W Genoi burdel rozkręcił się na dobre. Enrico Preziosi zwolnił już dwóch trenerów w tym sezonie, zdążył nawet obu ochrzanić i zrobić z nich winowajców słabego startu Rossoblu. Ekipa z Ferraris ma w swoim zespole gościa, który jest jak na razie liderem klasyfikacji strzelców Serie A, który rywalizuje jak równy z równym z Cristiano Ronaldo, a i tak zajmowała przed tym meczem czternastą lokatę. Okazje do wyjścia na prostą piłkarze Genoi będą mieli za chwilę dość dobre (u siebie przeciwko Atalancie, na wyjeździe Cagliari), ale to przyszłość. Teraz musieli stawić czoła Romie, grając na Olimpico. Ostatecznie nie dali rady, ale było naprawdę blisko. Banda Di Francesco pokonała ich 3:2.
Roma nie gra w tym sezonie powalająco. To nawet mało powiedziane. Giallorossi są na razie dużym rozczarowaniem i – co więcej – tu nie chodzi o pecha, a raczej o indywidualności. Dokładniej: ich brak. Oczywiście, można do Ferrari włożyć silnik z Mazdy, nie jest to zabronione, tylko że ten lepszy samochód nie będzie jeździł tak, jak wcześniej. Nie dziwmy się więc, iż niemal na półmetku sezonu Giallorossi zajmują miejsce dalekie od czołówki.
Dzisiejsze spotkanie między Romą a Genoą pełniło rolę odbudowania. Obie ekipy w dołku, zwycięstwo dałoby kopa na następne kolejki. Gospodarze od pierwszych minut przejęli piłkę, lecz to raczej wynikało z planu genueńczyków, który nakreślił Cesare Prandelli. No dobra, oddali futbolówkę na moment, a goście objęli prowadzenie. Oscar Hiljemark uderzył z dystansu, gigantyczny błąd popełnił Robin Olsen, dzięki czemu Krzysztof Piątek zdobył DWUNASTĄ bramkę w tym sezonie Serie A.
Niektórzy z was zapewne stwierdzą, iż „nic w tym specjalnego, dobił do pustej bramki”. Faktycznie, tak było, ale mimo wszystko musimy docenić parcie Polaka na kolejne gole. Gdyby nie poszedł do końca, Szwed chyba zdążyłby naprawić swoją pomyłkę. A tak – Genoa prowadziła. Roma wyrównała w 31. minucie. Z rzutu wolnego piłkę dośrodkował Alessandro Florenzi, dwóch piłkarzy skiksowało, a na listę strzelców wpisał się Federico Fazio, wykorzystując mały misz-masz w szeregach Genoi. 120 sekund później goście prowadzili ponownie. Sandro zagrał główką na długi słupek, obrońcy Romy stoją w miejscu, a Hiljemark tym razem zdobywa swoją bramkę.
Szalony był to mecz, zdecydowanie najlepszy w tej kolejce. Tym bardziej, że w ostatnich minutach pierwszej odsłony gospodarze znów doprowadzili do remisu. Justin Kluivert przejął piłkę w okolicach koła środkowego, puścił ją obok Ervina Zukanovicia, a później obiegł go i wjechał w pole karne niczym Conrado Moreno. Przymierzył, załadował po długim i Ionut Radu skapitulował po raz drugi.
W drugiej połowie defensywy obu zespołów dalej wyglądały, jakby za chwilę miały zagrać… w jednym z odcinków „Gangu Olsena”. A Robin klasycznie znowu sprezentował bramkę gościom. Lazović zebrał futbolówkę, strzelił w przeciwległy róg bramki, a Szwed zamiast ją złapać, wybić, cokolwiek, puścił pod rękami. Uratowała go interwencja sędziego, który odgwizdał wcześniejszego spalonego Kouame. Jedziemy w drugą stronę. Klepka Cristante z Kluivertem, Włoch znajduje się w szesnastce gości i za moment Radu wyjmuje futbolówkę z siatki. Rumun mógł zareagować nieco lepiej, ale tu głównie zawiodła obrona gości. Roma wyszła na prowadzenie.
Krzysztof Piątek w drugiej połowie trochę zgasł, ale znów pokazywał zaangażowanie. Momentami szaleńcze zaangażowanie. Ofensywa, defensywa – nieważne. Szukał miejsca, dwa razy doszedł do strzału, ale w obu jego próby na spokojnie łapał Olsen, co nie świadczy o nich dobrze. Cóż, Prandelli na swoje pierwsze zwycięstwo w lidze jeszcze poczeka, ale dla nas liczy się też to:
AS Roma – Genoa CFC 3:2 (2:2)
16′ Krzysztof Piątek 0:1
31′ Federico Fazio 1:1
33′ Oscar Hiljemark 1:2
44′ Justin Kluivert 2:2
58′ Bryan Cristante 3:2
fot. Newspix.pl