Reklama

Mourinho urwał się ze stryczka?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

06 października 2018, 21:11 • 4 min czytania 16 komentarzy

To chyba jedyny menedżer na świecie, na którego oko kamery zerka tak często. Realizator dołożył wszelkich starań, żeby nie umknął nam dzisiaj żaden grymas, żaden gest wykonany przez Jose Mourinho. Kiedy Newcastle United wyszło na dwubramkowe prowadzenie już po dziesięciu minutach meczu, całe Old Trafford zamarło. Piłkarze Manchesteru stanęli jak wryci, na ich twarzach rysowało się niedowierzanie. Tylko Portugalczyk wydzierał się wniebogłosy i wydawał kolejne komendy. Naprawdę wierzył, że ktoś go jeszcze słucha, czy chciał po prostu zachować twarz i godność do końca?

Mourinho urwał się ze stryczka?

Tego nie zgadniemy. Mourinho postanowił działać szybko i bezwzględnie. Jeszcze w pierwszej fazie meczu zafundował wędkę elektrycznemu Ericowi Bailly’emu, a w jego miejsce wpuścił Juana Matę. Przekaz był jasny – nie poddajemy się. Niespecjalnie poprawiło to jednak jakość gry Czerwonych Diabłów, nadal nic się gospodarzom nie kleiło w przedzie, a organizacja w obronie wołała o pomstę do nieba. Zawodnicy Newcastle szybko wyprowadzili dwa ciosy, korzystając z defensywnej indolencji rywali – przede wszystkim tragicznego dziś w destrukcji Ashleya Younga – i nie zamierzali na tym poprzestać.

Do przerwy goście oddali aż dziewięć strzałów, z czego sześć celnych. Manchester tylko posiadał piłkę, wznosząc się na szczyty bezproduktywności. Nic zatem dziwnego, że po gwizdku sygnalizującym koniec pierwszej części meczu, Mourinho nie pomaszerował do szatni, tylko po prostu do niej pobiegł. Kolejny teatrzyk w jego wykonaniu, czy faktycznie miał tak wiele do przekazania swoim podopiecznym? Wygłosił płomienną przemowę, czy tylko poprzestawiał szyki taktyczne, a potem odsunął się w cień i resztę pozostawił zawodnikom?

Tego nie zgadniemy. Niemniej, w drugiej połowie Czerwone Diabły zaprezentowały się o klasę, albo i trzy klasy lepiej. Newcastle grało tak samo – ambitnie, z agresywnym doskokiem, z nastawieniem na kontratak. Ale gospodarze wyszli z szatni odmienieni. Siłę rażenia wzmocnił Fellaini, który zmienił McTominaya, nudnego dziś jak film o facecie w łódce. Belg był tym gościem, który zafundował defensorom drużyny przeciwnej realną walkę o piłkę, bo klocowaty do granic przyzwoitości Lukaku najaktywniejszy był po strzelonych golach. Kiedy trzeba było fetować trafienie – nabierał szalonego tempa. Zaś gdy miał powalczyć o futbolówkę, porozpychać się, zwłaszcza w pierwszej połowie – poruszał się w tempie radzieckiego tankowca. Fellaini odwalił za niego później całą czarną robotę w szesnastce.

No ale gole dla United jednak padły, skoro Romelu miał co świętować. Wynik 0:2 utrzymywał się na stadionowym zegarze dość długo, choć gospodarze napierali uparcie i nieustannie. Szalał przede wszystkim Paul Pogba, który grał na jakiejś przedziwnej, wymyślonej chyba na potrzeby chwili pozycji, stanowiącej skrzyżowanie stopera z ofensywnym pomocnikiem. Trudno powiedzieć, kto tutaj błysnął geniuszem bardziej – sam Francuz, czy też Mourinho, który ten manewr zaproponował i trafił w dziesiątkę?

Reklama

Tego nie zgadniemy, ale Pogba rozegrał w drugiej odsłonie fantastyczną partię. Na pewno nie można mu zarzucić, że grał przeciw menedżerowi. Co prawda trafienie kontaktowe zanotował w 70 minucie Juan Mata, fenomenalnie celując z rzutu wolnego, ale wyrównanie to już przede wszystkim zasługa byłego piłkarza Juventusu. Błysnął techniczną wirtuozerią i cudownie rozegrał piłkę z Martialem, który – z trudnej pozycji, to też trzeba zaznaczyć – wpakował futbolówkę do siatki. Zresztą Anthony ogólnie w końcowej fazie meczu spisał się na medal, stanowił motor napędowy kolejnych akcji Manchesteru.

A żeby już całe to szalone spotkanie spuentować najbardziej zwariowaną puentą z możliwych – w 90 minucie o końcowym wyniku przesądził Alexis Sanchez. Czyli ten, który w ostatnich tygodniach zawodził chyba najbardziej. Mata, Pogba, Martial, Sanchez… Wszyscy, z którymi Mourinho w tym czy innym momencie miał na pieńku, dzisiaj uratowali go przed kompromitacją. Czy zagrali dla swojego trenera, czy po prostu dla siebie, bo i tak doskonale wiedzą, że Portugalczyka wkrótce w klubie nie będzie?

Tego nie zgadniemy, choć niektóre media donosiły, że Jose straci robotę niezależnie od wyniku meczu z Newcastle. W ogóle – sporo nazbierało się po tym meczu zagadek. Choć to w teorii tylko zwykłe spotkanie ligowe, to aż chciałoby się poznać jego kulisy. Wielce prawdopodobne, że na dłuższą metę nie odmieni ono ani losów menedżera, ani zawodników, ani całego klubu. Jednak przyjemnie było choć przez kilkadziesiąt minut zobaczyć piłkarzy Manchesteru United z takim podejściem do futbolu, do jakiego przyzwyczaili za kadencji Sir Alexa Fergusona.

Było dzisiaj widać, że Pogba, Shaw, Martial czy Fellaini nie mają zamiaru oddać dzisiaj trzech punktów bez walki. Na czymś im zależało. Pewnie przed laty – po tak niesłychanym comebacku – Jose cisnąłby swoim kajecikiem w przestworza i popędził do narożnika boiska, by świętować ze swoimi podopiecznymi. Dzisiaj eksplodował delikatnie po drugim golu, podsycając doping na trybunach. Trzecie trafienie przyjął już na spokojnie, przywołał do siebie tylko Nemanję Maticia i poinstruował go, w jaki sposób trzeba się ustawić w trakcie doliczonego czasu gry.

Krocząc do szatni po ostatnim gwizdku arbitra mamrotał coś zawzięcie pod nosem. Co takiego? Tego nie zgadniemy. Choć bardzo możliwe, że coś w stylu: „Przynajmniej nie dobił mnie ten pieprzony Benitez”.

Manchester United 3:2 Newcastle United

Reklama

(Mata 70′, Martial 76′, Sanchez 90′ – Kenedy 7′, Muto 10′)

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
3
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
6
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Anglia

Komentarze

16 komentarzy

Loading...