Wielu myślało, że dzisiaj nie będzie tak trudno. Choćby dlatego, że Portugalia wyszła z nami wręcz drugim garniturem. A nam nigdy nie będzie łatwo, przynajmniej wtedy, gdy rywal ma inny pomysł niż granie lagi na bałagan. Jeśli pyka po ziemi i umie to robić, jesteśmy zagubieni gorzej niż dzieci we mgle. No a, niestety dla nas, Portugalczycy nie dostają drgawek, gdy nie podnoszą piłki co pięć sekund.
Jesteśmy za krótcy, by w linii pomocy trzech z czterech piłkarzy nie miało pojęcia o grze w defensywie. Super, że Zieliński wie jak rozegrać, świetnie, że Kurzawa ma precyzyjny stały fragment gry, doskonale, że Klich ma dobrą prasę (mimo że w dwóch meczach o punkty pokazał niewiele albo i mniej). Natomiast jednym Krychowiakiem, który do dobrej formy ma daleko jak z Gdańska do Zakopanego, niewiele ugramy. Nie potrafimy utrzymywać się przy piłce, nie umiemy narzucić rywalowi swojego stylu gry. A skoro tak, w linii pomocy potrzebujemy dwóch gości, którzy będą dbać o destrukcję. Dziś tej obrony w środku pola zabrakło kompletnie.
Spójrzcie tylko na bramkę numer trzy dla Portugalii – Bernardo Silva miał tyle czasu na drybling, że mógł po drodze rozwiązywać krzyżówki panoramiczne i to nie takie z setką na okładce, tylko z tysiącem. Pewnie, można się czepiać Kurzawy, że w ogóle nie pomógł – i zaraz będę to robił – ale gdzie była reszta zespołu? Jak można było pozwolić, by jeden facet zszedł ze skrzydła, przebiegł z piłką dobre metry, a potem mógł uderzyć na bramkę? Przecież to się nie godzi nawet na orliku, gdy panowie z brzuszkiem grają w piątek po wyjściu z korporacji.
Wspomniany Kurzawa byłby naprawdę ciekawym piłkarzem na poziomie reprezentacji, gdyby tylko ktoś zarządził zmiany hokejowe. Niestety, w morzu durnych i durniejszych pomysłów światowych federacji, nie wyłowiono jeszcze akurat takiego planu, więc trudno mi wiązać z Kurzawą sensowną przyszłość. Okej, dorzucił z tego rożnego, ale na tym kończy się jego pozytywny udział w meczu. Przy pierwszej bramce dla Portugalii olał grę w obronie kompletnie, bo asekurował Jędrzejczyka równie mocno co wy, siedzący przed telewizorem (albo na trybunach). Przy trzeciej bramce mógłby gonić nawet emerytkę toczącą piłkę laską, a i tak pewnie nie dałby rady. Jeśli Kurzawa miałby grać na skrzydle albo odpowiadać za boki w defensywie grając w środku, zawsze będzie naszym słabym punktem. W obecnej piłce potrzeba gazu, a Kurzawa rachunków za ten gaz nigdy nie płacił.
Znów niewiele pokazał Klich. Świetnie, że strzelił gola piłkarskim chamom z Irlandii, ale choć jest chwalony za cuda w Anglii (na zapleczu tamtejszej piłki), to w drugim meczu o punkty po powrocie gra dość słabo. Fajna prasa to jedno, realia, czyli boisko, to drugie.
I tak sobie myślę: ile myśmy stworzyli sytuacji bramkowych z gry? Uczciwą odpowiedzią byłaby odpowiedź: zero. Pierwsza bramka padła po rzucie rożnym, druga głównie z przypadku, bo przecież Grosicki najpierw prawie wybiegł z piłką poza linię, potem nie podawał do Błaszczykowskiego, tylko do Lewandowskiego, a piłka do Kuby dotarła jakimś cudem. Poza tym, co sobie wykreowaliśmy? Flaka od Piątka z początku pierwszej połowy. Czyli inaczej mówiąc: druga linia nie dość, że dała dupy w defensywie, to i z przodu miała tyle kreatywności, co kot napłakał. Porównując to do Portugalii, widzimy tak naprawdę dramat. Gdyby oni się uparli, to mogliby nam wcisnąć i piątkę, jeśli nie szóstkę. Bez Ronaldo! W tak głębokiej dupie właśnie jesteśmy.
Słówko jeszcze o obronie, najpierw o Jędrzejczyku: doceniam fakt, że wrócił do grania w Legii i na poziomie Ekstraklasy wychodzi mu to całkiem dobrze. Niestety, by porównać to obrazowo, w ekstraklasie wspina się na kopiec kreta, a na poziomie kadry – przeciwko takiemu Cancelo – chce zdobywać K2 zimą, wchodząc w klapkach. To się nie ma prawa udać. Euro miał kapitalne, jasne, ale licząc w futbolowym kalendarzu, było to wieki temu. Dziś Jędrzejczyk kadry zbawić już nie ma prawa, Portugalczycy z jego strony mieli dwupasmową autostradę. Bednarek? Przy pierwszym golu heroicznie krył piąty metr, jakby ten piąty metr miał zaraz sieknąć nam z przewrotki. Nie, Janek, bramki strzelają zawodnicy, nie linie namalowane na boisku. On jest znośnym obrońcą, gdy trzeba powalczyć o głowę, gdy trzeba bronić z drużyną grającą po ziemi, nie wie o co chodzi.
Czy można po takim meczu znaleźć plusy… Zaskoczę was, bo posądzacie mnie o skrajny pesymizm. Można. Znów dobry był Bereszyński, poprawną zmianę dał Kędziora, formę strzelecką podtrzymał Piątek. I jeszcze jutro (właściwie dziś) jest piątek. Tyle.