Reklama

“Nakaz gry młodzieżowca to przystawienie klubom pistoletu do głowy”

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

06 grudnia 2018, 16:36 • 13 min czytania 0 komentarzy

– Gra w ekstraklasie toczy się o zbyt wielką stawkę, by wystawiać piłkarza do gry tylko dlatego, że jest młody – uważa prezes Wisły Płock, Jacek Kruszewski. Wtóruje mu większość naszych rozmówców, a wniosek jest oczywisty – o ile zniesienie limitu obcokrajowców wydaje się zmianą na plus, o tyle sztuczne pompowanie młodych piłkarzy, szkolenie przez zagłaskanie, patrzenie na szczyt piramidy zamiast pracy u podstaw jest drogą, która może przynieść więcej szkód niż potencjalnych korzyści.

“Nakaz gry młodzieżowca to przystawienie klubom pistoletu do głowy”

Największe obawy? Młodzi piłkarze staną się drożsi, a co za tym idzie nie każdy klub będzie stać na dobrego młodzieżowca, który będzie w stanie grać od 1. do 90. minuty przez cały sezon. Zawodnicy zaczną grać ze względu na wiek a nie umiejętności. Niewykluczona jest sytuacja, że kluby – zamiast ogrywać swoich piłkarzy w pierwszej lidze – zdecydują, że gracze powinni zostać, by stanowić alternatywę w razie gdyby podstawowi młodzieżowcy się posypali. No i być może najważniejsze, o czym wspomniał nam Dominik Nowak: – Przecież to, że młodzi zaczną grać, magicznie nie sprawi, że staną się lepiej wyszkoleni.

Generalnie, młodzi już dziś mają tak cieplarniane warunki, że trudno zrozumieć, dlaczego – co sugerowaliśmy wczoraj – zamiast lodu przyniesiono im leżaki. Dziś się na nich chucha i dmucha. Przecież wystarczy, że młody kilka razy kopnie piłkę – raz prosto, raz nie – a już zgłaszają się po niego kluby z topowych lig, proponując kontrakty, które – tak sobie strzelamy – przewyższają polską średnią krajową o co najmniej kilka złotych.

Dlatego o opinię na temat nakazu wystawienia młodzieżowca, a także zniesienia limitu obcokrajowców poprosiliśmy prezesów ekstraklasowych klubów: Jacka Kruszewskiego z Wisły Płock, Mateusza Dróżdża z Zagłębia Lubin, Wojciecha Pertkiewicza z Arki Gdynia, Marcina Jaroszewskiego z Zagłębia Sosnowiec, Andrzeja Dadełło z Miedzi Legnica i trenerów: Ireneusza Mamrota, Dominika Nowaka i Kibu Vicunę.

Reklama

*

OBOWIĄZEK GRY MŁODZIEŻOWCA

Jacek Kruszewski, prezes Wisły Płock:

– Rozumiem ideę, chciałbym, żeby wielu młodych Polaków występowało regularnie, ale wydaje mi się, że to przystawienie klubom pistoletów do głowy. Zmuszanie do wystawiania piłkarza w określonym wieku w sytuacji, w której kluby – niejednokrotnie – grają o życie i przetrwanie, bo nie jest tajemnicą, że spadek z ekstraklasy nierzadko wiąże się z tym, że klub upada? To nie jest dopracowane rozwiązanie. Spójrzmy na nasz przykład. Akademia powstała kilka lat temu, dopiero w najmłodszych rocznikach zaczynamy szkolić młodzież systemowo i na razie nie mamy swoich młodzieżowców. To przykre, co teraz mówię, ale taka jest prawda. Nie mamy wychowanków, którzy mogliby grać chociaż w pierwszej lidze. Na zapleczu ekstraklasy mamy tylko Adama Radwańskiego w Rakowie Częstochowa, który ma problemy z regularną grą. A teraz zmusza się nas do tego, żeby w każdym meczu grał młodzieżowiec. Cóż, będziemy musieli ściągać piłkarzy z zewnątrz. Oczywiście, mamy młody zespół w czwartej lidze – od wielu lat najlepszy w okręgu płockim – ale właśnie, tylko w czwartej lidze. Generalnie, w naszym okręgu nie ma piłkarzy, którzy byliby lepsi od tych, którzy już są u nas. Z kolei ci, którzy są u nas wydają się za słabi na ekstraklasę.

To przepis, który będzie faworyzował kluby posiadające bardzo silne akademie. Nie jest tajemnicą, że są w Polsce kluby, które – nie będę wymieniał miast, każdy się domyśli – mają większe budżety na akademię niż my na pierwszy zespół. 20 milionów złotych na najlepsze akademie to nie są oderwane od rzeczywistości pieniądze. U nas budżet akademii nie sięga nawet miliona. Nie dlatego, że nie chcemy inwestować w młodzież, a dlatego, że Wisła jeszcze kilka lat temu grała w drugiej lidze. Co zrozumiałe, nikt nie myślał o szkoleniu młodzieży na szeroką skalę. Dopiero pnąc się szczebel po szczebelku, zaczęliśmy myśleć o akademii, która działa, ale efekty jej pracy dopiero przyjdą. Za kilka lat.

Na poziomie Ekstraklasy powinno grać najlepsi piłkarze, którzy są w klubie. Młodzieżowiec na boisku to jedno, pamiętajmy, że co najmniej jeden – o zbliżonym poziomie, o podobnej pozycji – musi siedzieć na ławce, by można było dokonać zmiany.

Reklama

Myślę sobie, że można byłoby zrobić inaczej. Przykład. Jeżeli chcesz mieć więcej obcokrajowców na boisku, to równocześnie wystawiaj więcej młodzieżowców. Żeby była równowaga. Gra w ekstraklasie toczy się o zbyt wielką stawkę, by wystawiać piłkarza do gry tylko dlatego, że jest młody. Ale jeszcze raz podkreślam – ideę rozumiem, jest słuszna, bo na co dzień nie oglądamy zbyt wielu młodych Polaków na boiskach, ale zdecydowanie łatwiej mają akademie starsze, bardziej doświadczone, lepiej rozbudowane.

Rynek młodzieżowców zacznie działać bardziej prężnie. Trzeba liczyć się z tym, że koszty pozyskania i utrzymania – bo zmieniają się przepisy odnośnie do ekwiwalentu za wyszkolenie, który będzie ujednolicony – takiego piłkarza będą spore. Kiedy klub – tak jak nasz – tak naprawdę nie ma swoich wychowanków, to trzeba będzie ryzykować. Niektórzy będą rzuceni na głęboką wodę, zwłaszcza że trzeba grać kimś takim przez 90 minut. Generalnie, niewiele klubów posiada bardzo silnych młodzieżowców. Legia ma Szymańskiego, ale to piłkarz ograny, na którego stawiano dawniej.

Nic jednak nie zmienimy. Skoro taka decyzja została podjęta, trzeba pracować w akademiach, by produkować własnych graczy. Rozwijamy infrastrukturę akademii, poprawiamy jakość pracy, ale mówimy o żmudnym procesie, który na pewno nie przyniesie efektów za rok czy dwa.

Mateusz Dróżdż, prezes Zagłębia Lubin:

– W tym przypadku widać pewne zagrożenia. Młodzi zawodnicy na rynku transferowym będą drożsi, co nie będzie zdrowe. Dalej – niewykluczone, że niektórzy z nich będą grać, choć w normalnych okolicznościach – bez wprowadzenia nakazu – nie znaleźliby się w jedenastce. U nas naprawdę nie ma problemu w sytuacji, gdy młody chłopak się wyróżnia. Jeżeli jest dobry, to prędzej czy później dostanie szansę, niezależnie od limitów i wieku. Dlatego narzucanie wcale nie musi być dobre. Problemy polskiej piłki nie jest zniesienie limitu obcokrajowców czy nakaz gry młodzieżowca, zwróćmy uwagę na dyskusję o strukturze klubów, o prowadzeniu akademii, o prowadzeniu młodzieży. Zaczynamy od góry, a praca u podstaw chyba nie we wszystkich klubach jest wykonywana tak, żeby polska piłka była w lepszym stanie. W Zagłębiu wprowadzamy indywidualny tok treningów dla 15-, 16- i 17-latków, by jak najszybciej wchodzili oni do pierwszej drużyny. Chcemy, by młodzieżowcy grali niezależnie od uchwał.

Dominik Nowak, trener Miedzi Legnica:

– To przymus, do którego jestem negatywnie nastawiony. Pracowałem w różnych klubach. Jeżeli miałem dobrego młodego zawodnika, to chciałem go promować. Grał, bo zasłużył. W przypadku nakazu możemy dojść do sytuacji, że niektórych klubów nie będzie stać na dobrych młodzieżowców – zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym. Koszty podskoczą, menedżerowie będą życzyć sobie więcej, zresztą nie ma co się dziwić. Dla mnie wolny rynek to wolny rynek. Jeżeli będziemy mieli w Polsce dobrych piłkarzy, to wystawiajmy ich, a nie dawajmy grać tym, którzy są słabi. Bo tacy zawodnicy w naszej ekstraklasie mogą się pojawić. Niektórzy nie będą gotowi, a dostaną szansę. Zastanówmy się, jak podnosić poziom szkolenia, zacznijmy od pracy u podstaw. W Miedzi mamy akademie, która zaczyna się rozwijać, ale patrzymy na młodych piłkarzy. Jestem pierwszy, który uważa, że – dla dobra polskiej piłki – powinni grać dobrzy polscy piłkarze. Ale właśnie – dobrzy. To podstawa. Dochodzi do paradoksów. Spójrzmy na poziom wyszkolenia naszych piłkarzy, a graczy z Hiszpanii czy Portugalii. Wniosek? Jesteśmy słabiej zaawansowani technicznie. Więc szkolmy, a nie zaczynajmy od góry. To, że młodzi zaczną grać magicznie nie sprawi, że będą lepsi, że będą lepiej wyszkoleni. Chcemy coś zyskać, a o to będzie trudno. Niech grają najlepsi. Miałem Damian Gąskę, Damiana Kądziora, Mateusza Radeckiego. Nie potrzebowali przepisów, żeby grać. O to w tym wszystkim chodzi.

Możemy dziś ustalić, że ekstraklasowe zespoły będą prowadzić trenerzy do 35. roku życia. Pytanie, co to da, co to zmieni.

Ireneusz Mamrot, trener Jagiellonii Białystok:

– Na boisku wystawia się jedenastu ludzi, którzy są w najlepszej formie. Przepisy nie powinny tego obligować, młodzieżowcy powinni wywalczyć sobie miejsce, nic nie powinno być za darmo. Ktoś jest dobry, to gra. Prosta zasada. A tak za chwilę zacznie się walka o młodych chłopaków, to nie będzie do końca zdrowe. Obawiam się, że w grę zaczną wchodzić większe pieniądze niż te, które ci chłopcy powinni dostawać. Wiadomo, to ma swoje plusy, bo gracze będą się rozwijać, ale nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania. Rozumiem, jaka jest idea, ale żeby ktoś się rozwinął i dał coś polskiej piłce, to musi on najpierw wygrać rywalizację. Bez zakazów i nakazów.

Marcin Jaroszewski, prezes Zagłębia Sosnowiec:

– Kiedy graliśmy w drugiej i pierwszej lidze, byłem zwolennikiem tego przepisu. Zagłębie zarobiło dzięki temu sporo pieniędzy. Ale obowiązek gry młodzieżowca w Ekstraklasie? Na tym poziomie żadne ograniczenia nie powinny mieć miejsca. Jak ktoś jest dobry, to gra. I tyle. Jestem emocjonalnie związany z trenerami Jackiem Magierą i Tomaszem Łuczywkiem, interesuję się losami kadry U-20. Warto zauważyć, że trenerzy, którzy są rywalami naszych szkoleniowców jeżdżą oglądać zawodników do Premier League czy Bundesligi. Bo tam znajduje się część zawodników, z którymi przyjdzie nam się w przyszłym roku zmierzyć. Wybór jest, a przecież największych ligach nie ma żadnych przymusów. Z kolei u nas trener Magiera regularnie ogląda dwóch czy trzech zawodników. Rozumiem, że chcemy tę liczbę zwiększyć, ale chyba nie powinniśmy robić tego w ten sposób, dla mnie to sztuczne pompowanie młodych piłkarzy. Niewyróżniający się zawodnik gra bo musi, a jak skończy wiek młodzieżowca, to wróci na swój poziom.

Tak jak na zachodzie – powinni grać ci, którzy są najlepsi. To jest prawdziwa weryfikacja.

Wojciech Pertkiewicz, prezes Arki Gdynia:

– Celowałbym w rozwiązanie, które pobudza rywalizację, a niczego nie gwarantuje żadnym zawodnikom. I mimo że uważam, iż kluby nie grają przeciwko sobie zatrudniając zawodników – a czytam i takie komentarze – to wydaje mi się, rozumiejąc intencję PZPN, że pewne zmiany mogłyby być korzystne. Myślę o proporcjach ilości zawodników na liście A zgłaszanych do rozgrywek. Dziś lista A to trzech wychowanków klubu, pięciu zawodników szkolonych w ramach federacji i siedemnastu dowolnych. Pamiętając, że skład można uzupełnić dowolną liczbą młodzieżowców (lista B), można zmniejszyć listę A do 24 zawodników i zmniejszyć liczbę zawodników dowolnych na korzyść tych szkolonych w federacji, czyli w domyśle Polaków. Dajmy lepszą wędkę wszystkim, a nie jednej osobie tylko dlatego, że jest młodzieżowcem. Jeśli sportowo wywalczy miejsce na boisku, niech wraca do domu z pełną siatką ryb, w innym przypadku zabiera czyjś obiad, a pamiętajmy, że obowiązkowy młodzieżowiec na boisku to kolejne jedno czy drugie miejsca zajęte na ławce rezerwowych. Niech grają najlepsi w ocenie trenera.

Andrzej Dadełło, prezes Miedzi Legnica:

– Są plusy i minusy. Z jednej strony trenerzy będą stawiać na młodych chłopaków, z drugiej – wypaczona zostanie rywalizacja sportowa. Czasami przypadek decyduje o tym, czy klub w danym roczniku ma młodzieżowca czy nie. Gdybyśmy nie byli tak mocno drenowani przez ligi zagraniczne, uważałbym taki nakaz za świetne rozwiązanie, ale młodzi piłkarze co chwilę odchodzą. To minus, ale minus nieunikniony.

Jeżeli już mamy taki przepis, to wydaje mi się, że logiczne byłoby, gdyby status młodzieżowca w ekstraklasie miał zawodnik o rok starszy niż w pierwszej i drugiej. Bo przecież na zapleczu ogrywamy głównie tych najstarszych młodzieżowców, którzy później wrócą do ekstraklasy i nie będą łapać się w ramy nakazu.

Kibu Vicuna, trener Wisły Płock:

– Nie powinno patrzeć się na to, w jakim wieku są piłkarze. Robienie czegoś obowiązkowo nie jest dobre. Nie czuję tego. Wolę, jak coś postępuje naturalnie. Jak jesteś dobry, to grasz. Po prostu. Kiedy mam 24-25 piłkarzy, to przecież nie zwracam uwagi na to, ile ci zawodnicy mają lat. W Wiśle Płock mamy sporo piłkarzy w granicach 20-24 lat, część z nich gra. Łasicki, Uryga, Stępiński Szymański, Rasak, Angielski, Łukowski. Jeżeli grają, to nie dlatego, że są młodzi. Nic na siłę.

 *

ZNIESIENIE LIMITU OBCOKRAJOWCÓW

Jacek Kruszewski, prezes Wisły Płock:

– Zmiana ma sens, bo – było czy nie było – obcokrajowców w polskiej lidze jest sporo. Rozgraniczanie na ludzi z Unii i spoza Unii było sztucznym podziałem. Wiśle Płock taki podział przeszkadzał tylko dlatego, że nie mogliśmy mieć na boisku jednocześnie Ricardinho, Merebaszwiliego i Stilicia, ale nie lobbowaliśmy za tym, by limit został zniesiony, bo to nie do końca był nasz problem. Trudniej miały – i na razie jeszcze mają – kluby, które walczą o europejskie puchary, przez co są ograniczane przy pozyskiwaniu zawodników do walki w Europie. Najlepsi młodzi piłkarze wyjeżdżają za granicę, więc trzeba sprowadzać ludzi z zewnątrz. Generalnie, zniesienie limitu będzie korzystne. Na przykład Ukraina dysponuje dobrymi piłkarzami, a sytuacja polityczna jest tam napięta. Kilku tamtejszych piłkarzy mogłoby przyjechać do Polski i podnieść poziom ligi. Bo chciałbym, żeby zniesienie limitu obcokrajowców spowodowało, że do Polski będą przyjeżdżać naprawdę dobrzy piłkarze, bo to, że będziemy mieli zalew obcokrajowców spoza UE, którzy niewiele wniosą, mija się z celem. Liczę, że najsilniejsze klubu, które mają możliwości i pieniądze, na tym przepisie skorzystają. Przede wszystkim mądre zarządzanie, żeby nie okazało się, że przyjadą tabuny Brazylijczyków czy Urugwajczyków. Wierzę, że poziom się podniesie, że będą do nas trafiać piłkarze solidni. Wisła Płock ma w kadrze trzech obcokrajowców spoza UE, uważam, że każdy z nich wnosi do polskiej ligi jakoś. O to w tym wszystkim chodzi. Jeśli obcokrajowiec, to podnoszący poziom zespołu i ligi.

Mateusz Dróżdż, prezes Zagłębia Lubin:

– Z jednej strony widzę pewne zagrożenia, z drugiej – nie przepisy, a model prowadzenia klubu zdecyduje o tym, czy w drużynie będzie większość Polaków, jedenastu Słowaków czy jedenastu Brazylijczyków. Choć nie ma co ukrywać, może zdarzyć się tak, że – w związku z działaniami na rynku transferowym – dojdzie do tego, że w drużynie będą samo obcokrajowcy. Generalnie, Zagłębie Lubin próbuje robić wszystko, żeby klub był oparty na akademii, żeby liczba młodzieżowców i Polaków była jak największa. Dlatego dla niektórych klubów zniesienie limitu obcokrajowców jest zmianą na plus, z kolei my aż tak tego nie odczujemy. Przyjęliśmy taki model, że nie potrzebujemy formalnych uchwał, by wprowadzać strategię, która według nas jest słuszna.

 Marcin Jaroszewski, prezes Zagłębia Sosnowiec:

– Na poziomie profesjonalnym otwarcie rynku transferowego jest czymś normalnym. Zrzuca kajdany. Mamy wolny rynek, w grę wchodzą duże pieniądze, więc niech każdy buduje drużynę tak, jak chce. Zmiana na plus.

Wojciech Pertkiewicz, prezes Arki Gdynia:

– Nie do końca wiem, jaki cel przyświecał wprowadzeniu tego limitu. Mogę się tylko domyślać, że chodziło o zmniejszenie liczby obcokrajowców i zwiększenie liczby Polaków grających w klubach Ekstraklasy. Życie pokazało jednak, że proporcje wcale się nie zmieniły, a jedynie zmieniły się paszporty obcokrajowców. Jednocześnie doprowadziło to do ograniczeń w poszukiwaniu zawodników. Dobrze, że rozpoznanie zostało przeprowadzone i wypada się cieszyć, że zebrawszy doświadczenia z kilku lat, wycofujemy się z tego nieszczęśliwego przepisu.

Andrzej Dadełło, prezes Miedzi Legnica:

– Zniesienie limitu obcokrajowców traktuję jako coś bardzo pozytywnego, bo ograniczenia w sztuczny sposób wpływały na naszą działalność na rynku transferowym. Gdyby Legia czy Lech awansowały do fazy grupowej Ligi Mistrzów czy Ligi Europy, byłyby jedynymi klubami, które nie miałyby w kadrze kilku obcokrajowców spoza UE. Bez limitu zwiększamy szansę na znalezienie lepszego piłkarza. Kadry będą takie same jak teraz, tylko przesunie się to w takim kierunku, że będzie większa równowaga. W parze za tym powinna iść jakość. Mam nadzieję. AS Trencin pokazał, że – opierając się na obcokrajowcach – można zbudować solidny zespół.

Kibu Vicuna, trener Wisły Płock:

– Każdy kraj jest inny. Pracowałem na Litwie, gdzie można wystawiać pięciu obcokrajowców spoza krajów UE. W Polsce do tej pory mówiliśmy o dwóch zawodnikach, co miało być – teoretycznie – lepsze dla polskich piłkarzy i młodych zawodników. Ale teoretycznie. Bo wiadomo – możesz mieć trzech Słowaków, nie możesz mieć trzech Brazylijczyków, zresztą tak czy siak da radę stworzyć drużynę składającą się w większości z obcokrajowców. Dlatego trudno powiedzieć, czy zniesienie tego limitu jest dobre, na pewno skończą się ograniczenia, ale zwróćmy uwagę na coś innego – w podstawowych składach sporej części drużyn Ekstraklasy nie gra nie wiadomo ilu Polaków, a teraz kluby będą miały jeszcze większe pole manewru, by ściągać obcokrajowców. Narzekać jednak trudno, na przykład w Wiśle Płock mamy Ricardinho, Merebaszwiliego i Stilicia, a obecnie możemy wystawiać tylko dwóch z nich.

*

Jakkolwiek spojrzeć, o ile w przypadku zniesienia limitu obcokrajowców opinie są pozytywne, o tyle mówiąc o nakazie gry młodzieżowca nietrudno wyzbyć się wątpliwości, których jest aż nadto. Jeżeli tak wiele osób, które w polskiej piłce znaczą sporo, bo są albo prezesami albo trenerami, mówią o problemie, jaki może wywołać ta zmiana, to nietrudno wyzbyć się wrażenia, że takimi przepisami możemy zrobić młodym krzywdę.

Norbert Skórzewski

Najnowsze

Ekstraklasa

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
17
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
10
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...