Jedni kibice traktują futbol śmiertelnie poważnie, drudzy wręcz przeciwnie, jeszcze inni oglądają go niekoniecznie z miłości do jakiegoś klubu, tylko dla czystej zabawy. I jeśli ty, czytelniku, należysz do tej ostatniej grupy, zapewne spędziłeś bardzo przyjemne 90 minut oglądając to, co Barca i Huesca wyprawiały dziś na Camp Nou. Dziesięć goli, mnóstwo koronkowych akcji, pełen luzik podopiecznych Ernesto Valverde… A w efekcie katalońska masakra Blaugraną mechaniczną.
Oczywiście nie było to wyrównane spotkanie, ale czy komukolwiek ten fakt przeszkadzał? Różnicę zrobił tu poziom indywidualnych umiejętności poszczególnych zawodników, niekoniecznie ich kolektywna praca. Każdy kto uważnie przypatrywał się temu starciu, potwierdzi – organizacja nie była najmocniejszą stroną obu ekip. Potwierdzają to zresztą liczby. Gospodarze dopuścili wszak swych przeciwników do siedmiu sytuacji bramkowych, z kolei sami podjęli aż 31 podobnych prób.
Gra toczyła się więc od pudła do pudła, a im szybciej wyprowadzana była dana akcja, przeważnie tym lepszy efekt końcowy przynosiła. A że Barca wchodziła w defensywę rywali niczym najostrzejszy nóż w masło, to praktycznie co chwilę punktowała jego słabe strony.
Zaczął Leo Messi tańcując po prawej stronie pola karnego z Luisinho. Prowadził oczywiście Argentyńczyk, więc z łatwością wymanewrował Portugalczyka. A potem – nic prostszego. Delikatny, mierzony strzał na dalszy słupek słabszą nogą i mieliśmy 1:0.
Drugie trafienie przyszło tak naprawdę ze strony Hueski, a konkretnie Jorge Pulido, dziś tak bardzo elektrycznego, że gdyby na Camp Nou wysiadł prąd, wystarczyłoby podłączenie go pod system, a jupitery znów błysnęłyby najjaśniejszym światłem. Apogeum osiągnął więc w sytuacji, gdy pokonał własnego bramkarza przy okazji bardzo nieudanej interwencji po dograniu Jordiego Alby.
To też było idealne spotkanie dla Luisa Suareza, aby się przełamać, co też zresztą uczynił. Lewy defensor pomknął swoją flanką, Pulido oraz Luisinho złamali linię spalonego, Urugwajczyk zaś urwał się spod krycia obu stoperów i za chwilę stanął twarzą w twarz z golkiperem, wychodząc z tego starcia zwycięsko. Wielką ulgę musieli poczuć cules z tej okazji, bo w wielu poprzednich meczach Luisito był do bólu irytujący – ociężały i przede wszystkim nieskuteczny. Może teraz już odpali na stałe?
Niedługo potem Suarez dołożył jeszcze asystę do swojego dorobku, kiedy prostopadłym podaniem wypuścił Dembele w pole karne, a ten uderzył bliźniaczo podobnie do Messiego przy jego pierwszym golu.
Piąta sztuka z kolei padła po strzale Ivana Rakiticia. Pięknym strzale – dodajmy, wszak uderzał z powietrza. Nikt mu w tym jednak nie przeszkodził, a powinien był Luisinho. To był już mniej więcej ten moment, kiedy podopieczni Leo Franco zaczęli olewać swoje obowiązki, w związku z czym zaraz otrzymali kolejne ciosy.
Na 6:2 znów trafił Leo po prostopadłym podaniu od Coutinho i kilkunastometrowym rajdzie z goniącym go desperacko obrońcą, który ostatecznie nie nadążył za Argentyńczykiem. Siódme trafienie zanotował zaś Jordi Alba wykorzystując podanie od – a jakże – La Pulgi. Dzieła zniszczenia dopełnił z kolei Luis Suarez z rzutu karnego w doliczonym czasie gry.
A zaczęło się przecież tak pięknie dla gości… To oni otworzyli wynik, a konkretnie Cucho Hernandez, który przed tym spotkaniem mówił: – Marzy mi się strzelenie gola na Camp Nou. Chyba nawet w najśmielszych snach nie spodziewał się, iż wystarczą mu trzy minuty na spełnienie snów. A jednak to właśnie Huesca bardzo mocno zaczęła spotkanie. Efekt dała jej praktycznie pierwsza akcja, w której Jordi Alba nie upilnował Jorge Miramona, Sergi Roberto źle obliczył tor lotu piłki, więc zgrał ją Longo, a wcześniej już wspomniany Cucho jeszcze trącił piłkę tuż przed ter Stegenem, tym samym pokonując go. Drugie trafienie dla ekipy Leo Franco zaliczył natomiast Alex Gallar, po tym jak przysługę Moi Gomezowi oddał Samuel Umtiti. Francuz chyba nieco olał Hiszpana, myśląc, że ten nic wielkiego nie zrobi z nim na plecach, wygoniony pod linię końcową przy górnej piłce. A jednak, ten zdołał zacentrować, zaś tuż przed ter Stegenem – ten nawet nie zdążył mrugnąć okiem – stał Alex Gallar i to on wpakował mu futbolówkę do siatki. Pustej zresztą.
Zastanawiamy się jakie konstruktywne wnioski można wyciągnąć z tej strzelaniny. Na pewno Valverde odetchnął z ulgą, skoro przełamał się Luis Suarez. Skoro Coutinho posyłał dziś podania godne Iniesty. Skoro Dembele znów udowodnił, iż El Txingurri słusznie obdarzył go wielkim zaufaniem. Jednocześnie szkoleniowiec Barcy musi trochę potrząsnąć swoimi obrońcami, żeby w kolejnych meczach zachowali nieco więcej koncentracji, no bo przecież mało który rywal pozwoli im się tak zlać jak dzisiaj Huesca. Leo Franco zaś będzie miał teraz możliwość przetestowania swojego warsztatu trenerskiego w roli psychologa, wszak po takim wpierdzielu od Dumy Katalonii jego zawodnicy mogą nieco zwątpić w swoje umiejętności…
FC Barcelona – Huesca 8:2 (3:2)
0:1 Cucho 3′
1:1 Messi 16′
2:1 Pulido (sam.) 24′
3:1 Suarez 39′
3:2 Gallar 42′
4:2 Dembele 48′
5:2 Rakitić 52′
6:2 Messi 61′
7:2 Alba 81′
8:2 Suarez 90+3′
Fot. NewsPix.pl