Dopiero co Luis Enrique chwalił się, że ma listę 72 piłkarzy, których rozpatruje w kontekście obecności w reprezentacji Hiszpanii, a tu, jak na ironię, zaczęła mu się ona sypać. Najpierw odszedł wiekowy już Andres Iniesta, potem Lucho nie zdołał przekonać Gerarda Pique, wczoraj zaś podobną drogą postanowił podążyć David Silva.
Wszyscy trzej poniekąd nadawali reprezentacji Hiszpanii styl i tożsamość, każdy wydawał się być niezastąpiony, jednak to właśnie gracz Manchesteru City był tym najbardziej efektywnym. Gdy La Roja zmagała się z niedoborem klasowych napastników, gdy nie potrafiono zastąpić Davida Villi oraz wskrzesić Fernando Torresa, odpowiedzialność za strzelanie przejął wychowanek Valencii. 37 goli, do tego 31 asyst w 135 meczach – to wynik co najmniej imponujący. Zwłaszcza, że mówimy o pomocniku! Zastanawiano się wręcz nie „czy?” lecz „kiedy?” przegoni w klasyfikacji strzelców El Niño (38) oraz Raula (44), wskakując tym samym na drugie miejsce najskuteczniejszych egzekutorów, jednak ostatecznie David musi zadowolić się czwartą lokatą w tymże rankingu.
Nie do końca jednak same suche liczby oddają to, jak ważną częścią hiszpańskiej drużyny narodowej był Silva. To można zmierzyć dopiero spoglądając na sprawę szerzej. Po pierwsze – wypowiedź Vicende del Bosque, z którym La Roja wygrywała mistrzostwo świata i Europy. – Argentyna i Barcelona mają Messiego. Naszym Leo jest David – przekonywał. I trochę w tym racji było, bo pomimo faktu, iż ci zawodnicy jednak sporo się różnią, przywileje w grze otrzymywali podobne, gdzie najważniejszą rolę odgrywała wolność. Po prostu. Szczególnie w chwilach, gdy Hiszpanie wychodzili na mecz bez klasycznego napastnika, korzystał z niej najwięcej, chociażby do spółki z Isco. Szkoda tylko, że ostatecznie Sfinks nie sufał mu tak bardzo ze względu na marne warunki fizyczne, wyznając przestarzałe przekonanie, że tylko atleta będzie w stanie dać drużynie sporo również w obronie. Dlatego właśnie podczas mundialu w 2010 roku nasz bohater rozegrał jedynie 66 minut w całym turnieju. Pełnię talentu zaczął pokazywać dwa lata później podczas Euro, a także niemal praktycznie do końca kadencji Julena Lopeteguiego.
David oczywiście żegna się z reprezentacją w sposób bardzo emocjonalny. Wydał z tej okazji oświadczenie: – Po tym wszystkim co przeżyłem, nie jest mi łatwo odchodzić i pisać te słowa. Analizowałem moją sytuację przez wiele tygodni, rozmyślałem nad nią, aż ostatecznie postanowiłem zakończyć przygodę z reprezentacją. Nie mam wątpliwości, iż jest to jedna z najtrudniejszych decyzji w mojej karierze, którą ogłaszam wam z wdzięcznością i pokorą. Jestem dumny z tego, co osiągnąłem z drużyną narodową. Cieszę się, że mogłem być częścią drużyny, która zostanie zapamiętana na zawsze – pisał.
Gracias, suerte y hasta siempre! pic.twitter.com/mIM1k45pfg
— David Silva (@21LVA) 13 sierpnia 2018
Można się domyślić, że decyzję o zakończeniu kariery reprezentacyjnej David podjął również ze względów rodzinnych. Do niedawna bowiem miał na tym polu ogromne problemy. W grudniu ubiegłego roku bowiem urodził mu się syn, wyjątkowo wcześnie, przez co jego życie było zagrożone przez bardzo długi czas. Wówczas pomocnik Manchesteru City praktycznie nie brał udziału w życiu klubu, ominął kilka meczów i dopiero po jakimś czas wyjaśnił całą sytuację. Dziś sytuacja jest już ustabilizowana. W maju, po pięciu miesiącach leczenia, Silva oraz jego partnerka mogli w końcu zabrać potomka do domu, by żyć normalnie. – Może wyjechać do domu, jeśli tylko tego potrzebuje. Rodzina jest najważniejsza – mówił w kryzysowym momencie Guardiola o całej sprawie i wydaje się, że aktualnie David nadal wychodzi z tego samego założenia.
Tylko nowy selekcjoner, Luis Enrique, musi teraz trochę pogłówkować. Z kadry odeszło mu trzech liderów. Trzech gości, którzy na pierwszy rzut oka wydają się być nie do zastąpienia. Choć może to tylko nasze sentymenty wobec nich? – Czy będą zmiany? Oczywiście. Możecie spodziewać się paru niespodzianek – mówił Asturyjczyk niedługo po objęciu nowego urzędu. Wygląda na to, że nie będą one wynikały z intencji Lucho, tylko zostaną wręcz wymuszone. Inna sprawa, że akurat na miejsce Iniesty oraz Silvy ma kto wskoczyć. Kwestia tego, czy da równie dużą jakość. Na nieobecności tego pierwszego skorzystać powinien Thiago Alcantara. Z kolei sukcesora pomocnika Manchesteru City należy upatrywać w Marco Asensio. A to akurat może selekcjonera cieszyć, ponieważ dzięki temu zmiany zajdą w sposób dość naturalny. Enrique zacznie zatem swoją przygodę nie od rewolucji, lecz ewolucji, której twarzami zostaną ci, co dotychczas pozostawali w cieniu.
Fot. NewsPix.pl