Długa piłka na prawą stronę, wyskakuje do niej Olivier Giroud i DeAndre Yedlin. Wahadłowy Newcastle z pomocą wymierzonego w Francuza łokcia sprawia, że piłka ląduje pod jego nogami, umożliwiając zagranie do Joselu i zaliczenie asysty przy bramce na 1:1 z Chelsea. Amerykanin nie mógł się spodziewać, że za faul, jakiego się dopuścił – a jakiego nie dostrzegł sędzia – los ukarze go po zaledwie czterech minutach. Gdy ulokuje go w idealnym miejscu, by strzelić samobója decydującego o porażce jego drużyny.
1:0 z Manchesterem United, 2:1 z Arsenalem, 3:0 z Chelsea. Newcastle już wielokrotnie w tym roku sygnalizowało, że jeśli chodzi o spotkania rozgrywane na St James’ Park, jest w stanie podjąć walkę z każdym. Że może absolutnie każdego pozbawić punktów. Dziś było tego bardzo bliskie po raz kolejny, w meczu naznaczonym sędziowskimi kontrowersjami.
Najpierw Marcos Alonso wpadł bowiem w pole karne urywając się Fabianowi Scharowi, po czym padł jak długi, zdobywając dla swojej drużyny już drugą jedenastkę w tym sezonie. Ale – jak pokazały powtórki – Szwajcar trafił swoim wślizgiem w piłkę. Co nie umknęło oku kamery, umknęło jednak sędziemu Tierneyowi. Trudno jednak mieć pretensje – z jego perspektywy, zza pola karnego, interwencja stopera Srok mogła wyglądać na faul. Wobec braku VAR-u miał niezwykle trudną decyzję do podjęcia w pojedynkę.
Zdecydowanie bardziej niezrozumiała była decyzja asystenta biegającego po stronie DeAndre Yedlina w drugiej połowie o tym, by nie machnąć chorągiewką i nie zasygnalizować faulu Amerykanina na Olivierze Giroud. Walcząc o piłkę prawy wahadłowy Newcastle kropnął łokciem francuskiego mistrza świata, tym samym zgarniając futbolówkę. Chwilę później mógł dzięki temu posłać dośrodkowanie, przy którym David Luiz zachował się jak junior – zamiast ruszyć do futbolówki i wybić ją byle dalej, czekał aż ta spadnie mu na głowę. Czekać nie miał za to zamiaru Joselu, wskakując przed Brazylijczyka i nie dając szans na właściwą reakcję Kepie Arrizabaladze.
Jak już jednak ustaliliśmy, los ukarał Yedlina za jego nieczystą zagrywkę szybciej niż ten mógł się pewnie tego spodziewać. Rzut wolny, Marcos Alonso ma szansę uderzyć w polu karnym Newcastle z powietrza i choć jego strzał nie okazuje się celny, to na jego linii staje obrońca rywali. Kierując go do własnej siatki.
Sroki będą zdecydowanie czuć potężny niedosyt, bo nie było to spotkanie podobne choćby do tego wczorajszego, w którym Wolverhampton urwało punkty Manchesterowi City. Martin Dubravka – choć kilka razy przetestowany – nie musiał gimnastykować się tak często i tak efektownie jak Rui Patricio. Ani razu nie został przyciśnięty do interwencji na miarę tej po przepięknym strzale Sterlinga z pierwszej połowy wczorajszego starcia. Przy najgroźniejszym – aż do gola – uderzeniu Rudigera wyręczyła go poprzeczka. Chelsea grała też trochę tak, jakby za każde dwieście nabitych podań otrzymywało się rzut karny. Albo przynajmniej rzut wolny bezpośredni z linii pola karnego.
Cóż, gdyby tak faktycznie było, Newcastle miałoby problemy z dojściem do choćby jednej takiej sytuacji.
https://twitter.com/BBCMOTD/status/1033749130714263552
Rzecz w tym, że The Blues te pękające jedna po drugiej setki podań bardzo długo nie dawały kompletnie nic. Obrona Newcastle stała twardo i nawet, gdy już wydawało się, że Hazard wjedzie dynamicznie z piłką w pole karne i minie Dubravkę, jakoś defensorom udało się go wypychać poza światło bramki. Nie ma co też ukrywać, że Belg dziś nie zawsze podejmował najlepsze dla swojej drużyny decyzje.
Koniec końców jednak mecz kończy z golem po jedenastce wykonanej tak perfekcyjnie, że choć Dubravka wyczuł kierunek strzału, nie mógł nic na niego poradzić. Chelsea jest więc jednym z trzech zespołów, które po trzech kolejkach mają jak na razie komplet punktów. Jutro szansę, by do nich dołączyć dostanie jeszcze Tottenham grający o 21:00 na Old Trafford.
***
Znacznie więcej szaleństwa (i bramek!) było w rozgrywanym równolegle starciu Fulham – Burnley. Gospodarze w pierwszych dwóch kolejkach zapłacili frycowe, ale w obu wcześniejszych spotkaniach widać było zalążki naprawdę dobrej gry w ofensywie. Dziś wreszcie się ona spłaciła. Cztery trafienia dały wygraną z ekipą Seana Dyche’a, która zdołała odpowiedzieć tylko dwoma golami. Jak można się spodziewać, przy czterobramkowym dorobku coś musiało wpaść Aleksandarowi Mitroviciowi. Konkretnie – dwie sztuki, które sprawiają, że od momentu jego debiutu w Fulham nie ma w angielskich ligach zawodowych lepszego strzelca. Równo z Serbem jest tylko Mo Salah.
15 – Since his debut for Fulham in February, no player has scored more league goals in the top four tiers of English football than Aleksandar Mitrovic (15, level with Mo Salah). Fire. pic.twitter.com/alpe3k9NuK
— OptaJoe (@OptaJoe) August 26, 2018
To jednak nie do Mitro, a do Jeana Michaela Seriego należała bramka meczu. I pewnie jedna z najpiękniejszych bramek sezonu. Przyjęcie kierunkowe, bomba w okienko. Nie przynoście zmiotki i szufelki, Iworyjczyk pozamiatał.
***
Kto popołudnie z Premier League postanowił zacząć od 17:00, ten w sumie nie za bardzo miał czego żałować. Spotkanie Watfordu z Crystal Palace zapowiadało się naprawdę nieźle, wszak oba zespoły grają na starcie sezonu dobry, czy nawet bardzo dobry futbol. Orły postawiły się Liverpoolowi w znacznie większej mierze niż West Ham, Szerszenie przystępowały do spotkania z kompletem punktów w dwóch dotychczasowych meczach. Ale czy to sprawiło, że oglądaliśmy dobry mecz? Mimo trzech trafień – no nie sprawiło.
Najbardziej zawiódł Wilfried Zaha, którego w tygodniu mocno bronił Roy Hodgson, atakując jednocześnie… maskotkę Watfordu, Szerszenia Harry’ego.
Serio.
Rozchodziło się o „nurkowanie” Harry’ego, który miał tym samym sugerować własnym kibicom, że to też robił w polu karnym Szerszeni podczas jednego z poprzednich spotkań Zaha.
Dziś najbardziej wartościowy piłkarz w ekipie Hodgsona nie nurkował, strzelił też gola, pakując piłkę między nogami Bena Fostera, ale na przestrzeni całego meczu raczej dawał ciała. Więcej było jego protestów i nieudanych zagrań, jak choćby rozpoczęcie kontry Watfordu fatalnym podaniem do tyłu, gdy miał świetne warunki, by ruszyć skrzydłem do przodu.
Czy to zdecydowało, że Palace jako trzeci zespół poległo w starciu z Szerszeniami? W pewnej mierze – owszem, bowiem już w poprzednim sezonie widzieliśmy, jak ważny dla ekipy Hodgsona jest Zaha (0 punktów w meczach, w których reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej nie zagrał). Ale i Watford potrafił wykorzystać to, jak świetnie dysponowani są jego liderzy. Pereyra strzelił 5 z 9 ostatnich goli Szerszeni? No to dziś dostał piłkę na skraju pola karnego, zamieszał i uderzył zza zasłony po długim słupku. Holebas imponował znakomicie ułożoną nogą (dwie asysty w pierwszej kolejce)? No to dziś postanowił, że ze skrzydła odważnie spróbuje przelobować Hennesseya. Trafił perfekcyjnie.
Takim sposobem Watford należy do elitarnego grona zespołów, które wciąż nie pogubiły w tym sezonie punktów. W przeciwieństwie na przykład do… Manchesteru City.
***
Watford – Crystal Palace 2:1
Pereyra 53’, Holebas 71’ – Zaha 78’
Fulham – Burnley 4:2
Seri 4′, Mitrović 36′, 38′, Schurrle 83′ – Hendrick 10′, Tarkowski 41′
Newcastle – Chelsea 1:2
Joselu 83′ – Hazard 76′ (k.), Yedlin 87′ (sam.)
fot. NewsPix.pl