Jedynie kilka tygodni Pablo Machin prowadzi Sevillę, a już zdążył nas przyzwyczaić do tego, że jego drużyna jest nieobliczalna. Na Sanchez Pizjuan może wydarzyć się dosłownie wszystko, a nas teoretycznie nie powinno nic zdziwić… Tylko teoretycznie, bo gospodarze urządzili dziś Realowi Madryt piekło, którego nikt nie mógł się spodziewać.
Królewscy zawsze męczyli się na Sanchez Pizjuan, ale dziś nawet nie było walki, a tym bardziej emocji. Po prostu gospodarze sprali ich na kwaśne jabłko. I nie było w tym żadnego przypadku. Podopieczni Pablo Machina od pierwszej minuty zaczęli wypełniać genialny plan swojego szkoleniowca. Przede wszystkim atakowali stroną, na której bronił Marcelo. Szybko okazało się, że słusznie, bo Brazylijczyk popełnił fatalny błąd, który wykorzystał Andre Silva.
Andre Silva goal vs. Real Madrid (1-0). pic.twitter.com/9aHCtnV6hd
— eazy (@acmilan_eb) September 26, 2018
Chwilę później przyjezdni dostali kolejny cios. Znowu po fenomenalnej kontrze, którą po raz kolejny wyprowadził Jesus Navas. Tym razem Hiszpan jednak nie podawał, a oddał strzał, który wybronił Courtois. Przy dobitce Andre Silvy belgijski golkiper nie miał już jednak najmniejszych szans. Rzecz jasna kontra znowu była przeprowadzona prawą flanką, a fani Realu Madryt zapewne przypomnieli sobie mecz z Gironą z poprzedniego sezonu. Wówczas katalońską drużynę prowadził Pablo Machin, który również nakazał swoim piłkarzom atakowanie prawym skrzydłem.
Swoją drogą Brazylijczyk miał dziś niezłego pecha, bo nie dość, że nie popisał się przy straconych bramkach, to jeszcze opuścił boisko z kontuzją. W jego miejsce nie pojawił się jednak żaden piłkarz, bo Julen Lopetegui wcześniej dokonał trzech zmian. Znaczenia wielkiego dla wyniku to i tak nie miało, bo drużyna ze stolicy Hiszpanii była dziś słabsza od rywali o kilka klas. Na dodatek miała pecha, bo Bale trafił w poprzeczkę, a gol Modricia został nieuznany, ponieważ sędzia dopatrzył się minimalnego spalonego.
Przede wszystkim Królewskim brakowało dziś pomysłu na grę w ofensywie. Większość ataków budowali strasznie mozolnie. Nie było w nich żadnego elementu zaskoczenia, co zwykle kończyło się strzałami z dystansu. Zwłaszcza szczęścia próbował Gareth Bale, ale nie były to uderzenia, które miały prawo zaskoczyć fenomenalnego Tomasa Vaclika. Zresztą nawet jak Walijczyk był w sytuacji sam na sam z czeskim bramkarzem, to i tak pojedynek przegrał.
https://twitter.com/rafa_lebiedz24/status/1045070557446885379
Gospodarze w środkowej strefie dominowali nie przez kwadrans, pół godziny, godzinę, a przez cały mecz! Właśnie to wywarło na nas największe wrażenie, bo rozegrać 90 minut na tak dużej intensywności mogą tylko najlepsze drużyny w Europie. Poza tym Sevilla imponowała skutecznością w ataku, bo kolejną bramkę – jeszcze przed przerwą – dorzucił Wissam Ben Yedder, który wykorzystał podanie Vazqueza.
https://twitter.com/D9INE_NEXUS2/status/1045060897629122560
Nokaut? Z całą pewnością tak, ale wynik spokojnie mógł być jeszcze bardziej okazały. Courtois ratował Real Madryt, gdy z dystansu uderzał Sarabia. Belg musiał również interweniować, po tym jak w zamieszaniu obrońcy Królewskich o mały włos nie wepchnęli piłki do własnej bramki.
Sevilla wypunktowała dziś Królewskich, którzy zapewne mieli dużą chęć na objęcie pozycji lidera, bo swój mecz niespodziewanie przegrała Barcelona… Cóż, piłkarze i Julen Lopetegui na pewno inaczej wyobrażali sobie dzisiejszy wieczór, ale czasu na lamentowanie nie ma wcale. Już w weekend derby Madrytu, które ,,Los Merengues“ muszą wygrać, jeśli chcą mieć spokój w najbliższych tygodniach.
Sevilla – Real Madryt 3:0 (3:0)
1:0 Andre Silva 17′
2:0 Andre Silva 21′