To był naprawdę dobry dzień w Premier League. Może nie do końca “dobry” dla kibiców Tottenhamu, niemniej obejrzeliśmy dziś dziesięć goli w trzech spotkaniach. Watford wciąż pozostaje w gronie trzech drużyn, które w ciągu czterech kolejek nie straciły choćby jednego punktu. Wreszcie zobaczyliśmy ciekawy mecz z udziałem Cardiff. I wreszcie Jose Mourinho ma przed sobą kilka spokojniejszych dni.
Brytyjskie granie rozpoczęliśmy o 14:30 w Walii, gdzie mieliśmy obejrzeć starcie jednej z najnudniejszych drużyn początku sezonu (Cardiff) z jedną z ciekawszych – choć nie jedną z najlepszych – ekip tych pierwszych kolejek (Arsenal). Pytanie przed tym starciem było takie: czy zespół Emery’ego rozbuja Walijczyków, czy to gospodarze uśpią przyjezdnych?
Na szczęście dla postronnych kibiców wygrała opcja rozrywkowa i w tym starciu padło aż pięć bramek. Mieliśmy kilka zwrotów akcji i generalnie na Cardiff Stadium odbył się całkiem wciągający bój. Do przerwy obie ekipy wymierzyły sobie po ciosie – dla londyńczyków głową trafił Mustafi, dla gospodarzy bramkę zdobył Camarasa bombą pod samą poprzeczkę. W drugiej połowie wreszcie przełamał się ten, na którego skuteczność zaczęto już psioczyć. Ale gdy Pierre-Emerick Aubameyang trafił do siatki, to nikt nie miał wątpliwości, że gość przyłożyć nogę potrafi, bo strzelił właśnie tak. Aha, zwracamy uwagę na to zgranie piętą Lacazette’a:
Ozil with great pass, Laca’s filthy flick and world class finish from Aubameyang. Superb goal. pic.twitter.com/BYxNxnQANX
— Lacazettes (@Lacazettes) 2 września 2018
Cardiff zdołało jednak wyrównać po – a jakże – strzale głową Warda, lecz na dziesięć minut przed końcem spotkania o sobie dał znać Lacazette. Arsenal wyszarpał Cardiff trzy punkty i poprawił swoją sytuację w tabeli, bo przecież po dwóch pierwszych kolejkach na koncie świtało okrąglutkie zero, a dziś jawi się tam znacznie przyjaźniejsza szóstka.
Cardiff – Arsenal 2:3 (1:1)
Camarasa (45.+2), Ward (70.) – Mustafi (12.), Aubameyang (62.), Lacazette (82.)
***
Pewne zwycięstwo nad Burnley odniósł natomiast Manchester United. Z ulgą odetchnąć mógł jeden człowiek – Jose Mourinho. Dalecy jesteśmy od tez, że Portugalczyk uratował tym meczem swoją posadę, bo wydaje się, że do jego zwolnienia tak czy siak byłoby daleko. Ale dla “De Speszal Łana” nadchodzi chwila wytchnienia dzięki dwupakowi Romelu Lukaku jeszcze przed przerwą.
Manchester mógł wygrać wyżej, ale po przerwie Paul Pogba nie wykorzystał rzutu karnego, a później Marcus Rashford wykonał numer “jestem dzbanem i prokuruję problemy przy spokojnym prowadzeniu”, wdał się z rywalem w przepychankę, trącił głową czoło przeciwnika i wyleciał z boiska.
A Mourinho dziękował fanom w taki sposób:
This is my manager. The away fans 100% behind him pic.twitter.com/Z2m7jrlq2o
— Andy Thompson (@andy_thomo) 2 września 2018
Burnley – Manchester United 0:2 (0:2)
Romelu Lukaku (27. i 44.)
***
Hitem dnia miało być starcie dwóch ekip, które przez pierwsze trzy kolejki przeszły choćby bez straty punktu – Watford mierzył się z Tottenhamem. Wyraźnym faworytem według bukmacherów byli gracze Spurs, ale ekipa Javiego Garcii wywinęła kolejny numer i mimo tego, że goniła wynik, to udało jej się zwyciężyć.
Do przerwy bramek nie zobaczyliśmy. Za to już kilka minut po wznowieniu gry Doucoure pechowo wpakował piłkę do własnej siatki, ale potem oglądaliśmy popis Holebasa, który najpierw dograł z rzutu wolnego na głowę Deeneya, a chwilę później po rzucie rożnym asystował przy trafieniu Cathcarta. Watford dołączył tym samym do Chelsea oraz Liverpoolu, tworząc trio drużyn, które nie dzielą się punktami z przeciwnikami na starcie sezonu.
Watford – Tottenham 2:1 (0:0)
Deeney (69.), Cathcart (76.) – Doucoure (52. – sam.)
***
Więcej o rozegranej w weekend kolejce Premier League usłyszycie w poniedziałkowej audycji “Football Bloody Hell” na antenie WeszłoFM. Początek o godzinie 13.
fot. NewsPix.pl