Przyznajemy się bez bicia – mamy problem z oceną Darko Jevticia. Z jednej strony z Poznania docierają niepokojące głosy mówiące o tym, że ten niegdyś czołowy ligowiec ma różne problemy poza boiskiem, co mocno przekłada się na jego postawę. Z drugiej – nie brakuje też opinii mówiących, że piłkarz ze Szwajcarii nie pogadałby z Robertem Lewandowskim o profesjonalnym podejściu do wykonywanego zawodu, a nawet więcej – szybciej np. skopałby jakiś automat, niż znalazłby wspólny język we wspomnianym temacie z połową ligowców. Pewne jest tyle, że widzimy “efekt końcowy”, czyli postawę piłkarza na boisku, a ta jest po prostu beznadziejna.
Smutno patrzy się na to, jak piłkarz, który potrafił czarować w Ekstraklasie, teraz snuje się po boisku i unika uczestnictwa w widowisku. Nie przesadzamy – w meczu z Legią, pierwszym występie Jevticia od miesiąca, pomocnik Lecha nie istniał. Równie dobrze mógłby biegać po placu w koszulce znanej z gimnazjalnych korytarzy – takiej z napisem “pierdolę, nie robię”. Przynajmniej czymś by się wyróżnił.
Już w trakcie spotkania musieliśmy wytężać wzrok, by odnotować jakieś jego zagrania, a potem zerknęliśmy do statystyk. Przez 66 minut Jevtić stoczył zawrotne siedem pojedynków. Wygrał tylko jeden. W zasadzie można napisać, że Lech grał w “10”, co szczególnie w ofensywie trochę tłumaczy postawę gości w niedzielnym spotkaniu.
Pod względem fizycznym – dramat. Mentalnym – problem. Ivan Djurdjević wystawiając tego faceta, strzelił sobie w stopę. Jeśli widział go w treningu i stwierdził, że da radę na Legii, świadczy to bardzo źle o piłkarzu. Jeśli wystawił gościa i liczył, że jakoś to będzie, to popełnił spory błąd. Czekamy na dalszy rozwój wypadków w tej sprawie – głównie z sentymentu, bo wszyscy wiemy, że Jevtić kiedyś potrafił, a na początku sezonu przynajmniej był w stanie zanotować jakieś liczby.
Na razie Szwajcar ląduje w jedenastce badziewiaków i to z bardzo mocną pozycją. Podpaskę kapitana podwędził mu Jakub Słowik, który zagrał mecz jak z koszmaru, a największa konkurencja była na skrzydłach. Zdecydowaliśmy się na Błanika i Cholewiaka, ale beznadziejny był też Ryczkowski (standardowo), Wdowiak czy Serderow.
A zanim zakrzyczycie nas za wybór kozaków, krótkie przypomnienie – to wyróżnienia indywidualne. Zgadzamy się bowiem, że zdecydowanie najlepszą drużyną tej kolejki była Wisła Kraków, ale no właśnie – drużyną. Wszyscy zagrali przyzwoicie, dobrze, bardzo dobrze lub świetnie stąd też pięć goli i awans na pozycję lidera. Ale gdy popatrzymy na poszczególne pozycje, na wielu z nich znajdujemy piłkarzy równorzędnych lub lepszych od zawodników Białej Gwiazdy. Stąd tylko dwie nominacje dla graczy Wisły – wyróżniliśmy Pietrzaka i Boguskiego. Najbliżej z reszty był bodaj Jakub Bartkowski, ale uznaliśmy, że występ Stolarskiego przeciwko Lechowi też sporo ważył, bo facet z czasem wyłączył z gry jedynego groźnego zawodnika rywala, a i w ofensywie pokazał się z dwa razy.
Podkreślać to, jak bardzo niesprawiedliwy był to wybór, możecie w komentarzach.
Fot. FotoPyK