Stawiasz na Polaka, to Polak odwdzięcza się golem – taka zasada panowała w sobotnim wydaniu Serie A. Przekonał się o tym Lorenzo D’Anna, który dał szanse Mariuszowi Stępińskiemu. Przekonał się też sam Carlo Ancelotti, który w swoim debiucie w barwach Napoli postawił w wyjściowym składzie na Piotra Zielińskiego i Arkadiusza Milika. Pierwszy trafił w poprzeczkę, a drugi strzelił gola i Napoli pokonało Lazio 2:1.
Gdyby to był poprzedni sezon, to Milik pewnie zmieniłby Mertensa gdzieś koło 75. minuty, nieco wcześniej Zieliński -decyzją Sarriego – wszedłby za Hamsika, a miejsce w składzie miałby Jorginho. Ale w Neapolu nie ma już Sarriego, nie ma też Jorginho, ale jest za to Carletto, który odważnie postawił na dwóch Polaków w pierwszym składzie.
I Milik u nowego szkoleniowca na pewno zaplusował. W pierwszej połowie był o krok od hat-tricka. No, był nawet ze dwa kroki od hat-tricka. Dobra, tak naprawdę to hat-trick był za rogiem, a Milik pytał o drogę. Ale o co chodzi? Po kolei:
– najpierw 24-latek był o włos od wpakowania piłki do siatki po mocnym dośrodkowaniu Zielińskiego
– chwilę później trafił do siatki, zdążył już powetować gola, ale sędzia po wideoweryfikacji tego trafienia nie uznał. Chwilę przed tym, jak Milik z bliska strzelił do bramki, Radu został zdemolowany przed Koulibaly’ego
– z ostrego kąta próbował trafić pod poprzeczkę, ale świetnie bronił Strakosha
– wreszcie Callejon wyłożył mu piłkę na tacy Milik zdobył bramkę na 1:1
My Man Milik, great ball from Insigne. #LazioNapoli pic.twitter.com/4KcYWYsJLu
— Everything Napoli (@NaplesAndNapoli) August 18, 2018
– w doliczonym czasie do drugiej połowy Polak był bliski ustalenia wyniku spotkania, ale piłkę zmierzającą do siatki po jego strzale wślizgiem zatrzymał Bastos
Warto było zwrócić uwagę na grę bez piłki ex-piłkarza Górnika Zabrze i na jego muskulaturę. Snajper Napoli idealnie ruszał w tempo do dośrodkowań, mylił rywali balansem ciała, świetnie się zastawiał. Może nie był za często przy piłce, ale chłop po prostu pachniał dzisiaj golem.
Co z Zielińskim? W pierwszej połowie huknął z dystansu tuż obok słupka, piłka po jego strzale trafiła w poprzeczkę (ale było tu trochę przypadku, bo po drodze doszło jeszcze do rykoszetu), był też bliski asysty po wspomnianym dograniu do Milika. Wyglądał nieźle, ale… to tyle. Po prostu nie zrobił nic spektakularnego, trochę za mało odwagi pokazał przy rozgrywaniu akcji. Nie mówimy, że było słabo, ale gdybyśmy mieli wymieniać przymiotniki na temat jego postawy, to byłyby to: solidnie, porządnie, przyzwoicie, rzetelnie…
W linii pomocy błyszczał Allan, który był dzisiaj wszędzie. Nieźle sprawował się Callejon. No i Insigne, który popisał się piękną bramką, która – w ostatecznym rozrachunku – dała Napoli trzy punkty. Ale w tych pochwałach gry ofensywnej Napoli nie sposób zganić ich defensywy. Raz – Lazio po przerwie miało dwie-trzy setki, które powinny zakończyć się golem. Dwa – to, co obrona Napoli odwaliła przy golu Immobile, przypomniało nam obrazki ze starcia Dudelange – Legia. I mamy tutaj na myśli postawę mistrzów Polski.
What a goal by Immobile pic.twitter.com/WAWqJefuSQ
— ِㅤㅤㅤ (@xLP10i) August 18, 2018
To było starcie zacięte, w którym śmiało mógł paść remis 4:4. Ale ostatecznie w meczu na szczycie – bo biorąc pod uwagę klasę obu drużyn, to równie mocno obsadzonego spotkania nie będzie w tej kolejce – zwyciężyło Napoli. Nas cieszy gra Polaków i liczymy, że Ancelotti wkrótce będzie odpalał po meczu cygaro, podnosił brew i mruczał „tak jest Carlo, na tę dwójkę warto stawiać…”.
Lazio – Napoli 1:2 (1:1)
Ciro Immobile (25′) – Arkadiusz Milik (45′), Lorenzo Insigne (59′)
fot. NewsPix.pl