospodarze. Real oklapł kompletnie, Modrić zniknął w tłumie, o Kroosie kompletnie zapomnieliśmy, rezerwowy Isco częściej irytował niż imponował. A Villarreal dwukrotnie otarł się o gola – najpierw Moreno z dystansu pomylił się o kilkanaście centymetrów, a chwilę później Alvaro mógł zaliczyć kopię gola Varane’a, ale też zabrakło mu niewiele. Real odpowiedział przypadkowym rajdem Vazqueza, który w sytuacji sam na sam… przylutował prosto w Asenjo.
No i ta ospałość i ten minimalizm Realu się zemścił na osiem minut przed końcem starcia – Fornals znakomicie dośrodkował za Varane’a i Ramosa, a na piątym metrze znalazł się Cazorla i głową pokonał belgijskiego golkipera rywali. Powtórzmy:
– Santi Cazorla
– strzelił głową
– Realowi
Jeśli ktoś nigdy na oczy nie widział Cazorli, to uzupełniamy – Hiszpan ma 165 centymetrów wzrostu. Czyli ledwo może wchodzić do Makro. A tutaj wszedł za plecy Ramosa i zabrał Realowi dwa punkty. Królewscy tracą na ten moment siedem oczek do Barcelony, cztery do Atletico, dwa do Sevilli. A Villarreal wyszedł ze strefy spadkowej, ale dosłownie wynurzył znad tej śmierdzącej wody jedynie czubek głowy – osiemnasty w tej chwili Athletic ma tyle samo punktów, lecz gorszy bilans bramkowy.
Villarreal – Real Madryt 2:2 (1:2)
Santi Cazorla (4′ i 82′) – Karim Benzema (7′), Raphael Varane (11′)
fot. NewsPix.pl