Sporo się działo w ostatniej rundzie eliminacji do Ligi Europy. Większość starć przechylili na swoją korzyść faworyci, ale nie zabrakło sporych sensacji. Największą jest oczywiście awans do fazy grupowej zespołu z Luksemburga. Tak, tak – znajome Dudelange nie zwalnia tempa, pruje po zwycięstwo w całych rozgrywkach tempem nieosiągalnym dla konkurencji. Zwłaszcza jeżeli chodzi o dość marnych konkurentów z Cluj. A gdzieś w tle luksemburskich popisów – męczarnie Lipska, odpadnięcie Atalanty, oficjalne odrodzenie Rangers i spokojny triumf Karabachu.
Dwadzieścia jeden meczów. Przy takiej porcji futbolu i tak dużej stawce, wrażeń po prostu musiało pojawić się co niemiara. Postanowiliśmy ścisnąć je wszystkie w miarę ciasnym gorsetem i przedstawić szybkie podsumowanie całej rywalizacji. W formie siedmiu pierwszych spostrzeżeń, jakie nasuwają się na gorąco, tuż po zakończeniu tego piłkarskiego maratonu
To nie Legia była słaba, tylko Dudelange jest mocne! Ta…
Jeżeli ktoś ma zamiar na poważnie rozgłaszać powyższą teorię, niech natychmiast się zastanowi, czy zgromadził w sobie dostateczne zapasy rozumu i godności człowieka. Kompromitacja rumuńskiego Cluj nie zamazuje totalnej wtopy mistrza Polski. Co nie zmienia jednakowoż faktu, że luksemburczycy naprawdę wprawili nas w osłupienie.
Rozpaczliwa walka o utrzymanie korzystnego wyniku? Nic podobnego. Choć zawodnicy Dudelange wygrali u siebie 2:0, to dzisiaj prowadzili w pewnym momencie już trzy do jaja. Ich awans tak naprawdę ani na moment nie był zagrożony. Rumunom nie pomógł nawet wprowadzony w drugiej połowie Julio Baptista. Historyczny sukces luksemburskiego futbolu stał się faktem. Skończyło się 2:3, ale to i tak bez znaczenia – Cluj zostało zdeklasowane.
Teraz Dudelange może już nawet przerżnąć wszystkie mecze fazy grupowej różnicą pięciu goli. Pal to licho. Osiągnęli prze-wspaniały rezultat i zawstydzili swoich – tylko z pozoru renomowanych – przeciwników. Kiedy w końcówce trener gości wpuścił jeszcze na boisko Ibrahimovicia, to było ostatecznie pewne, że zawodnicy Cluj są już zupełnie pozamiatani. Nawet jeżeli był to Sanel Ibrahimović, a nie Zlatan.
Do fazy grupowej LE dostał się również Spartak Trnawa. Gola na wagę remisu, który pozwolił spokojnie przyklepać awans, zdobył Boris Godal. Piłkarscy bogowie kpią sobie z ekstraklasy na całego.
Arkadiuszowi Recy umknęło kilka szans na występ
Atalanta Bergamo po rzutach karnych poległa w Kopenhadze. Dwumecz zamknął się bez bramek i trzeba było rozegrać serię jedenastek, żeby wyłonić ostatecznego zwycięzcę. Co prawda Recy zabrakło nawet wśród rezerwowych, bo jest w tej chwili w najlepszym przypadku trzeci w kolejce do grania na swojej pozycji, niemniej – występy Atalanty w fazie grupowej Ligi Europy na pewno stanowiły dla niego jakąś nadzieję na złapanie choćby paru minut gry.
Tymczasem – dupa zbita, nadzieja przepadła. Włosi odpadli, ponieważ swoje jedenastki spartaczyli Alejandro Gomez – kapitan, lider, gwiazda drużyny – oraz Andreas Cornelius. Duńczyk, który poprzednie lata spędził… właśnie w drużynie z Kopenhagi. Cóż strzeliło do głowy Gasperiniemu, żeby akurat tego zawodnika obarczyć odpowiedzialnością wykonywania piątego karniaka? Trudno zgadnąć, ale straszliwie się na tym pomyśle przejechał.
RB Lipski wymęczył Zorię Ługańsk
Tuż po przerwie goście z Ługańska wyszli na prowadzenie 2:1. W pierwszym starciu nie padły gole, zatem ich sytuacja była w tamtym momencie wyjątkowo komfortowa. Zanosiło się na czarne dni dla futbolowego imperium Red Bulla – najpierw frajerstwo Salzburga, a teraz poprawka z niemieckiej strony.
Jednak gospodarze dzisiejszego meczu wykaraskali się z tarapatów. Bombardowali szesnastkę rywali jak szaleni (w sumie wykreowali 30 sytuacji podbramkowych) i kropla rzutem na taśmę wydrążyła skałę. Po zagraniu ręką jednego z obrońców ukraińskiej drużyny, Emil Forsberg wykorzystał rzut karny i dosłownie w ostatniej chwili ustalił wynik na 3:2 dla Lipska. Wypadało to załatwić nieco spokojniej i szybciej, ale awans jest, a w gruncie rzeczy nic innego w takiej rywalizacji nie ma znaczenia.
Łudogorec w formie, lecz bez Polaków w pierwszym składzie
Torpedo Kutaisi, czyli drużyna o nazwie, która z jakichś powodów jest w Polsce kultowa, nie zdołało choćby bryknąć w starciu z Łudogorcem. Bułgarzy wygrali na wyjeździe 1:0, a u siebie poczęstowali przeciwników czwóreczką. Krótko mówiąc – odprawili Gruzinów z kwitkiem. Nie pozostawili pola do spekulacji, a było takowych sporo, po tym jak nie sprostali kilka tygodni temu węgierskiemu MOL Vidi.
Szkoda, że drużyna zatriumfowała bez istotnego wkładu naszych rodaków w ten sukces. Góralski pobiegał wprawdzie po murawie przez 20 minut, ale już przy rozstrzygniętym wyniku. Świerczok tym razem nie zmieścił się w kadrze meczowej. Trudno oczywiście wyciągać z tego jakieś daleko idące wnioski – sytuacja w klubie nie jest teraz zbyt stabilna, początek sezonu był w wykonaniu Łudogorca cokolwiek przeciętny. Niemniej – warto odnotować, że polska kolonia w Razgradzie ma się w tej chwili dużo gorzej niż choćby ta brazylijska.
Wilczek koncentruje się na lidze, Piotrowski gra dalej
Kamil Wilczek zrobił swoje – zdobył bramkę, dorzucił do tego asystę. Zagrał jak na lidera ofensywy przystało, ale to i tak nie wystarczyło, żeby jego Broendby zdołało zrobić krzywdę Genkowi. Pogromcy Lecha Poznań kolejny raz rozwalcowali przeciwników i zwyciężyli w Danii aż 4:2. Trzeba powiedzieć, że w kontekście całego dwumeczu Belgowie przejechali się po całkiem mocnym rywalu w stylu, który może zaimponować. To nie jest wyłącznie producent utalentowanych piłkarzy, lecz ewidentnie zespół ze sporymi ambicjami sportowymi. Nie tylko finansowymi.
Kuba Piotrowski dorzucił swoją małą cegiełkę do tego zwycięstwa. Pojawił się na murawie przystanie 2:3, kiedy goście chcieli już po prostu dowieźć korzystny rezultat. Zadanie zostało wykonane z nawiązką. Były zawodnik Pogoni może być szczególnie szczęśliwy – im więcej minut do zgarnięcia z puli, tym lepiej dla niego.
Znowu widać Rangersów na europejskich horyzoncie
Szkoci mieli zaliczkę z domowego spotkania, ale bardzo skromną. Wygrali na Ibrox Stadium ledwie 1:0. Jednak rewanż otworzyli kolejną bramką i mogłoby się wydawać, że dwumecz jest już klepnięty.
Nic podobnego.
Rywale Rangersów, rosyjskie FK Ufa, dość szybko wyrównali, a później goście zaczęli się namiętnie kartkować. Udało im się jakimś cudem utrzymać korzystny wynik, choć przez 50 minut musieli wytrzymać grając w dziesiątkę, a ostatnich 25 minut nawet w dziewiątkę. Zawodnicy rosyjskiej drużyny strzelali na potęgę, jednak były to próby bardzo chaotyczne. Steven Gerrard najwyraźniej zaczarował bramkę Allana McGregora (od którego jest tylko minimalnie starszy) i mógł dzięki temu świętować ze swoimi podopiecznymi upragniony awans.
Rangersi wracają do obiegu. To zawsze przyjemne, gdy takie uznane futbolowe firmy potrafią się odrodzić z popiołów.
Karabach wpakował trzy kule w Szeryfa
Klub naszych starych znajomych z ekstraklasy – Jakuba Rzeźniczaka, Donalda Guerriera, Simeona Sławczewa i Daniego Quintany – przejechał się po Sheriffie Tiraspol. Pierwsze starcie zakończyło się zwycięstwem mołdawskiego zespołu, zatem mogło się wydawać, że Karabachowi pod tyłkiem zaczyna się robić gorąco. Jednak nic bardziej mylnego. Azerska drużyna nie dopuściła rywali do głosu i z dużym zapasem zapewniła sobie awans do kolejnej rundy.
Trójka do zera, Karabach melduje się w fazie grupowej Ligi Europy. Rzeźniczak i Quintana nie zagrali, ale pozostali z wyżej wymienionych jak najbardziej. Guerrier zdobył nawet jedną z bramek i, podobnie jak Sławczew, wystąpił przez pełne 90 minut meczu.
Jak to wygląda w podsumowaniu? Oto, kto dzisiaj awansował:
FK Astana (Kazachstan), Rangers FC (Szkocja), AEK Larnaka (Cypr), FC Kopenhaga (Dania), RB Lipsk (Niemcy), Apollon Limassol (Cypr), F91 Dudelange (Luksemburg), Łudogorec Razgrad (Bułgaria), Sarpsborg 08 FF (Norwegia), Zenit Petersburg (Rosja), Karabach Agdam (Azerbejdżan), Malmo FF (Szwecja), Besiktas JK (Turcja), Rosenborg BK (Norwegia), KRC Genk (Belgia), Rapid Wiedeń (Austria), Spartak Trnawa (Słowacja), Girondins Bordeaux (Francja), Olympiakos SFP (Grecja), Celtic FC (Szkocja), Sevilla FC (Hiszpania).
fot. 400mm.pl