Reklama

Heavy-metal ma się dobrze, a Arsenal znalazł obronę w czipsach

redakcja

Autor:redakcja

29 grudnia 2018, 20:54 • 3 min czytania 0 komentarzy

To, że Liverpool ogra Arsenal, było raczej do przewidzenia. Szczególnie, że mecz odbywał się na Anfield, gdzie “The Reds” w ostatnich meczach nie mieli problemu w rozbijaniu ekipy “Kanonierów”. Ale tym razem ekipa Jurgena Kloppa zdemolowała rywali z Londynu aż 5:1. Inna sprawa, że obrona gości aż prosiła się o takie manto grając na poziomie Zagłębia Sosnowiec.

Heavy-metal ma się dobrze, a Arsenal znalazł obronę w czipsach

W ostatnich pięciu meczach z Arsenalem na Anfield gospodarze zawsze strzelali przynajmniej dwa gole. No i w żadnym z tych meczów nie przegrali. Dlatego byliśmy jakoś dziwnie spokojni o trzy punkty dla nich, gdy Ainsley Maitland-Niles wykorzystał znakomitą wrzutkę Alexa Iwobiego i dał “Kanonierom” prowadzenie. Akcja piękna, dośrodkowanie z cyklu “bramkarz może patrzeć, obrońcy rywali mogą podziwiać” i zrobiło się szybkie 1:0.

Ale później grał już tylko Liverpool. A obrona Arsenalu… Cóż. Moglibyśmy tutaj wpisać multum czasowników. Nawet takich dość wulgarnych. Ale bądźmy litościwi dla tej grupki, która bronić nie umie, a ktoś im kazał to robić. Lichtsteiner, Sokratis, Mustafi i Kolasinac robili dzisiaj wszystko źle. Źle kryli, źle odbierali, źle się ustawiali, źle zakładali pułapki ofsajdowe, źle grali głową, nawet faulowali źle.

Najpierw Lichtsteiner kopnął w Mustafiego tak, że Firmino z metra wbił piłkę do siatki. Później Brazylijczyk minął ich jak bezpańskie wózki w Lidlu i strzelił gola dającego prowadzenie. Po 10 minutach było więc 1:0 dla Arsenalu, po kwadransie gry było już 2:1 dla Liverpoolu. Ale to nie był koniec lania dupska obrony, którą Unai Emery trafił w czipsach.

Bo kabaret defensywy trwał dalej. Choć oddajmy Liverpoolowi co liverpoolskie – podanie Robertsona do Salaha przy trafieniu Mane było genialne. Cudowne. Fantastyczne. Ale znów Sokratis względem rywala był ustawiony tak, jak Piotr Polczak podczas meczów Zagłębia Sosnowiec. I nie, nie jest to komplement. 3:1 i – wybaczcie, że się powtarzamy – to nie był koniec lania. Jeszcze przed przerwą Sokratis wytrącił z rytmu biegu Salaha, a że rzecz działa się w polu karnym, to Michael Oliver wskazał na wapno. “Jedenastka” miękka, nie widzimy tam ostrej kosy po piszczelach, kontakt jest delikatny, a Egipcjanin wykłada się jak na łyżwach, ale prawda jest taka, że Grek przegrał pozycję i skrobał po piętach rywala. Do karnego podszedł sam poszkodowany i było 4:1.

Reklama

Czy był to adekwatny wynik wobec tego, co oglądaliśmy na boisku. I tak, i nie. Liverpool nie miał miażdżącej przewagi, nie oddał 20 strzałów przez 45 minut, Fabinho wyglądał na kompletnie zdekoncentrowanego, a Arsenal miał nieźle wyglądającego Iwobiego. Ale gdy trio Mane-Firmino-Salah brali w obroty ten skład węgla i papy zwany potocznie “obroną Arsenalu”, to kolejne gole były kwestią czasu.

Po przerwie ekipa Kloppa nieco odpuściła, nie atakowała już z takim polotem, a i niektórzy zaczęli się bawić w granie piętkami. Swoje szanse mieli Mane i Fabinho, ale tym razem tyłek swoim kolegom uratował Leno. Ale po ponad godzinie gry tym razem w polu karnym faulował Kolasinac, a strzałem z wapna hat-tricka skompletował Firmino.

Tym samym Liverpool odskoczył Tottenhamowi na dziewięć punktów (Spurs przegrali z Wolverhampton) i na dziesięć Manchesterowi City, który jutro gra z Southampton. Heavy-metal Kloppa ma się dobrze.

Liverpool – Arsenal 5:1 (4:1)

Robert Firmino (13′, 15′, 65′), Mohamed Salah (45′), Sadio Mane (32′) – Ainsley Maitland-Niles (10′)

fot. NewsPix.pl

Reklama

Najnowsze

Anglia

Anglia

Świetna wiadomość dla fanów Manchesteru City. Guardiola przedłużył swój kontrakt!

Bartosz Lodko
0
Świetna wiadomość dla fanów Manchesteru City. Guardiola przedłużył swój kontrakt!

Komentarze

0 komentarzy

Loading...