Reklama

Pierwszy do zmiany?

redakcja

Autor:redakcja

10 sierpnia 2018, 12:24 • 4 min czytania 11 komentarzy

Trzeci sezon Mourinho. Niepozorny zbitek słów będący w futbolu zapowiedzią nadchodzącej katastrofy. Zderzenia z górą lodową, na którą „The Special One” obrał kurs jeszcze nim odwiązano cumy i podniesiono kotwicę.

Pierwszy do zmiany?

Gdy kilkanaście dni temu Liverpool rozjechał Manchester United 4:1 podczas przedsezonowego turnieju w USA, bukmacherzy na wyspach przeżyli prawdziwy sztorm. Zwolennicy ołówka i kartki u „ziemniaków”, jak i ci preferujący kilka szybkich kliknięć myszką zalali ich zakładami na zwolnienie Mourinho jako pierwszego menedżera w tym sezonie Premier League. W ciągu 24 godzin po ostatnim gwizdku 84% osób typujących, kogo szefowie pogonią jako pierwszego, wskazało na Portugalczyka.

Wydaje się bowiem, że już dziś Mou siedzi nie na beczce, a na kontenerze z prochem, który sam naznosił. Że w dodatku dookoła niego dzieci nieszczególnie odpowiedzialnych rodziców w najlepsze bawią się zapałkami.

Mourinho nadchodzącą klęskę – pytanie, jakich rozmiarów – uczynił w ostatnich tygodniach samospełniającą się przepowiednią. Gdy Guardiola czy Klopp chwalili młodych zawodników, którzy wskoczyli w buty nieobecnych gwiazd pierwszej drużyny, Portugalczyk marudził o zespole niebędącym ani w połowie, ani nawet w trzydziestu procentach „jego zespołem”. Po meczu z Bayernem (przegranym 0:1) z kolei biadolił, że przedsezonowe sparingi nie dały mu żadnych odpowiedzi. A w zasadzie to jedynym celem na te spotkania było ich odbębnienie i zapomnienie. Gdy Mauricio Pochettino dość spokojnie podchodził do braku jakichkolwiek wzmocnień, on poszedł na otwartą wymianę ciosów z Edem Woodwardem z powodu braku aktywności United od momentu podpisania kontraktów z Fredem i Diogo Dalotem.

Można wręcz odnieść wrażenie, że Mourinho zaczął już usprawiedliwiać porażki, które przecież wciąż nie nadeszły. Ba, które wcale nie muszą się przytrafić wicemistrzowi Anglii, dysponującemu niezmienionym przecież względem poprzednich rozgrywek składem, uzupełnionym jeszcze o wspomnianą dwójkę.

Reklama

Bo Portugalczyk chciał więcej. Bo jego zdaniem nawet sto milionów funtów na światowej klasy środkowego obrońcę byłoby wydatkiem w pełni usprawiedliwionym. Wskazywał na Toby’ego Alderweirelda czy Jerome’a Boatenga, jako na wzmocnienia idealne, niejako artykułując różnicę filozofii między nim a władzami United. Gdy Mou twierdził, że wydanie 50 milionów funtów i podpisywanie czteroletniej umowy wartej kolejnych 25 milionów z 30-letnim Alderweireldem, ewentualnie zaoferowanie podobnych pieniędzy Bayernowi i Boatengowi, Woodward stwierdził, że to rozwiązanie na już, niezwykle krótkowzroczne. Podobnie zresztą jak wtedy, gdy Mourinho chciał już zapalić zielone światło przed Anthonym Martialem, by ten mógł opuścić Old Trafford, planując w jego miejsce wziąć o siedem lat starszego Williana.

Fakt, że do żadnej z tych transakcji nie doszło pokazuje chyba najlepiej, jak plan na natychmiastowy sukces Manchesteru United Mourinho rozjeżdża się coraz mocniej z planem władz klubu na stworzenie czegoś długoterminowego. Jak Woodward i spółka dochodzą do wniosku, że jeśli zbudować dziedzictwo, nie tędy droga.

Poza tym za Mourinho ciągnie się klątwa trzeciego sezonu, dopadająca go właściwie w każdym miejscu pracy, począwszy od zamiany FC Porto na Chelsea. Przekleństwo niezbywalne, tak jak niezbywalne są najtrudniejsze cechy charakteru portugalskiego szkoleniowca. Z Chelsea żegnał się ostatnio w trzecich swoich rozgrywkach, pozostawiając zespół na 16. miejscu w Premier League, z zaledwie jednym punktem przewagi nad strefą spadkową. Z Realem rozstał się po trzecim pełnym sezonie, kiedy to zdążył skłócić się z Ikerem Casillasem, Sergio Ramosem, a nawet Cristiano Ronaldo, któremu zarzucił negowanie wszelkiej, nawet tej uzasadnionej, krytyki. Inter zresztą również ucierpiał w sezonie numer trzy po zatrudnieniu Mou, jednak już pod wodzą Rafy Beniteza. Portugalczyk zostawił bowiem zespół doprowadzony na granicę możliwości, wyeksploatowany wymaganą przez “The Special One” intensywnością. W dodatku mocno wiekowy, pełen graczy tuż przed, albo i po trzydziestce.

Dostrzegalne dziś symptomy rozłamu w czerwonej części Manchesteru? To wszystko przecież już też było. Krytyka polityki transferowej? A jakże. Kto bowiem nie pamięta, jak Mou kręcił nosem, gdy Abramowicz sprezentował mu wbrew jego woli Andrija Szewczenkę? Jak niedługo później postawił Rosjaninowi ultimatum: – Daj mi pieniądze na zawodników, których chcę, albo wręcz mi wypowiedzenie. Konflikt z czołowym zawodnikiem? To aż za proste. Dziś Mourinho sprowadza siłą na ziemię uskrzydlonego triumfem w mistrzostwach świata Paula Pogbę, parę lat temu za jego sprawą rozpoczęła się droga Ikera Casillasa do opuszczenia Santiago Bernabeu kuchennymi drzwiami.

Prochu pod siedzeniem Portugalczyka jest więc dość, czas pokaże, jak długo trzeba będzie czekać na iskrę. W Chelsea, a więc w ostatnim przed robotą na Old Trafford miejscu pracy, ogień wzniecony został już w pierwszej kolejce, gdy “The Special One” rozjechał w pomeczowym wywiadzie swoich medyków – Evę Carneiro i Jona Fearna – za wbiegnięcie na boisko do leżącego po starciu z Gylfim Sigurdssonem Edena Hazarda, przez co Chelsea musiała przez moment grać w dziewiątkę (wcześniej czerwoną kartkę otrzymał Thibault Courtois).

Oczywiście trudno dziś, przed startem Premier League, wykluczać scenariusz, gdzie dwa-trzy zwycięstwa na start napędzają piekielnie udaną kampanię Czerwonych Diabłów. Jeszcze cięższym zadaniem jest jednak ignorowanie znaków na niebie, ziemi i w wypełnionych frustracją słowach Mourinho. A one dość jednoznacznie wskazują, że następcę Mourinho w United możemy poznać nawet szybciej niż nazwisko nowego trenera warszawskiej Legii. 

Reklama

fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Anglia

Komentarze

11 komentarzy

Loading...