Reklama

RB Salzburg to GKS Katowice eliminacji Ligi Mistrzów

redakcja

Autor:redakcja

30 sierpnia 2018, 16:25 • 4 min czytania 21 komentarzy

To było jedenaste podejście RB Salzburg do gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Austriackie podwórko zdominowali kompletnie, mają coraz lepszy skauting i akademię, w zeszłym sezonie grali w półfinale Ligi Europy. Pół godziny przed końcem meczu z Crveną Zvezdą byli już jedną nogą w raju, bo prowadzili 2:0. A skończyło się jak przy ostatnich dziesięciu próbach i puszki z Salzburga muszą zadowolić się pucharem pocieszenia.

RB Salzburg to GKS Katowice eliminacji Ligi Mistrzów

Gdyby Grzegorz Skwara był Austriakiem, to dobrze wiedziałby co po takim meczu można powiedzieć. RB Salzburg na wyjedzie zremisował z Crveną 0:0, a w rewanżu u siebie prowadził już 2:0. Upragniony awans był na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło nie dać sobie strzelić dwóch goli.

No właśnie.

W 65. minucie El Fardou Ben trafia na 1:2.

W 66. minucie El Fardou Ben wyrównuje stan tego starcia i sprawia, że Crvena jest lepsza w dwumeczu. Wynik nie uległ już zmianie i Salzburg spalił jedenastą (!) próbę wejścia do fazy grupowej LM.

Reklama

Lista tych jedenastu wtop obfituje w porażki, które po prostu trzeba było przyjąć na klatę, bo rywal był lepszy. Ale są i tam spektakularne kompromitacje albo wywrotki tuż przed metą. Wymieńmy te wszystkie nieudane podejścia Salzburga do gry w elicie:

2006/07 – Valencia

2007/08 – Szachtar Donieck

2009/10 – Maccabi Hajfa

2010/11 – Hapoel Tel-Awiw

Reklama

2012/13 – Dudelange

2013/14 – Fenerbahce

2014/15 – Malmo

2015/16 – Malmo

2016/17 – Dinamo Zagrzeb

2017/18 – Rijeka

2018/19 – Crvena Zvezda

Salzburg dla eliminacji Ligi Mistrzów jest jak GKS Katowice dla I ligi. Z Salzburgiem w Lidze Mistrzów jest jak z jajami w trakcie seksu – uczestniczy, ale nie wchodzi. Salzburg jest jak kumpel na imprezie sylwestrowej, który ziewa nad toaletową muszlą jeszcze przed północą.

Dalecy jesteśmy do zrównywania Salzburga z ziemią i przyrównywania go do polskich ekip, bo jakoś nie widzimy Legii, Lecha czy Jagiellonii w walce o finał Ligi Europy. Niemniej ta nieudolność klubu ze stajni Red Bulla w walce o Champions League jest już kuriozalna. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że w siedzibie firmy od napojów energetycznych bardziej martwią się losami klubu z Lipska niż ekipy z Salzburga – niemniej kolejna klęska w drodze do grupy Ligi Mistrzów musi boleć. W zeszłym roku, gdy mistrz Austrii walczył o awans do półfinału Ligi Europy (i ostatecznie go wywalczył), pisaliśmy tak:

Gdy gigant przemysłu napojów energetycznych w 2005 roku przejął Austrię Salzburg, przyszłość tego klubu stała się jasna. Popłynął do niego strumień pieniędzy, sprowadzano coraz to lepszych piłkarzy, zainwestowano w infrastrukturę, ściągnięto fachowców z kraju i z sąsiednich Niemiec. Red Bull wytyczył jasny szlak – po Formule 1 i podbiciu rynku piłki w Stanach Zjednoczonych, wkraczamy z przytupem na rynek europejski.

Od tego czasu RB Salzburg ośmiokrotnie zdobył tytuł mistrza kraju (jest nim nieprzerwanie od 2014 roku), dołożył do tego cztery wicemistrzostwa i pięć krajowych pucharów. Dominacja na rynku austriackim była niepodważalna. Ale właściciele klubu po czasie zdali sobie sprawę, że to nie Football Manager. Choćby wpompowali w Salzburg setki milionów euro, to i tak pewnego pułapu nie przeskoczą. Wielcy piłkarze nie będą chcieli grać w austriackiej ekstraklasie, sama liga nie jest konkurencyjna wobec TOP5 lig europejskich, a zainteresowanie futbolem w Austrii nie jest tak duże, jak chociażby w Niemczech czy Anglii. No i wyłącznie na finansowym paliwie z napojów energetycznych nie da się zajechać do najważniejszych faz europejskich pucharów. Żeby rywalizować z najlepszymi trzeba iść tam, gdzie jest duża kasa z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych. Na przykład w Niemczech.

A przecież Salzburg odprawiający Borussię Dortmund i Lazio z Ligi Europy niewiele zmienił się w porównaniu do Salzburga, który wypuszcza z rąk awans do Ligi Mistrzów w starciu z Crveną Zvezdą. Latem do Marsylii trafił Duje Caleta-Car (za blisko 20 mln euro), z kolei Valon Berisha za 7,5 mln trafił do Lazio. Ostał się w klubie też trener Marco Rose, o którym mówiło się, że być może trafi do Niemiec. Tymczasem RB udało się odpaść po raz jedenasty i to z starciu z klubem, który potrzebował dwóch bramek w ciągu pół godziny gry, a w pierwszej połowie oddał ledwie jeden celny strzał.

Ale nie sposób pominąć w tej historii Crveny, dla której będzie to debiut w Lidze Mistrzów. To znaczy w jej fazie grupowej, bo w eliminacjach Serbowie też odpadali. Od pamiętnego triumfu w Pucharze Europy w 1991 roku nastały dla Crveny ciężkie czasy na europejskim podwórku. W poważniejszych etapach Champions League mogli oglądać tylko Partizana, który dwukrotnie wchodził do grupy. A Crvena pokazała w środę, że niemożliwe nie istnieje – jako pierwszy zespół w historii Ligi Mistrzów przebrnęli przez wszystkie cztery fazy eliminacji i weszli do grupy. Choć pomagała im klątwa Salzburga, to i tak zdejmujemy przed Serbami kapelusze i kłaniamy się w pas.

A co tam u panów z Red Bulla?

Unglaublich.

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Liga Mistrzów

Liga Mistrzów

Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

AbsurDB
34
Kolejne wcielenie Superligi. Pomysł Unify League nie porywa

Komentarze

21 komentarzy

Loading...