W meczu Sampdorii z Bologną w najlepszym razie mogliśmy zobaczyć czterech Polaków. Zobaczyliśmy trzech, a w dobrych humorach z boiska zeszło dwóch. Gospodarze po pięciu meczach bez zwycięstwa efektownie się przełamali, zaś Karol Linetty i Bartosz Bereszyński pokazali się z niezłej strony.
Linetty wręcz z bardzo dobrej, dawno nie widzieliśmy tak energetycznego występu w jego wykonaniu. Grał, jakby właśnie oczyścił głowę ze złych rzeczy, postawił grubą kreskę na tym co było i zaczął wszystko od początku. Za nim trudny okres, bo został pomięty przez Jerzego Brzęczka na listopadowe zgrupowanie, a w Serie A jemu i klubowi ostatnio nie za bardzo się wiodło.
Być może pomogła przymusowa pauza z poprzedniej kolejki. Polski pomocnik musiał odcierpieć karę za żółte kartki, derby z Genoą obejrzał z trybun. A że był to pierwszy mecz po reprezentacjach, Linetty miał aż trzy tygodnie przerwy od grania. Nie zmarnował tego czasu. W sobotni wieczór obejrzeliśmy zawodnika zdecydowanego, przewidującego, często odbierającego piłkę, mądrze podającego, a od czasu do czasu robiącego coś odważniejszego – przeważnie skutecznie. No właśnie, mamy wrażenie, że piłkarz ten najlepiej funkcjonuje wtedy, gdy na murawę wychodzi jako człowiek przede wszystkim od zadań podstawowych. Ma odebrać i odegrać, wszystko co zrobi ponad to, będzie czymś ekstra. A wtedy chwilami to ekstra od niego drużyna dostaje, tak jak dziś. Linetty kilka razy odważnie uczestniczył w akcjach ofensywnych i to on asystował przy bramce Fabio Quagliarelli na 4:1, która ustaliła wynik. Co prawda można podejrzewać, że nasz rodak próbował strzału, a zamiast tego wyszło mu idealne płaskie podanie do doświadczonego kolegi. Mniejsza z tym. Jeżeli czujesz się pewnie i grasz na luzie, szczęście samo przychodzi.
Polak potrafił też na przykład przy linii bocznej minąć rywala i dobrze zagrać do środka. Jeśli chodzi o typową destrukcję, robił swoje, chociażby wtedy, gdy w 74. minucie wbiegając w pole karne w ostatniej chwili zdjął piłkę z nogi składającego się do strzału Pulgara.
Bereszyński z kolei z przodu za bardzo nie poszalał, w tyłach grał poprawnie, choć w samej końcówce chyba zabrakło mu już koncentracji. Najpierw zaliczył groźną stratę zakończoną faulem na żółtą kartkę przed swoim polem karnym. Po chwili, bardziej w bocznej strefie, pozwolił wyjść przed siebie Rodrigo Palacio, nieudolnie próbował odebrać piłkę i sędzia znów użył gwizdka. Ogólnie jednak poniżej pewnego poziomu nie zszedł.
Szkoda, że nawet przy wysokim prowadzeniu boiska nie powąchał Dawid Kownacki. Jego akcje w klubie stoją coraz niżej, pokazanie się w kadrze U-21 podczas rewanżu z Portugalią nie zrobiło żadnego wrażenia na Marco Giampaolo. Kapitan biało-czerwonej młodzieżówki i z Genoą, i dziś siedział na ławce.
Najgorszy nastrój i tak miał pewnie Łukasz Skorupski, który czterokrotnie skapitulował. Mógł się trochę lepiej zachować przy trzeciej bramce. Najpierw wyszedł na przedpole, a potem nagle stanął i czekał na egzekucję. Przy pozostałych golach nie miał wiele do gadania, kryminał w obronie prezentowali jego koledzy z pola. Nie można tak tracić piłki, jak Pulgar przy drugim trafieniu Sampdorii.
Bologna po czternastu kolejkach ma na koncie zaledwie dwa zwycięstwa, z czego ostatnie zostało odniesione 30 września. W efekcie Udinese, mimo że gra dopiero w niedzielę, już teraz wie, że po tym weekendzie pozostanie poza strefą spadkową.
Sampdoria – Bologna 4:1 (3:1)
1:0 – Praet 10′
1:1 – Poli 17′
2:1 – Quagliarella 25′
3:1 – Ramirez 41′
4:1 – Quagliarella 68′
Fot. newspix.pl