Reklama

Real rozpoczął już sezon, czy jeszcze rozgrywa sparingi?

Mariusz Bielski

Autor:Mariusz Bielski

20 sierpnia 2018, 00:26 • 4 min czytania 8 komentarzy

Rozumiemy, że na Półwyspie Iberyjskim panują teraz horrendalne upały. Że w związku z tym piłkarze mogą nie grać na tak wielkiej intensywności, jak zawsze. Że męczą się znacznie szybciej, więc fizycznie – skoro mamy początek sezonu – nie dojedzie jeszcze jeden czy drugi kopacz. No ale, do cholery jasnej, bez przesady. Real podejmował Getafe dopiero po 22, a i tak całe spotkanie toczyło się w tempie żółwim, choć być może należy to uznać za obrazę dla tych długo żyjących zwierząt.

Real rozpoczął już sezon, czy jeszcze rozgrywa sparingi?

Zdajemy sobie także sprawę, iż motywacja w spotkaniu z Atletico, a motywacja w starciu z Getafe nigdy nie będą sobie równe, jednak chyba zgodzicie się z nami – oczekiwaliśmy od podopiecznych Lopeteguiego nieco więcej ognia. Tymczasem grali raczej tak, jakby nawet nie chcieli się spocić. Jedynie momentami przyspieszali i właściwie tyle wystarczało z ich strony, by stworzyć sobie w miarę groźną sytuację. Szkoda, bo na przykład taki Isco mógł zrobić większe show. Tymczasem…

Dla niekumatych – zagrał bardzo dyskretnie, nie wywarł wielkiego wpływu na losy spotkania.

Reklama

A z drugiej strony możecie sobie zatem łatwo wyobrazić jak prezentowali się dziś chłopcy z przedmieść Madrytu.

Getafe nigdy nie było ekipą grającą pięknie czy ofensywnie. Pepe Bordalas zresztą wcale do tego nie dążył. Los Azulones zawsze dopasowywali się do propozycji przeciwnika, mierzyli siły na zamiary. No ale jeśli zmierzyli je też dzisiaj, to naprawdę, już lepiej żeby w ogóle nie wychodzili dziś na Bernabeu. Mówi się, że czasem dana drużyna tylko przeszkadza rywalom, lecz dziś goście ograniczyli się tylko do tego. W przerwie rzuciliśmy okiem w statystyki – 0 strzałów, 0 sytuacji, 0 rożnych, nawet 0 spalonych. Do tego posiadanie na poziomie 19% (po dwóch kwadransach było 15!). Około 60% celności podań i aż 11 fauli. Jeśli jest tu jakiś zwolennik tezy, iż Getafe zawsze podkłada się Królewskim, to dziś dostał mocny argument ku tej teorii – zaznaczmy – mimo wszystko chorej teorii.

Z rywalem o takim podejściu nawet nie trzeba było się zbytnio starać, by zaliczyć jakieś trafienie. Zawodnicy Bordalasa praktycznie sami się podkładali. Na przykład w 20. minucie David Soria, który wcale nie takie groźne dośrodkowanie Bale’a zamienił na… asystę. Bo o ile do piłki doszedł bez problemu, o tyle wypiąstkował ją wprost na dyńkę Carvajala. Ten z kolei z łatwością przelobował golkipera. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby był to najłatwiejszy gol Daniego w karierze, wszak musiał przy nim tylko delikatnie ruszyć dyńką.

Mieliśmy nadzieję, że może przed drugą połową Bordalas wstrząśnie jakoś swoimi podopiecznymi, że ich opierdzieli od góry do dołu i wezmą się w garść, ale wątpimy, by cokolwiek takiego miało miejsce. Niewiele zmienił się bowiem obraz tego spotkania. Niby Los Azulones podchodzili wyżej, ale ta ich agresja wyglądała bardziej jak u pieska chihuahua z pianą na pysku niż u pitbulla. Królewscy wychodzili spod tego „nacisku” na totalnym luziku. Getafe niby też atakowało śmielej, aczkolwiek zagrożenie stwarzało pozorne – nawet niekoniecznie uderzeniami, a choćby akcją, w której centymetrów zabrakło danemu graczowi, by dosięgnąć do kąśliwej centry.

Pięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy straciliśmy jednak nadzieję na to, iż ten mecz się jeszcze ożywi. Nawet Djene, który w poprzednim sezonie był ostoją defensywy Azulones, popełnił fatalny w skutkach błąd. Naciskał na niego Asensio, a za chwilę przepchnął z łatwością, jakby Dakonam nie jadł od 3 dni. Wygoniony do boku Hiszpan zdążył jeszcze zacentrować, a w polu karnym czekał już Bale, który pokonał Sorię.

A zauważmy, że mimo braku ciśnienia Realu na goleadę, wynik mógł tu być ze dwa razy wyższy, wszak mniej więcej po kwadransie gry Bale obił poprzeczkę, później Asensio przyładował petardą w słupek, zaś po faulu na nim Los Blancos powinni dostać jeszcze rzut karny. No właśnie, powinni, lecz nawet VAR w tej sytuacji nie interweniował, czemu szczerze się zdziwiliśmy.

Reklama

Lopetegui i jego zawodnicy nie mają jednak na co narzekać. Tak naprawdę wygrali spotkanie minimalnym nakładem sił, a za chwilę o nim kompletnie zapomną. Może jakieś detale Bask z niego wyciągnie, lecz znikomy opór Getafe sprawił, iż trudno to starcie uznać za wartościowe w kontekście jakiejkolwiek szerszej oceny.

Real Madryt 2:0 Getafe (1:0)
1:0 Carvajal 20′
2:0 Bale 51′

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Ancelotti: Naszą Złotą Piłką jest Liga Mistrzów, którą wygraliśmy

Patryk Stec
4
Ancelotti: Naszą Złotą Piłką jest Liga Mistrzów, którą wygraliśmy

Komentarze

8 komentarzy

Loading...