Powiedzmy sobie szczerze – dzisiaj na pięć minut przed 19:00 do gry nie przystąpiły zespoły z najściślejszej europejskiej czołówki. Po prostu fajne, interesujące ekipy, które jednak raczej kojarzą nam się z czwartkowym pucharem drugiej kategorii niż z Ligą Mistrzów. Tymczasem Szachtar i Hoffenheim zafundowały nam w Charkowie kapitalne, momentami wręcz super-ofensywne widowisko, natomiast Ajax zasygnalizował, że ma odpowiednie argumenty, żeby w swojej grupie trochę napsocić.
*
Ajax – AEK
Co tu dużo mówić – nie powiódł się Grekom powrót do europejskiej elity. Choć w lidze prują dotychczas jak burza i w trzech meczach zdobyli komplet punktów, nie tracąc po drodze ani jednej bramki, dzisiaj w Amsterdamie wyglądali – przede wszystkim jeżeli chodzi o ofensywę i szeroko pojętą kulturę gry – jak przypadkowa zgraja patałachów, a nie obrońca mistrzowskiego tytułu w swoim kraju.
Jasne, ostatni raz Enosis wystąpili w fazie grupowej Ligi Mistrzów przed dwunastoma laty. Trzeba zapłacić słynne frycowe. Ale żeby od razu wyłapać w cymbał trójkę od Ajaksu? Niech tam lepiej złożą bogini Atenie w ofierze jakiegoś potężnych rozmiarów cielaka, w podzięce za pomyślny układ terminarza. Gdyby na pierwszy ogień zostali wysłani do Monachium, skończyłoby się to klęską boleśniejszą niż pod Krannon. Dwucyfrówka jak malowana.
Gospodarze po prostu rywali zdominowali i to pod każdym względem. Już nawet pal licho statystyki, choć te są po prostu miażdżące. 61% – 39% w posiadaniu piłki, 17 – 4 w sytuacjach bramkowych, 6 – 0 w strzałach celnych. Absolutna masakra. Ale chodzi tutaj przede wszystkim o dysproporcję siły, która na papierze nie była aż tak ewidentna, zaś na boisku – po prostu jaskrawa. Goście ani na moment nie sprawiali wrażenia zdolnych, żeby narzucić swój styl gry, przejąć kontrolę na mecz. Mieli ataki, ale to były tylko zrywy, brakowało planu i konsekwencji. Ajax bezlitośni z tego skorzystał, aczkolwiek do przerwy szło im to korzystanie kiepsko, gdyż na stadionowym zegarze uparcie widniały dwa zera.
Dopiero druga połowa przyniosła gole. Nieoczekiwanym bohaterem spotkania został Nicolas Tagliafico, który zapakował do sieci dwie sztuki. Jak na lewego obrońcę, nawet skorego żeby zapuszczać się głęboko na połowę rywala – zacne osiągnięcie. Argentyńczyk otworzył wynik meczu już minutę po przerwie. W efekcie zamieszania powstałego po stałym fragmencie gry znalazł się nagle w roli dziewiątki i spisał się jak rasowy snajper. Wynik na 2:0 podwyższył rezerwowy, Donny van de Beek.
A potem znowu do akcji wkroczył Tagliafico. I spuentował to spotkanie w sensacyjnym stylu.
https://twitter.com/adnCAI/status/1042495601471107075
Fuks czy zamiar? Niech mu będzie, że to drugie. To chyba piłkarski wieczór życia tego chłopaka i całego Ajaksu, który od wielu lat czekał na tak efektowny start w Lidze Mistrzów.. Nie licząc może smętnego i odciętego od gry Huntelaara, Joden spisali się zaskakująco przyzwoicie.
Ajax 3:0 AEK
N. Tagliafico (46′, 90′), D. van de Beek (77′)
Szachtar Donieck – Hoffenheim
Najmłodszy trener w historii Ligi Mistrzów udowodnił, że nie ma zamiaru certolić się w tańcu. Dzisiaj, choć Hoffenheim wybrało się na mecz wyjazdowy do Charkowa, zaproponował przeciwko Szachtarowi naprawdę ofensywną strategię. Gospodarze potraktowali tę propozycję jako wyzwanie i chętnie przystali na warunki przeciwnika. Efekt? Meczycho, meczycho co się zowie.
Dla przyjezdnych to był mecz ze wszech miar historyczny, niejako zwieńczenie tego wielkiego, futbolowego projektu, jaki zbudowano w Hoffenheim. Ekipa Wieśniaków od pierwszych minut meczu dokładała wszelkich starań, żeby było to zwieńczenie jak najpiękniejsze. Już w szóstej minucie objęli prowadzenie i wydawało się, że mogą złapać mecz w garść i już go nie wypuścić. Tym bardziej, że Andrij Piatow miał bez przerwy pełne ręce roboty.
Jednak ekipa Szachtara udowodniła, że nie są jakimiś tam cienkimi bolkami, którzy dadzą się objechać żółtodziobom w meczu domowym, jakkolwiek by to w tym kontekście nie zabrzmiało. Im dłużej trwała pierwsza połowa, tym więcej był w niej akcentów ukraińskich, mniej zaś niemieckich. Skończyło się to tak jak musiało się skończyć – wyrównaniem. Znakomitą akcją popisał się lewy obrońca drużyny z Doniecka, Ismaily. Który usadził na tyłek Havarda Nordtveita i ze stoikim spokojem wykończył indywidualną akcję.
https://twitter.com/FCShakhtar_fr/status/1042472202728288256
Zdecydowanie dzisiaj mamy dzień konia, jeżeli chodzi o defensorów. Zwłaszcza, że Hoffenheim szybko powrócili na prowadzenie. Po trafieniu… Nordtveita. Ale przyjezdni okazali się jednak ostatecznie zbyt ciency w uszach, żeby i to prowadzenie dowieźć do ostatniego gwizdka arbitra. Co prawda piekielnie groźnie kontratkowali, ale nie udało im się zabić meczu trzecim trafieniem, który zapewne pogrążyłby Szachtar ze szczętem.
Gospodarze zaczekali na okazję do urwania chociaż jednego punktu i się jej doczekali. Za sprawą przepotężnego strzału Maycona, który niemalże urwał siatkę w bramce strzeżonej przez Baumanna. Niemiecki golkiper interweniował z niezłym refleksem, lecz uderzenie było tak silne, że nie mógł zrobić po prostu nic.
Mimo wszystko – goście mają powody do zadowolenia, bo momentami wyglądali na tle rywali po prostu znakomicie, a poza tym – bardzo efektownie. Zdaje się, że mecze obu tych drużyn będą dość przyjemne dla oka, ale na podopiecznych Juliana Nagelsmanna na pewno warto zerkać ze szczególną uwagą. Niemiec wie, że już w przyszłym sezonie go w Hoffenheim nie będzie, więc wyszedł po prostu z założenia, że na odchodnym zafunduje całej Europie sporą dawkę ofensywnego, ładnego futbolu.
Co tu dużo gadać – w to nam graj!
Szachtar Donieck 2:2 Hoffenheim
Ismaily (27′), Maycon (81′) – F. Gillitsch (6′), H. Nordtveit (38′)
fot. Newspix.pl