Po takim widowisku, jakie zaserwowali gracze Zagłębia Sosnowiec oraz Śląska Wrocław w ostatnim akordzie szóstej kolejki Ekstraklasy, Anglicy wiedzieli, że ciężko będzie im to przebić. Podjęli walkę. W końcu w poniedziałek dostaliśmy absolutną wisienkę na torcie, jeśli chodzi o rozgrywki Premier League. Manchester United, ośmieszony w Brighton, mierzył się z Tottenhamem „nikogo w lecie nie kupiliśmy” Hotspur. Sądziliśmy, iż zostanie nam podany smaczny deser, a obie drużyny zaserwowały spalony kawałek ciasta. I to zjarany na węgiel.
Nie wiemy, co zaskoczyło nas bardziej – poziom emocji w Sosnowcu, czy skład Manchesteru na to spotkanie. Jose Mourinho zrobił sześć zmian w składzie, w tym zostawił na ławce m.in. Alexisa Sancheza, Victora Lindelofa, czy Ashleya Younga – zawodników, którzy tydzień temu wybiegli w podstawowej jedenastce. Co więcej, okazało się nawet, iż poza kadrą wylądowali Anthony Martial oraz Eric Bailly. Portugalczyk zatem wykonał małą rewolucję, co przyniosło skutki.
Już w pierwszej odsłonie Manchester United miał przewagę. No, przynajmniej tak wynikało z liczby strzałów. Gospodarze oddali ich dziesięć w tym dwa celne, a londyńczycy dwa – tylko jeden poleciał w światło bramki. Kilkanaście sekund po premierowym gwizdku Craiga Pawsona, Fred uderzył, ale futbolówka znacznie minęła lewy słupek Hugo Llorisa. Poważne okazje w tym spotkaniu zaczęły się od dramatycznego pudła Romelu Lukaku z szesnastej minuty. Danny Rose lekceważąco podał do tyłu, a tam Belg… Eh, to trzeba po prostu zobaczyć.
RT if your striker would score from here. pic.twitter.com/jyE95dTyT7
— Zac (@LFCZac) 27 sierpnia 2018
Czy wyobrażacie sobie, że (tu wstaw dowolne nazwisko napastnika z Premier League) nie trafia w takiej sytuacji? Nie? To Romelu kazał „potrzymać piwo”.
Sam brązowy medalista mundialu miał kolejną dobrą szansę 180 sekund później, gdy po asyście Shawa jego strzał wybronił dobrze dysponowany tego dnia Hugo Lloris. A to nie jest taką oczywistością – w końcu po jego ostatnich alkoholowych libacjach mogło się to skończyć inaczej. Do świąt co prawda jeszcze cztery miesiące, ale zawodnicy obu drużyn chętnie rozdawali prezenty. W 25. minucie niepierwszy tego wieczoru błąd popełnił Nemanja Matić. Długo zbierał się do podania, piłkę przejął Dele Alli, ale zbyt długo zwlekał z zagraniem. Akcję wyczyścił Chris Smalling. Do końca pierwszych 45 minut gospodarze oddali kilka strzałów, francuskiego golkipera Spurs próbował zaskoczyć rodak Paul Pogba, ale za wiele zagrożenia z tego nie było. Nic więcej do gwizdka Pawsona się nie wydarzyło, a my dziękowaliśmy niebiosom, iż te męczarnie ustały.
W porządku, druga połowa nie była aż taka zła (choć gorzej być nie mogło). Tottenham, który został niemiłosiernie ostrzeliwany przez piłkarzy z Manchesteru, odpowiedział najdosadniej, jak mógł. W 50. minucie, Kieran Trippier wrzucił futbolówkę z rzutu rożnego, a tam Harry Kane główką skierował ją do siatki. O tym uderzeniu wystarczy powiedzieć tyle, że De Gea nawet nie próbował się rzucać. Jakby Anglik miał cyrkiel wmontowany we włosy. United po utracie bramki rzuciło się do odrabiania strat, ale kolejny strzał Lukaku wyjął Lloris. A już kilkanaście sekund później goście podwyższyli prowadzenie i wypunktowali chaos w szeregach podopiecznych Jose Mourinho. Trippier założył siatę Shawowi, piłkę przejął Eriksen, wycofał w szesnastkę i Lucasowi pozostało dostawienie nogi. Moura dokonał tego w niezłym stylu i pozamiatał marzenia gospodarzy pod łóżko.
Dwie minuty całkowicie wstrząsnęły Old Trafford. Mourinho za kontuzjowanego Jonesa wprowadził Lindelofa. Szwed nie odwdzięczył się trenerowi. Co więcej – swoją elektrycznością oświetliłby małe miasteczko pod Londynem. Pierwsza głupota w jego wykonaniu miała miejsce w 65. minucie. Powtórzył niejako wyczyn Danny’ego Rose’a i za lekko podał do De Gei. Futbolówkę przejął Alli, minął Hiszpana, ale za bardzo się wyrzucił i jego uderzenie zdążył obronić golkiper Czerwonych Diabłów. Następnie sympatyczny Victor z Skandynawii został ośmieszony przez Harry’ego Kane’a, który przestawił go jak juniora, a następnie sam spudłował z pięciu metrów do niemal pustej bramki.
Do 84. minuty mieliśmy problem z selekcją MVP tego starcia. Na całe szczęście nasze wszelkie wątpliwości rozwiał Lucas Moura. Przyjął podanie od Harry’ego Kane’a, następnie wyprzedził Smallinga i z niebywałą precyzją wbił gwóźdź do trumny ekipy Mou. Wspaniałe spotkanie w wykonaniu Brazylijczyka.
Bukmacherzy przed tym spotkaniem typowali, że Jose Mourinho już niedługo może stracić pracę, na równi z Markiem Hughsem z Southampton. Nie wiemy, co teraz zamierzają zrobić włodarze Manchesteru United, ale my bronimy Portugalczyka. Zawodnicy w czerwono-czarnych trykotach nie grali tak źle. Oczywiście, popełniali dramatyczne błędy w defensywie, ale tworzyli sobie sytuacje. Sam Lukaku miał trzy, z których jedną powinien zamienić na gola. Największym minusem jest wynik. 0-3 na własnym stadionie. No nie – to nie miało prawa się wydarzyć.
Manchester United – Tottenham Hotspur 0:3 (0:0)
50’ Kane 0:1
52’ Moura 0:2
84’ Moura 0:3
Fot. Newspix.pl