Może się zmieniać układ planet, pora roku, piłkarze w obu drużynach, trenerzy, a nawet stadion, ale jedno się nie zmienia – gdy Barca jedzie grać w gościach do San Sebastian, można mieć pewność, że będzie miała ogromne kłopoty z wywalczeniem dobrego wyniku. Hiszpanie nadużywają słowa „sufrir” w kontekście piłki nożnej, lecz w tym wypadku akurat jest ono adekwatne. Bo pomimo ostatecznej ulgi, na Anoeta cierpiała zarówno Barcelona jak i każdy, kto zdecydował się dzisiaj śledzić jej poczynania.
Real Sociedad ustawiał się tak ciasno, że sprawiał wrażenie, jakby jego graczy było kilku więcej niż zawodników Barcelony. Na taki stan rzeczy wpłynął również fakt, iż z przodu Barcelonie brakowało ruchu. W ataku pozycyjnym podopieczni Valverde byli irytująco statyczni. A że Txuri-Urdin szybko wyszli na prowadzenie, to tym bardziej skupiali się na pilnowaniu tyłów. Dość powiedzieć, że najgroźniejszą okazją dla Blaugrany na gola w pierwszej połowie było słabe uderzenie Pique głową po koźle.
O tym jak grube zasieki postawili dziś Baskowie niech świadczy fakt, iż Suarez zaliczył tyle samo kontaktów z piłką przez godzinę gry, co Coutinho w kwadrans po wejściu w drugiej połowie. Messi z kolei był ciągle trzymany na dystans, wszak pierwszy raz dotknął futbolówkę w szesnastce rywala dopiero w 91. minucie!
Taka gra podopiecznych Asiera Garitano nie mogła jednak dziwić. Po pierwsze ze względu na to, iż ten szkoleniowiec zawsze słynął z defensywnego, pragmatycznego nastawienia. Po drugie, ponieważ gospodarze bardzo szybko objęli prowadzenie. To nie była jednak jakaś wybitnie klarowna okazja. Rzut wolny z głębi pola, zagranie imienia Piotra Świerczewskiego, czyli na chaos, a jednak efekt był najlepszy z możliwych. Po pierwsze dlatego, iż Nelson Semedo przegrał główkę z Hectorem Moreno. Po drugie, bo stojącego nieco dalej Aritza Elustondo nikt nie krył. A powinien choćby Sergi Roberto. Futbolówka spadła obrońcy idealnie pod nogi, a ten nie namyślał się, tylko rąbnął ile mu bozia siły w nodze dała. Ter Stegen nie zdążył interweniować, choć piłka leciała mu na krótki słupek.
Duma Katalonii oczywiście chciała szybko odpowiedzieć, lecz osiągała momentami już ten poziom desperacji, że domagała się rzutów karnych w absurdalnych sytuacjach. Najpierw Pique, kiedy przegrał walkę o pozycję przy stałym fragmencie. Sugerował, że był ściągany w dół przez przeciwnika, ale jedyne co wówczas mogło go sprowadzać na glebę, to grawitacja. Natomiast Luis Suarez biegający za arbitrami, domagając się jedenastki za rzekomą rękę Moreno, podczas gdy naprawdę Meksykanin odbił futbolówkę biodrem, osiągał szczyty żenady.
Mniej więcej po godzinie gry Barca zaczęła coraz bardziej dochodzić do głosu, chociaż trzeba przyznać, że miała sporo farta. Geronimo Rulli postanowił bowiem zachować się wyjątkowo altruistycznie wobec rywali. Najpierw niepewnie interweniował po główce Pique, a potem machnął ręką w powietrzu, zamiast wybić piłkę. Odbiła się ona od Umtitiego, a za chwile Suarez wpakował ją do siatki. Cztery minuty później Argentyńczyk znowu wyruszył pozwiedzać zmodernizowany obiekt Txuri-Urdin, a jako że minął się z powołaniem futbolówką, Dembele nie miał problemu, by załadować mu kolejną sztukę de facto na pustą bramkę.
Sztab medyczny Realu Sociedad powinien zadbać o to, by jego zawodnicy nie odwodnili się po tym spotkaniu, tak bardzo mogą sobie pluć w brodę. Zanim bowiem Duma Katalonii dokonała remontady, kilku chłopaków Garitano mogło zrobić Barcelonie jesień średniowiecza. Najpierw bardzo dobrą okazję zmarnował Oyarzabal, gdy niekryty uderzył z dobrej pozycji wysoko nad poprzeczką. Potem Theo szarżował lewą flanką, wyszedł sam na sam z ter Stegenem i rąbnął prosto w niego. W końcu też twarzą w twarz z Niemcem stanął Juanmi i również z tego pojedynku górą wyszedł wychowanek Gladbach. Również w samej końcówce ten sam napastnik powinien pokonać bramkarza Blaugrany, lecz wówczas znów zawiódł, uderzając minimalnie niecelnie obok słupka.
Podopieczni Ernesto Valverde zgarnęli więc dzisiaj trzy punkty, aczkolwiek sam El Txingurri na pewno nie może być zadowolony. Kamień z serca mu spadł wraz z końcowym gwizdkiem i gdyby był większym frustratem, to pewnie ciskałby nim w szatni, ponieważ jego zawodnicy ogólnie rzecz biorąc zagrali dziś słaby mecz. Dla kontrastu – co ma jednak powiedzieć Asier Garitano? Już trzeci raz w tym sezonie – na cztery kolejki – Real Sociedad stracił punkty, choć jako pierwszy wychodził na prowadzenie. I to jest dopiero prawdziwy problem…
Real Sociedad 1:2 Barcelona (1:0)
1:0 Elustondo 12′
1:1 Suarez 63′
1:2 Dembele 66′
Fot. NewsPix.pl