Wiele jest miar beznadziejności obecnej Legii – bęcki w pucharach, amatorzy na stanowisku trenera, szukanie winnych na Twitterze, prezes mówiący dzisiaj jedno, jutro drugie, pojutrze jeszcze coś innego – i tak naprawdę przykłady na ten zjazd bez trzymanki dostajemy wręcz codziennie. Najnowszy to zawierzenie przyszłości klubu na barkach 19-latka, którego trzeba wypchnąć z Warszawy, nie patrząc w ogóle na jego dobro.
Serio, nie mam wątpliwości: jeśli jutro za Szymańskiego zgłosi się cyrk obwoźny i zaproponuje mu funkcję żonglera pomarańczami, Legia na transfer się zgodzi, jeśli tylko ów cyrk odpowiednio zapłaci. Ba, odstawi go na lotnisko przystrojonego w kokardę, wsadzi do samolotu, jednak później nie napisze nawet kartki na Boże Narodzenie. Liczy się tylko tu i teraz, a więc zasypanie dziury budżetowej, spowodowanej złymi wynikami zespołu w Europie, które z kolei są spowodowane złymi decyzjami Mioduskiego.
Szkoda, że tak się sprawy mają i to co najmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze klub sam skazał się na krótkowzroczność. Przy robieniu transferów warto – a wręcz trzeba – wyrobić sobie markę, która zachęci następnych klientów do wydawania pieniędzy akurat w tym sklepie (czyli w klubie). Nie wydaje mi się, by Legia tę markę obecnie miała, bo też który polski piłkarz, sprzedany z Warszawy, robi za granicą choćby przyzwoitą karierę? Jeden Bereszyński, ewentualnie Rybus (który jednak odbił się od poważniejszego grania we Francji). A ilu próbowało? Oj, tu lista jest już pokaźna: Wolski, Furman, Łukasik, Kosecki, Żyro, Bielik, Borysiuk, Lewczuk, wcześniej Janczyk, a jeszcze pewnie o kimś zapomniałem.
Zagraniczny kontrahent patrzy na tę listę i widzi towar wadliwy, nieprzygotowany do rywalizacji na wyższym poziomie. Teraz jeszcze zgłosili się po Szymańskiego Rosjanie, którzy pieniędzy mają od cholery, natomiast to tylko szczęście Legii, a nie efekt długofalowego planu czy wizji. Jeśli dziś ktoś chce utalentowanego Polaka, woli pójść do Lecha, bo tamten towar wydaje się lepszej jakości.
I tutaj dochodzimy do drugiego powodu, dla którego ewentualny transfer Szymańskiego niezbyt mi się podoba. Legia może przygarnąć sporą sumę, ale ryzyko, że znowu wyda światu słabego piłkarza, jest ogromne. Pomocnik nie jest wciąż przygotowany fizycznie do wyjazdu, koszulka na nim wisi, mięśni u niego tyle, co mięsa w parówkach. A piłkarsko? Pewnie, to ciekawy chłopak z dobrą techniką użytkową, ale przypominam sobie Wolskiego przed wyjazdem i nie mam poczucia, że Szymański znaczy teraz dla Legii więcej niż Wolski wtedy. To ten drugi potrafił błyszczeć w europejskich pucharach, pierwszy tam nawet nie zaistniał. A skoro tak, i skoro pamiętamy słabą przygodę Wolskiego we Włoszech i beznadziejną w Belgii, to jak być optymistą w przypadku wyjazdu Szymańskiego?
Poza tym Rosja to dla naszych piłkarzy nie jest trampolina do pójścia wyżej. Jak wspomniałem: na chwilkę wybił się tylko Rybus, ale potem zaraz wrócił z podkulonym ogonem. Albo tam zostajesz i robisz swoje lepiej lub gorzej, albo wracasz po jakimś czasie do Polski.
Rozumiem, że ta sprzedaż ma ratować finanse klubu, ale pewnie w ogóle nie byłaby potrzebna, gdyby rok temu Legia zatrudniła trenera, który w bieżącym roku ograłby Słowaków i Luksemburczyków. Wtedy nie byłoby ciśnienia, Szymański mógłby zostać, poprawić się i fizycznie, i piłkarsko, wyjechać w ciekawszym kierunku, jako lepszy i bardziej ukształtowany zawodnik. A teraz wygląda na to, że wyjechać wręcz musi, bo w domu źle się dzieje i trzeba posłać najzdolniejszego, by zgarnął trochę pieniędzy.
Szkoda. Być może za parę lat okaże się, że konsekwencje beznadziejnego zarządzania poniósł nie Mioduski, nie Legia, nie Kowalczyk i Wołosik, tylko Szymański.