Wraca Premier League, czyli najbardziej zwariowana, emocjonująca, magiczna, klimatyczna liga piłkarska świata. Zanim wystartuje, nie mogliśmy sobie odmówić rozkoszy rzucenia kilku klasycznych, weszlackich klątw. Jeżeli zastanawialiście się, kogo w tym sezonie czeka degrengolada i spadek, a kto sięgnie po najważniejsze laury – my już wszystkiego się domyśliliśmy. Drobiazgowa analiza merytoryczna, kawka u pewnego jasnowidza w malowniczym Człuchowie Ciechanowie, szybkie odwiedziny u kapłanki w Delfach. I wszystko jest jasne. Uwaga – będą spoilery!
KTO WBIJA DO EUROPEJSKICH PUCHARÓW?
1. MANCHESTER CITY
Dlaczego tak właśnie będzie? Zadecyduje diabelski cyrograf, który własną krwią sygnował Pep Guardiola, wyrzekając się duszy i bujnej czupryny w zamian za regularne ligowe triumfy w roli trenera. Dziesięć lat temu objął pierwszą drużynę Barcelony i zdążył już od tego czasu zdobyć trzy tytuły mistrzowskie w Hiszpanii, kolejne trzy w Niemczech, no i oczywiście dorzucić do puli sukces w Anglii. Niemal stuprocentowa skuteczność. Facet zdobywa złote medale z taką niefrasobliwością, jak gdyby było to zadanie równie trudne, co zrobienie sobie kanapki z pasztetem na kolację.
No i to wszystko, i do gabloty. Powtórz.
Ingerencja sił nadnaturalnych jest oczywista. Będzie jeszcze musiał Marcin Kabat ratować Guardiolę z piekielnych czeluści.
Dlaczego możemy się mylić? Mówi się, że dwa grzyby w barszczu to o jeden za dużo. Tymczasem w Manchesterze wsypano do barszczu tyle maślaków, borowików i kurek, że to jest już raczej zupa grzybowa z delikatnym posmakiem buraczanym. Kadra Obywateli jest napakowana jak młody Schwarzenegger, a dokooptowanie do tej ofensywnej machiny Riyada Mahreza powinno już zostać potraktowane jako nielegalny zastrzyk sterydów.
Dopóki The Citizens będą się trzymać w rywalizacji na wszystkich frontach, włącznie z krajowymi pucharami – atmosfera powinna być przyzwoita. Jeśli jednak minut do grania zrobi się w puli trochę mniej, to Pep Guardiola szybko się w oczach niektórych zawodników przepoczwarzy z wielkiego filozofa w nadętego bufona.
Wizja jasnowidza:
Wyczuwam łysą glacę. Wyraźnie! Miałem taki krótki przebłysk – łysa głowa, a wokół niej konfetti. Nie wiem co to dokładnie oznacza, ale wyraźnie poczułem tę łysość, patrząc na zdjęcie mistrzowskiego pucharu. Chociaż może to dlatego, że sam nie mam już włosów, a drapałem się akurat po głowie. Ale ktoś łysy będzie miał związek z tym pucharem! Jestem przekonany.
Przepowiednia kapłanki:
Gdy umilkną już strzały, opadnie bitewny kurz
Wśród trupów stanie on sam, z uśmiechem na mężnym obliczu
Choć z Ligi Mistrzów odpadnie, w przedwczesnym ginąc dwumeczu
W Anglii pozostanie nietknięty, krocząc drogą usłaną z róż
Filmowa zapowiedź
No mają, co tu kryć.
2. LIVERPOOL FC
Dlaczego tak właśnie będzie? Finał Champions League. Fenomenalny, rekordowy Mohamed Salah. Gigantyczne wzmocnienia podczas letniego okienka transferowego, a na dokładkę znakomity, charyzmatyczny trener, którego nie sposób nie lubić. Liverpool na wszelkich polach rozbudza mistrzowskie apetyty swoich sympatyków, więc to zdecydowanie idealny moment, żeby w dramatycznych okolicznościach przerżnąć szansę na końcowy triumf i zadowolić się zaszczytną, drugą lokatą. Gloria victis.
Dlaczego możemy się mylić? Oczywiście może się również zdarzyć, że Liverpool skończy w tabeli znacznie niżej. Ostatecznie nie jest powiedziane, że wszystkie nowe nabytki się sprawdzą. Keita, Fabinho, Shaqiri, Alisson – przynajmniej trzech z nich to gracze, których spodziewamy się widywać regularnie w podstawowej jedenastce The Reds. Cokolwiek powiedzieć, trochę to porządek w drużynie wywróci. Aczkolwiek nazwiska naprawdę robią wrażenie. Jeżeli chodzi o aktywność w trakcie okienka transferowego, nie ma się do czego przyczepić.
No dobra, jest – zabrakło istotnych wzmocnień w linii defensywy. Fabinho wszystkiego przecież nie wyczyści.
Mistrzostwo? Jasne, są szansę. Nie odbieramy ich również Leicester City, może i Lisy wrócą na tron? Albo nawet Blackburn Rovers? Tym ostatnim będzie pewnie najtrudniej, ponieważ grają o jeden poziom rozgrywek za nisko. Choć to chyba i tak mniejsza przeszkoda niż śmiercionośny wirus ligowego frajerstwa, którym zarazili się w Liverpoolu już prawie trzy dekady temu. Ludzkość nie obmyśliła jeszcze lekarstwa na tę wstydliwą przypadłość. Aczkolwiek dawka Keitinhoshaqirassonu na pewno załagodzi podstawowe objawy.
Wizja jasnowidza:
Zobaczyłem koleiny! Nie wiem dlaczego, jak pokazałeś mi zdjęcie Anfield Road, zobaczyłem wielką koleinę na trawie. Tak jakby się ktoś poślizgnął. I rozczarowanie. Poczułem wielkie rozczarowanie tłumu, który coś wyśpiewuje…
Przepowiednia kapłanki:
Latem trwonili gotówkę, marzeniem swym zaślepieni
Wciąż jednak pozostają w tyle, goniąc za własną przeszłością
Ich wódz zawsze uśmiechnięty, lecz trudno to nazwać radością
Bo szczytu byli blisko, a jednak łkają strapieni
Filmowa zapowiedź:
Przeznaczenie?
3. CHELSEA FC
Dlaczego tak właśnie będzie? Nie rozpatrujemy The Blues w wyścigu o jakiekolwiek trofea. Maurizio Sarri może słynąć ze wszystkiego – z nałogowego palenia papierosów, z zamiłowania do rżnięcia przez cały sezon tą samą jedenastką, z budowania zespołów grających inteligentny, przyjemny dla oka futbol. Wszystko to prawda. Ale klubowych gablot gość postanowił nie uzupełniać i robi to z konsekwencją godną lepszej sprawy.
Zaczął po swojemu – od porażki w meczu o Tarczę Dobroczynności.
Swoją drogą, ten pospolity i smrodliwy nałóg tytoniowy chyba tylko w przypadku trenerów piłkarskich jest postrzegany jako intrygujący ekscentryzm. Palisz szluga na przystanku autobusowym – jesteś zwykłym kopciuchem, dodatkowo uprzykrzającym życie towarzyszom codziennej niedoli, znanej również jako podróże komunikacją miejską. Sarri odpalający jednego papierosa od drugiego w przerwie meczu – cóż za pozytywny wariat, co za osobowość!
Odchodząc od tej dygresji – zdaje się, że w tym sezonie zabraknie włoskiemu palaczowi odpowiednich ludzi, aby stawiać sobie tak wygórowane ambicje jak mistrzostwo kraju. Nawet nie chodzi o odejście Thibaut Courtois. Na exodus Belga zanosiło się w zasadzie od kiedy tylko powrócił on na Stamford Bridge z wypożyczenia do Atletico. I tak naprawdę nigdy w Londynie nie prezentował na dłuższą metę takiego poziomu, jak przed laty w Madrycie. Kepa Arrizabalaga powinien go z powodzeniem zastąpić.
Gorzej sytuacja wygląda w ofensywie. Duet Morata – Giroud nie przestraszyłby nawet defensorów z League One. Na prawej stronie wciąż hasa przewidywalny do bólu Willian, który ostatecznie nie został nigdzie sprzedany za gigantyczne pieniądze. Pomimo prób ze strony Barcelony, ponieważ Blaugrana koniec końców skusiła się na tańszego i łatwiej dostępnego Malcoma. Klasycznej dziesiątki, będącej w dobrej formie, ani widu, ani słychu. Choć faktem jest, że środek pola The Blues i tak wygląda na mocno napakowany. To nie są jednak mimo wszystko armaty, którymi można sforsować najlepiej obwarowane brytyjskie twierdze. Raczej pistoleciki na wodę. I Eden Hazard.
City udowodniło, że kluczem do mistrzostwa bywa zmasowana, prowadzona z rozmachem ofensywa. Przecież Marcin Bułka Kepa tego mistrzostwa w pojedynkę nie wybroni.
Dlaczego możemy się mylić? Bo Chelsea to są nieźli numeranci. W pierwszym sezonie pracy Antonio Conte również nic nie zapowiadało, że w ogóle włączą się do gry o ligowy triumf, tymczasem roznieśli konkurencję w rekordowym stylu. Może to jest jakaś forma ich przemyślanej, sprytnej strategii? Atakują z przyczajenia, jak Adam Małysz za swoich najlepszych czasów. Po pierwszej serii piąte miejsce, a potem rekord skoczni i zwycięstwo.
Wizja jasnowidza:
Wyraźnie wyczuwam tutaj zapach papierosów, tytoniu. Ktoś ewidentnie pali jak smok… Przepraszam, już gaszę.
Przepowiednia kapłanki:
Magnat znów niezadowolony, kolejnego pożegnał trenera
Podtrzymał kierunek włoski, szukając rozwiązania problemu
Nie wrócą czasy świetności, nie ma właściwego tandemu
Bo Giroud w parze z Moratą to poziom bliski jest zera
Filmowa zapowiedź:
Super-snajper The Blues w pigułce.
4. TOTTENHAM HOTSPURS
Dlaczego tak właśnie będzie? Spurs wznieśli pojęcie „stabilizacja” na poziom dotychczas nieznany, a już zwłaszcza w realiach angielskiego futbolu. Otóż – w trakcie okienka transferowego nie kupili nikogo. Po prostu. Mauricio Pochettino dostał do dyspozycji niemal identyczny skład, co w poprzedniej kampanii. Wtedy wystarczyło Tottenhamowi paliwa, żeby zajechać na trzecie miejsce w tabeli. Trudno oczekiwać, że teraz będzie lepiej.
Tak na chłopski rozum – wszyscy wkoło poczynili jakiekolwiek wzmocnienia, Tottenham nie wykonał żadnych. To już nie jest stabilizacja. To zwykłe skąpstwo. Daniel Levy zachował się jak molierowski Harpagon i pewnie właśnie sprawdza spoconymi dłońmi, czy wszystko się zgadza w jego szkatułce. A biedny Pochettino doi wódkę z gwinta, czytając o kolejnych plotkach transferowych, krążących wokół Realu Madryt.
Już zdążył zasygnalizować w wywiadach swoje niezadowolenie z polityki transferowej klubu. Niczego dobrego to nie wróży.
Dlaczego możemy się mylić? Może londyńscy Spurs zgapili patent od swoich imienników z amerykańskiego San Antonio i mają zamiar trzymać się tego samego składu przez najbliższą dekadę, albo i lepiej? W Teksasie to wypaliło – Tim Duncan, Tony Parker i Manu Ginobili zapewnili swojej drużynie kilka mistrzowskich tytułów. Teraz Mauricio Pochettino musi po prostu troszkę popracować nad ciętą ripostą, żeby być kropka w kropkę jak kultowy trener SAS, Gregg Popovich.
Wizja jasnowidza:
Nic nie widzę, nie wyczuwam żadnych wibracji… Dajcie mi jakieś inne zdjęcie, na tym z podsumowaniem okienka transferowego nic nie ma.
Przepowiednia kapłanki:
Nikt u bram nie stanie, nikt do drzwi nie zastuka
Oszczędnością zabłysnął, właściciel co nie chciał iść w prawo
Teraz się zastanawia, dlaczego nie krzyczy nikt: “brawo”
A zamiast grać o mistrzostwo, on przeciętności znów szuka
Filmowa zapowiedź:
Pochettino to ciekawy facet, ale do Popovicha jeszcze mu daleko.
5. MANCHESTER UNITED
Dlaczego tak właśnie będzie? Naburmuszony Jose Mourinho pluje jadem na wszystkich wkoło, niczym wyjątkowo kąśliwy wąż. To na zarząd, bo brak wzmocnień. To na młodych piłkarzy, bo ciency jak sik pająka. To na Martiala, bo został ojcem. To na mundial, bo za długi. To na sędziów, bo za głupi. Ktokolwiek przyjdzie Portugalczykowi do głowy, ten od razu dostaje wiązankę zarzutów, dokuczliwości i oskarżeń. W zasadzie na całej kuli ziemskiej jest tylko jedna osoba, która w ogóle nie ma wpływu na to, że styl gry Czerwonych Diabłów jest równie atrakcyjny, co czarny pazur zerkający na świat przez dziurę w skarpecie, ciasto opiętej sandałem.
Niesłychany zbieg okoliczności – to manager Manchesteru! Niewinny jak niemowlę, otoczony przez wrogów, leniów i niedorajdy.
„The Special One” w jednym ma rację – poważnych wzmocnień się nie doczekał. Trudno oczekiwać, żeby różnicę w walce o krajowy tytuł zrobił Fred, raczej można w jego kontekście mówić o uzupełnieniu kadry. Jednak to wcale nie oznacza, ze Czerwone Diabły stanowią skład węgla i papy. Tymczasem atmosfera w klubie wygląda na tragiczną, a kolejne wypowiedzi szkoleniowca tylko to wrażenie pogłębiają.
Dlaczego możemy się mylić? Gdyby szukać pozytywów, to na pewno można pochwalić United za ich nowe koszulki – te domowe wyglądają naprawdę efektownie. Choć trudno oczywiście liczyć, że ich magia okaże się silniejsza od klątwy trzeciego sezonu, ciążącej na krnąbrnym szkoleniowcu z Portugalii. Od Mourinho wypaleniem czuć, jak od zdeptanego obcasem kiepa. Tam już się nie tli nawet iskierka inspiracji. Facet naprawdę powinien sobie zrobić przerwę.
Wizja jasnowidza:
Bagaże. Widzę człowieka, starszy to już jest człowiek, przyprószona czupryna. Trzyma w ręku wielkie toboły i taszczy je do samochodzu. Kieruje się na lotnisko. Tak, jego celem jest samolot! Jest zimny, listopadowy wieczór, a ten siwy człowiek w samotności odlatuje. Nie wiem dokąd, tego już nie dostrzegłem. Być może do Azji.
Przepowiednia kapłanki:
Czerwienią płonie ten teatr, trawią go chaosu płomienie
Od kiedy starzec ustąpił, trwa tam destrukcja, pożoga
Choć ambicje wciąż kipią, coraz częściej pojawią się trwoga
Czy bez pomocy starca, czeka nas już tylko zwątpienie?
Filmowa zapowiedź:
Kondycja psychiczna Jose Mourinho:
6. ARSENAL FC
Dlaczego tak właśnie będzie? Wielka misja Arsene Wengera w Londynie dobiegła długo wyczekiwanego końca. Francuski manager zastał klub drewnianym, uczynił go murowanym. Po czym uznał, że w wybudowanym przez niego samego zamczysku panują okrutne, niekorzystne dla stawów przeciągi i powrócił do drewnianego szałasu. Arsenal to marka, ale już nie najściślejsza czołówka i kandydat do tytułu. Choć oczywiście wciąż pielęgnują tam relikty dawnej potęgi, bo kilku zawodników The Gunners to ligowy top.
Weźmy choćby duet Lacazette – Aubameyang. Jeżeli trener znajdzie sposób, żeby ich razem zestawić, to są w stanie rozerwać każdą linię obronną. Nie tylko w Anglii, ale i w Europie.
Czy jest życie po Wengerze? To chyba źle skonstruowany dylemat. Pytanie powinno raczej brzmieć – jak piękne będzie życie po Wengerze? Czy Kanonierzy, wzmocnieni choćby Sokratisem i Lucasem Torreirą, wystrzelą z formą i wynikami jak korek od szampana, czy raczej spokojnie, kroczek po kroczku zaczną odbudowywać dawną pozycję pod okiem Unaia Emery’ego?
Progres wydaje się nieunikniony, choć raczej w perspektywie dwóch, trzech sezonów. To nie jest sytuacja porównywalna z emeryturą sir Alexa Fergusona. Szkot wyciskał ze swojej drużyny 120% możliwości, zaś jego następcy – jakieś 50%. U Wengera sytuacja jest dokładnie odwrotna – jego Arsenal prezentował ostatnimi laty znacznie mniej niż powinien. Wystarczy więc tylko delikatnie rozruszać potencjał, a zmiana na stanowisku managera przebiegnie na Emirates bezproblemowo, wręcz z korzyścią dla klubu.
Dlaczego możemy się mylić? W zasadzie to może być nawet lepiej. Przetłumaczyliśmy swego czasu WYWIAD z Wengerem, który opowiadał trochę o swoim podejściu do futbolu. Było tam kilka naprawdę intrygujących fragmentów, fakt. Niemniej, takiego potoku filozoficznych andronów spodziewalibyśmy się po każdym, lecz nie po człowieku opowiadającym o dwudziestu chłopach, próbujących wycelować świńskim pęcherzem do całkiem sporego prostokąta (nie używając przy tym rąk).
Gdy Francuz miał wskazać dowolną postać, z którą chciałby się spotkać i porozmawiać, wybrał Mojżesza. Żeby uciąć sobie z nim pogawędkę na temat dekalogu. Ciekawe, kogo by wskazał trener z polskiej ekstraklasy? Zgadujemy, że większość ankietowanych zechciałaby poznać wypłacalnego prezesa.
Wenger zupełnie zatracił kontakt z bazą i trudno się dziwić, że nie potrafił już wydobyć głębi potencjału z pokolenia Facebooka i Snapchata. Emery to również nie jest ideał, ale taki twardo stąpający po ziemi facet powinien przekierować Kanonierów na właściwe tory. Pierwszy sezon może być przejściowy, lecz wcale nie musi.
Wizja jasnowidza:
Widzę grupę młodych ludzi, którzy zaczęli oddychać. Wynurzają się na powierzchnię. Przed długi czas nie mogli zaczerpnąć tchu, teraz oddychają. To niesamowite. Słyszę okrzyki ich radości!
Przepowiednia kapłanki:
Emeryt odchodzi w niepamięć, emeryt go zastępuje
Ten stary już teraz nie płacze, że czas jego mija – zrozumiał
Przez całą ostatnią dekadę, swą sławę na drobne rozmieniał
Dzisiaj zaś młody emeryt, jego błędy naprawić spróbuje
Filmowa zapowiedź:
Ktoś tęskni?
7. WOLVERHAMPTON WANDERERS
Dlaczego tak właśnie będzie? Zapowiada się na jednego z najgorętszych beniaminków w dziejach Premier League. Wolves to klub nowej generacji – pierwsze skrzypce grają tam: ekscentryczny chiński miliarder i wszechwładny piłkarski agent. Jorge Medens już nawet nie udaje, że to nie on tworzy kadrę Wolves. Trenerem jest jego druh, Nuno Espirito Santo, a w zespole znalazło się już miejsce dla siedmiu Portugalczyków. Ivan Cavaleiro, Ruben Neves, Helder Costa, Rui Patricio, Diogo Jota, Joao Moutinho, Ruben Vinagre.
Część z nich grała dla Wilków jeszcze w Championship, zaś te największe nazwiska (Patricio, Moutinho) pojawiły się już po awansie do elity. Nie – nie skusiła ich do transferu na Wyspy perspektywa życia w słonecznym, urokliwym Wolverhampton, bo ani ono słoneczne, ani urokliwe. Tam się po prostu robi klub z rozmachem i na bogato, a taka perspektywa jest dla znajomych Mendesa kusząca. Pod okiem zaprzyjaźnionego szkoleniowca na pewno będą tam wszyscy mieli jak u Pana Boga za piecem.
I ten projekt zdaje się przede wszystkim bronić sportowo. Wilki grają fajną piłkę, Championship po prostu rozniosły w pył, a teraz są jeszcze bardziej krwiożercze. Mają wszelkie narzędzia do tego, żeby na koniec sezonu przyczepić im do piersi order “największej sensacji rozgrywek”.
Dlaczego możemy się mylić? Z drugiej strony – ten projekt równie dobrze może się w drobny mak rozlecieć, jeżeli coś tam tylko nie pyknie finansowo. Bo tej grupy ludzi raczej nic więcej ze sobą nie scala. Poza tym, z całym szacunkiem, ale Wolverhampton ma wyjątkowo nieatrakcyjny herb. Brzydki po prostu. To też może zadziałać na ich niekorzyść. Kto by chciał na boisku umierać za klub z brzydkim herbem, kiedy przestaną tam dobrze płacić?
Wizja jasnowidza:
Widzę banknoty. Wszędzie banknoty. To mi przypomina, że musimy się rozliczyć. Umawialiśmy się na siedem przepowiedni…
Przepowiednia kapłanki:
Młode wilki warczą, choć nie grozi im żadna obława
Strzeże ich tłusty niedźwiedź, wielkie szczerzący zębiska
Pod okiem protektora, trwają portugalskie igrzyska
Futbol to pasja dla biednych, a dla zamożnych – zabawa
Filmowa zapowiedź:
Robert Gawliński kiedyś nawet fajnie śpiewał.
***
KTO SPADA NA ZBITY PYSK?
18. WATFORD FC
Dlaczego tak właśnie będzie? Za opylenie Richarlisona do Evertonu należy im się Nagroda Nobla w dziedzinie ekonomii, ale wydojonej z Evertonu forsy nie udało się korzystnie zainwestować we wzmocnienia. Mają w Watford kadrę na poziomie Championship i naprawdę trudno uwierzyć, że uda im się z taką bandą regularnie punktować. Ileż można jechać na fantazji Troy’a Deeney’a.
Dlaczego się mylimy? No, chyba że wieczny talent – Gerard Deulofeu – wreszcie odpali. Ostatecznie ma dopiero 24 lata, w polskich warunkach jak najbardziej możemy go jeszcze recenzować jako perspektywicznego zawodnika. Choć w sumie bardziej nas ciekawi, jak wiele klubów jeszcze nabierze się na tego jednowymiarowego skrzydłowego. Tylko dlatego, że może dołączyć do swojego ubogiego CV certyfikat z pieczątką La Masii. Szerszenie wykupiły go za 12 milionów funtów – co najmniej dwa razy za drogo.
Przepowiednia kapłanki:
W kieszeni wąż pląsa, choć w oczy zagląda spadek
Pomimo pełnego skarbca, nie widać znikąd wzmocnienia
W drużynie brakuje jakości, choć nie brak doświadczenia
Gdy dybie na ciebie kostucha, nie bój się podbijać stawek
Filmowa zapowiedź:
Szerszenie poradzą sobie w tym sobie tak jak filmowy Szerszeń podczas poetyckiego podrywu.
19. SOUTHAMPTON FC
Dlaczego tak właśnie będzie? Powiedzieć na temat Marka Hughesa, że jest doświadczony, to tak jakby powiedzieć o Manute Bolu, że był całkiem wysoki. Walijczyk zjadł zęby na angielskim futbolu i jego pojawienie się w zespole Świętych prawdopodobnie uratowało Southampton przed spadkiem już w poprzedniej kampanii. Umówimy się jednak – drugi raz takiego numeru nie uda im się powtórzyć. Zwłaszcza, że “Święci” jakiegoś szalonego progresu za kadencji Hughesa nie zanotowali. Ich wielkim atutem była słabość rywali.
Teraz stracili Dusana Tadicia, a próba zrekompensowania tego ubytku Mohamedem Elyounoussim sprawia wrażenie mocno karkołomnej. Brakuje tam jakości, boleśnie brakuje. Świadczy o tym choćby fakt, że etatowym środkowym pomocnikiem jest niezmiennie Oriol Romeu, klasyczny drewniak i bękart hiszpańskiego systemu szkolenia. Doświadczenie to jedno, ale z Hughesa też żaden trenerski magik, raczej średniak w swoim fachu, jeden z tych odwiecznych bohaterów trenerskiej karuzeli w Anglii.
Potencjału na chociaż przyzwoity sezon tutaj ze świecą szukać.
Dlaczego się mylimy? Cóż – być może Jan Bednarek wyprowadzi nas z błędu i mężną postawą w defensywie zapewni Świętym utrzymanie. Wątpliwa to jednak sprawa, bo transfer Jannika Vestergaarda może oznaczać dość duże ograniczenia czasu, jaki na murawie będzie spędzał reprezentant Polski.
Przepowiednia kapłanki:
Dziś Dun na niego czyha, choć bramkę strzelił w debiucie
Dun potężny jak Akropol, lecz powolny niczym stonoga
Polaku, strzeż się Duna, niech cię ogarnie trwoga
Bo on chce grać w pierwszym składzie i ciebie pozbawić uciech
Filmowa zapowiedź:
“Święci z Bostonu” to znakomity film.
20. CARDIFF CITY
Dlaczego tak właśnie będzie? Jeżeli Mark Hughes zjadł na angielskim futbolu zęby, to Neil Warnock pożarł już własne, a potem poprawił to co najmniej trzema sztucznymi szczękami. Ale z pustego nie naleje nawet Salomon. Nie udało się do Cardiff ściągnąć właściwie żadnych zawodników z dużym doświadczeniem na poziomie Premier League.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że walijska drużyna szybko wyleci z elity. Typowy beniaminek-efemeryda, choć to oczywiście klub z pewnym dorobkiem na najwyższym poziomie rozgrywek. Nie pomoże teraz jednak ani mądrość trenera, ani fanatyczne trybuny. Brakuje potencjału piłkarskiego i tyle.
Dlaczego możemy się mylić? Nie mylimy się. Cardiff leci na zbity pysk.
Przepowiednia kapłanki:
Wdarli się do elity, choć pancerz ich pełen jest dziur
I wyszczerbiony oręż, godzien pożałowania
Mędrzec im przewodzi, choć już na nogach się słania
Wrócą więc tam, skąd przyszli, do łąk walijskich i gór
Filmowa zapowiedź:
Ku pokrzepieniu walijskich serc – mają przynajmniej swojego snookerowego czempiona. Który zawsze dotrzymuje słowa.
fot. Newspix.pl