Jest naprawdę bardzo mało sportów, w których kobiety jak równe walczą z mężczyznami. W większości dyscyplin przewaga warunków fizycznych i innych atrybutów sprawia, że taka rywalizacja jest kompletnie bez sensu. Czy w świecie sportów motorowych jest inaczej? Właśnie powstała W-Series, seria wyścigów tylko dla kobiet. Czy to oznacza, że wkrótce zobaczymy kobietę na starcie wyścigu Formuły 1?
Dyskusja o rywalizacji kobiet i mężczyzn w profesjonalnym sporcie toczy się od lat. Wszelkie argumenty o równouprawnieniu, równości płci i tak dalej biorą jednak w łeb na boisku, parkiecie, czy w basenie. Kobiety są inaczej zbudowane, mniejsze, słabsze i tak dalej. Najlepszym dowodem dla wszystkich, którzy twierdzą inaczej, może być mecz piłkarski sprzed półtora roku. Szykująca się do ważnego meczu z Rosją kobieca reprezentacja USA zmierzyła się towarzysko z drużyną U-15 FC Dallas. Żeby było jasne: z jednej strony czołowa drużyna świata, trzykrotne mistrzynie świata, czterokrotne mistrzynie olimpijskie i liderki rankingu FIFA, z drugiej – juniorzy, piętnastolatkowie. Wynik? 5:2 dla chłopaków. Szach-mat.
Aha, a propos – szachy to także dobry przykład na to, że nawet, gdy warunki fizyczne nie mają nic wspólnego z wpływem na wynik gry, mężczyźni z kobietami wygrywają bezdyskusyjnie. FIDE, Światowa Federacja Szachów, prowadzi oddzielny ranking dla kobiet oraz główny ranking, w którym uwzględnia zawodników bez względu na płeć. Popularność szachów wśród kobiet i mężczyzn jest raczej na zbliżonym poziomie. Jak więc wygląda pierwsza setka rankingu? 50 pań i 50 panów? 55 panów i 45 pań? No cóż, niezupełnie. Na liście stu najlepszych szachistów świata jest… jedna kobieta – Chinka Yifan Hou, sklasyfikowana na 87. miejscu. Niestety, tu też, drogie panie, szach i mat.
Brak funduszy, a nie talentu
A jak to wygląda w motorsporcie? Właśnie z pompą ogłoszono, że od nowego sezonu uruchomiona zostanie zupełnie nowa seria wyścigowa – W-Series. „W” w nazwie to skrót od women, czyli kobieta, bo do udziału zostaną dopuszczone jedynie zawodniczki. Auta, jakie dostaną do dyspozycji, to bolidy w specyfikacji Formuły 3, czyli – najkrócej mówiąc – niezłe potwory.
Za projektem stoją między innymi David Coulthard, znany kierowca Formuły 1, zwycięzca 13 wyścigów Grand Prix, oraz słynny projektant Adrian Newey. Co ważne, zwycięstwo w każdej kategorii będzie warte pół miliona dolarów, co dla żadnej zawodniczki „na dorobku” nie jest kwotą do zignorowania. Licząca sześć rund seria ma wystartować w maju przyszłego roku. Co ważne, uczestniczki W-Series nie muszą mieć swojego budżetu sponsorskiego (jak w wyższych seriach), a jedynie będą musiały przejść proces rekrutacyjny i udowodnić, że mają talent. Tylko tyle i aż tyle.
– Mocno wierzymy, że kobiety i mężczyźni mogą rywalizować na równych warunkach, jeśli dostaną taką samą szansę. W tej chwili jednak kobiety w sporcie motorowym osiągają szklany sufit na poziomie GP3, czy Formuły 3 i wynika to raczej z braku funduszy niż z braku talentu – tłumaczy Coulthard. – Dlatego jest potrzebna seria tylko dla kobiet. W ten sposób stworzymy konkurencyjne i konstruktywne środowisko, w którym zawodniczki będą mogły zdobywać umiejętności niezbędne do tego, żeby w przyszłości mieć szanse przejść do serii na najwyższym poziomie i w nich rywalizować na równych warunkach z najlepszymi mężczyznami.
Panom jest więc dość daleko od dyrektora wyścigu o Grand Prix Francji, który w 1958 roku nie pozwolił na start Marii Teresie de Filippis. Oznajmił wtedy, że jedyny hełm, jako powinna nosić kobieta, to ten u fryzjera (w nawiązaniu do wielkich suszarek, do których wkładało się całą głowę).
Pół punktu na 1000 wyścigów
W każdym razie, poza wspomnianą de Filippis, która pojechała w trzech wyścigach Formuły 1 pod koniec lat pięćdziesiątych, historia kobiecych startów w królowej sportów motorowych jest krótka, jak, nie przymierzając – lista polskich uczestników piłkarskiej Ligi Mistrzów. I podobnie udana… W połowie lat siedemdziesiątych w 12 wyścigach pojechała Lella Lombardi. W Grand Prix Hiszpanii zajęła szóste miejsce i był to jedyny w historii Formuły 1 wyścig, w którym punkty (a dokładniej pół punktu) zdobyła kobieta. Jedyny, z ponad tysiąca wyścigów na tym poziomie, dodajmy dla porządku.
Od czasu Lombari kilka kobiet próbowało przebić się do F1, ale bez większego powodzenia. Divina Galicia w latach siedemdziesiątych, Desire Wilson w 1980 i Giovanna Amati dekadę później, startowały w kwalifikacjach, ale nie zdołały w nich wywalczyć miejsca w wyścigu. W 2012 roku Williams powierzył rolę kierowcy rozwojowego i testowego (tę samą, którą dziś pełni Robert Kubica) Susie Wolff. Startując w sesji treningowej przed GP Wielkiej Brytanii 2014 została pierwszą kobietą jadącą bolidem F1 w czasie weekendu Grand Prix od ponad 20 lat.
W podobnym czasie kierowcą testowym teamu Marussia została Maria de Villota. Niestety, Hiszpanka w trakcie pierwszej jazdy uderzyła w stojący przy torze samochód. Prędkość nie była duża, ale uderzenie – fatalne. De Villota doznała poważnych obrażeń głowy. Straciła prawe oko oraz zmysły smaku i zapachu. Rok po wypadku wyszła za mąż, ale trzy miesiące później nagle zmarła. Sekcja zwłok wykazała, że śmierć nastąpiła w wyniku urazów neurologicznych, których doznała w czasie wypadku.
Od ubiegłego sezonu dla Saubera pracuje Tatiana Calderon (na zdjęciu powyżej). Po roku na fotelu kierowcy rozwojowego, Kolumbijka awansowała na pozycję kierowcy testowego. Krok dalej jest już jazda w wyścigach. Pytanie tylko: czy to w ogóle realne, skoro tylu przed nią w ostatnich czterdziestu latach się nie udało?
Co jest poprawne politycznie?
O zdanie spytaliśmy Natalię Kowalską. Jeśli chodzi o polskie zawodniczki, to ona w ostatnich latach była najbliżej poważnego ścigania. Po wypadku sześć lat temu kręgosłup odmówił jej jednak posłuszeństwa i musiała zakończyć karierę na etapie Formuły 2. Dziś prowadzi swój zespół kartingowy Elite Racing Development i szkoli następców (i następczynie).
– Jeśli chodzi o W-Series, to mam mieszane uczucia. Nie jestem zwolenniczką takich wynalazków, nie wydaje mi się, żeby kobiety potrzebowały oddzielnej serii. Dla zawodniczek takich jak ja, które dotarły do Formuły 3, Formuły 2, czy GP 3, pójście do kobiecej serii to krok w tył. W wyścigach zawsze podobało mi się i dodatkowo motywowało właśnie to, że mogłam rywalizować z facetami. Seria tylko dla kobiet to będzie trochę taka trzecia liga – uważa Natalia Kowalska. – Z drugiej strony, dla promocji sportów motorowych wśród kobiet, to może być fantastyczny pomysł. Ale raczej jako opcja dla dziewczyn, które dopiero wychodzą z kartingu i chcą iść wyżej, a nie dla zawodniczek już doświadczonych w seriach wyścigowych. Dla takiej Tatiany Calderon przejście do W-Series to byłby zdecydowanie krok wstecz.
Nieco inaczej na temat patrzy Cezary Gutowski, dziennikarz „Przeglądu Sportowego” od lat specjalizujący się w Formule 1.
– Ciężki temat. Są dwa spojrzenia. Jedno mówi, że powinna być oddzielna kategoria da kobiet, krytykowane, bo niepoprawne politycznie. Druga mówi, że powinny jeździć z mężczyznami, ale moim zdaniem też jest to dość duże wymaganie. Trudno znaleźć dyscypliny, w których kobiety rywalizowałyby w tej samej kategorii z mężczyznami. Zdaje się, że jazda konna to jedna z bardzo niewielu. W sporcie samochodowym to otwarta kwestia – wyjaśnia.
Komu lalkę, komu gokart?
Jakie są więc szanse, że w najbliższych latach coś się zmieni w kwestii obecności płci pięknej w Formule 1 w roli innej niż grid girls (z tym też jest problem, bo amerykańskim właścicielom F1 zwyczaj prezentowania kierowców przed wyścigiem przez piękne hostessy wydaje się niewłaściwy)? Czy możemy liczyć na to, że w królowej sportów motorowych pojawi się jedna zawodniczka, a po niej kolejne? A może w szalonych czasach poprawności politycznej przyszłością czekają nas parytety i sytuacja, w której jedno z dwóch miejsc w zespole będzie MUSIAŁO trafić do kobiety? Bo może dziś po prostu kobiety są dyskryminowane?
– Nie wierzę w to, że mamy tu do czynienia z dyskryminacją. Jest wręcz przeciwnie – ucina Gutowski. – Szybka kobieta ma wiele atutów w tym sporcie, bo jest w absolutnej mniejszości. Z powodu płci powinna mieć raczej łatwiej. A jednak – nie ma żadnej zawodniczki, która by była bliska wejścia do Formuły 1. To z czegoś wynika. Moim zdaniem nie jest to kwestia przygotowania fizycznego, ponieważ wyścigi owszem, wymagają świetnej kondycji, ale tylko do pewnego stopnia, osiągalnego niezależnie od płci organizmu. Są to raczej kwestie osobowości, psychiki. Na przykład dziewczynki, a potem kobiety, raczej nie mają takiej skłonności do ponoszenia ryzyka, jak mężczyźni, co jest zupełnie naturalne i uzasadnione ewolucyjnie. Z tego wynika, że może być im ciężko wypracować takie odruchy w kategoriach juniorskich, które pozwolą dostać się potem do Formuły 1. Oczywiście zawsze są wyjątki, ale przy tak małym współczynniku dziewczynek zainteresowanych samochodami ciężko znaleźć taką, która będzie miała wszelkie niezbędne cechy, aby wejść na szczyt. Prawda jest taka, że dziewczynki wolą się bawić lalkami nie dlatego, że im się to wmawia, tylko dlatego, że wolą się same bawić lalkami. Dlatego sądzę, że generalnie jest możliwe, aby kobieta dorównała mężczyźnie w F1, ale znalezienie takiej kobiety w dobrym momencie, gdy ma tych 5 lat, a potem doprowadzenie na szczyt jest niezmiernie trudne.
O trudnej drodze na motorowy szczyt wie coś także Natalia Kowalska. Ona, mimo ciężkiej pracy, dużych nakładów finansowych i dobrych wyników w juniorskich seriach, pewnej bariery nigdy nie zdołała przekroczyć.
– To wyboista i wymagająca ścieżka. W większości przypadków dziewczyny rezygnują na różnym jej etapie wielu powodów: braku kasy, wyników, czy pojawienia się innych przeszkód. Ale prawda jest taka, że kobiety w motorsporcie to maksymalnie pięć procent. Dostanie się do Formuły 1 nie udaje się także zdecydowanej większości mężczyzn. F1 to biznes, żeby się tam dostać potrzeba talentu, ciężkiej pracy i wielkich pieniędzy – podkreśla. – Dodatkowym utrudnieniem dla kobiet w świecie wyścigów samochodowych są seksistowskie zachowania i zaczepki, które bywają naprawdę męczące. Ale wiadomo, to męski sport, więc tak było, jest i będzie. Mimo wszystko, gorąco wierzę, że niedługo będziemy oglądać kobietę w wyścigach Formuły 1. Wydaje mi się, że Tatiana Calderon ma duże szanse, bo jest bardzo zdolna i ma duże wsparcie sponsorów.
Jak będzie, czas pokaże. Z marketingowego punktu widzenia mogłoby się to okazać strzałem w dziesiątkę. Inna sprawa, że zatrudnienie Roberta Kubicy i umożliwienie mu powrotu wszech czasów w Formule 1 też się takim strzałem wydawało, a nikt się na taki ruch nie zdecydował. Może z Tatianą, albo którąś z jej rywalek z toru będzie inaczej. W końcu – nie zapominajmy – „formuła” jest rodzaju żeńskiego…
JAN CIOSEK
Fot. Newspix.pl