Gdybyśmy tworzyli listę czołowych klubów, które sprawnie i szybko działają na rynku transferowym, Barcelonę umieścilibyśmy na szarym końcu takiego zestawienia. Katalończycy w ostatnich latach zwykle prowadzili bardzo długie negocjacje zanim kogoś kupili. Tymczasem dyrekcja sportowa Blaugrany nie dość, że błyskawicznie przyklepała transfer Malcoma, to jeszcze wychodzi na to, iż wyrwała go z rąk Romy.
Dawno już nie widzieliśmy tak błyskawicznego zwrotu akcji na rynku. Na Malcoma chrapkę miało kilka drużyn, w tym Tottenham, Everton, Inter, Roma, czy jak się okazuje również Barcelona. Jak podało “Mundo Deportivo” dyrekcja sportowa katalońskiego klubu na poważnie zaczęła rozważać ten ruch 15 dni temu, gdy uświadomiła sobie, że transfer Williana nie wypali. Londyńczycy chcieli za swojego skrzydłowego około 70 milionów euro, a “Duma Katalonii” nie zamierzała płacić tak horrendalnie wysokiej kwoty za piłkarza, który za kilka dni będzie obchodził 30. urodziny. Ernesto Valverde nie dopuszczał jednak myśli, że nie dostanie nowego skrzydłowego, dlatego Eric Abidal i Ramon Planes zaczęli błyskawicznie negocjować z Bordeaux i przedstawicielami 21-latka. Sprawa początkowo wydawała się przegrana, bo zarówno francuski, jak i włoski klub zakomunikowały na oficjalnych profilach, że transfer jest już klepnięty. Ba, kibice “Giallorossi” czekali już na piłkarza na lotnisku, bo ten lada moment miał wylądować w Rzymie.
Doszło nawet do sytuacji, w której prezes Bordeaux, Stephane Martin, dzwonił do Monchiego i prosił, by klub z Rzymu opublikował na swoich oficjalnych profilach informację o transferze. Hiszpan początkowo nie chciał tego zrobić, ponieważ Roma działa na giełdzie, dlatego musi uważać z przekazywaniem tego typu informacji. Ostatecznie jednak przystał na propozycję Martina, czego na pewno żałuje do dziś.
L’#ASRoma conferma di aver trovato un accordo di massima con il Bordeaux per il trasferimento del calciatore Malcom. L’operazione sarà ratificata in seguito al buon esito delle visite mediche pic.twitter.com/iQcKT6kCPn
— AS Roma (@OfficialASRoma) 23 lipca 2018
Jakim więc cudem Barcelona pozyskała Malcoma? Przede wszystkim zaproponowała Bordeaux lepszą kasę (około 8 milionów euro więcej), a poza tym zaoferowała piłkarzowi minimalnie większą pensję. Tyle wystarczyło, by wstrzymać wylot piłkarza do Włoch. Monchi już wtedy był całą sprawą mocno poirytowany, ale prezes włoskiego klubu chciał przebić mistrza Hiszpanii. Oczywiście Barcelona złożyła kolejną ofertę, a wtedy już dyrektor sportowy Romy stwierdził, iż nie będzie bawił się w licytację: – Wykonałem telefon do Martina, a on oznajmił mi, że dostali ofertę z Barcelony, która była lepsza od naszej, i jeżeli nie podbijemy naszej propozycji, Malcom poleci do Katalonii. Oświadczyłem mu, że umawialiśmy się i doszliśmy do porozumienia, ale on odparł, iż nic nie zostało podpisane, dlatego nic nie jest wiążące.
– Od razu zadzwoniłem do naszego prezesa i powiedziałem mu jak wygląda sprawa. Dał mi pozwolenie, aby złożyć nową ofertę, która byłaby lepsza od tej Barcelony. To było wbrew mojej woli, ale on bardzo tego chciał, ponieważ zależało mu na tym piłkarzu. Miałem negocjować. Poinformowałem prezesa Bordeaux i jego agentów, że jesteśmy gotowi przebić ofertę Barcelony. Ich prezes powiedział mi, że musimy to potwierdzić na piśmie. O 23:00 właśnie tak zrobiliśmy. Następnie agenci i prezes Bordeaux przekazał mi, że jeżeli wszystko zostanie uzgodnione, dziś będziemy mogli podpisać dokumenty i piłkarz znowu będzie miał zgodę na podróż do Rzymu. Wcześniej tego ranka rozmawiałem z agentem Malcoma, Fernando Garcią, który miał umówione spotkanie z Bordeaux na 12:00 w celu potwierdzenia, że piłkarz nie widzi przeciwwskazań, aby wieczorem udać się do Rzymu. Po tym spotkaniu zaskoczył mnie jednak fakt, iż ludzie z Bordeaux chcieli kolejnej oferty, gdyż Barcelona nadal nie odpuszczała. Powiedziałem im wtedy „dość”, ponieważ nie mieliśmy zamiaru uczestniczyć w aukcji. Nie mogliśmy kontynuować tego w ten sposób, a dzień wcześniej poprawiliśmy naszą ofertę tylko z powodu chęci naszego prezesa. I w ten sposób wszystko upadło – zakończył opowieść Monchi.
Prawnicy Romy zastanawiają się jak sprawę ugryźć, bo włoski klub czuje się oszukany. Jak najbardziej ich rozumiemy i trochę nawet współczujemy. Fakty są jednak takie, że nic nie zostało podpisane. Po prostu przedstawiciele Bordeaux zachowali się niehonorowo, ale prawa nie złamali. Cóż, w interesach nie ma sentymentów, a sam piłkarz zapewne też wolał trafić do Barcelony.
***
Właśnie, bo piszemy tylko o burzliwych negocjacjach, a należałoby wspomnieć o kogo ta wojna się toczyła…
Historia Malcoma niczym nie różni się od większości brazylijskich zawodników. Urodził się w fawelach Sao Paulo, gdzie żył w biedzie. Rodzina jednak bardzo się starała, by Malcom mógł trenować w Corinthians. Tam dojrzał jako człowiek i piłkarz, a w wieku 18 lat był już mistrzem Brazylii. Wówczas pojawiła się oferta z Bordeaux, której nastolatek nie zamierzał odrzucić. Choć namawiał go do tego ówczesny trener brazylijskiego klubu, Tite, który chciał, aby ten pomógł mu wygrać Copa Libertadores. Rozmowa podobno była bardzo emocjonalna, ale Brazylijczyk zdecydował się na wyjazd do Europy. Nie zmienia to jednak faktu, że obu panów łączy szczególna relacja. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, iż 21-latek lada dzień dostanie powołanie do pierwszej reprezentacji Canarinhos.
Były już zawodnik Bordeaux stylem gry wydaje się idealnie pasować do Barcelony. W Ligue 1 występował zwykle na prawym skrzydle, z którego łamał do środka i albo oddawał strzał lewą nogą, albo dośrodkowywał. Przełożyło się to na wiele wykreowanych okazji do strzelenia gola, z których mogli skorzystać inni piłkarze Żyrondystów. Jedynie Dimitri Payet i Benjamin Bourigeaud stworzyli kolegom takich szans więcej, jeśli chodzi o francuską ekstraklasę. Poza tym Malcom potrafi kiwać, o czym także świadczą liczby z poprzedniego sezonu, wszak zaliczył aż 93 udane dryblingi w rozgrywkach ligowych, co plasuje go na szóstej lokacie w lidze. Wisienką na torcie jego dorobku z poprzedniego sezonu jest 12 bramek i 7 asyst w 35 meczach Ligue 1.
Generalnie 21-latek najlepiej czuje się na prawym skrzydle, ale może również grać na drugiej flance, jeśli zajdzie taka potrzeba. Co ciekawe może być również ustawiony tuż za napastnikiem, bo na takiej właśnie pozycji grał w Corinthians. Bez wątpienia to duży atut Brazylijczyka, jeśli weźmiemy pod uwagę do jakiego klubu trafił. W Barcelonie od zawsze uniwersalność była traktowana jako towar deficytowy, a zatem także wysoce pożądany. Ostatnie ruchy Blaugrany na rynku potwierdzają jednak, iż właśnie wszechstronnych graczy potrzebuje najbardziej, a Malcom idealnie wpasowuje się w ten trend. Na pierwszy rzut oka wydaje się więc, że Malcom ma wszystko, by odnaleźć się w nowym środowisku.
I tylko jeden człowiek może być z tego zakupu niezadowolony… Ousmane Dembele. Barcelona wydała na jego potencjalnego konkurenta 41 milionów euro + 1 milion zmiennych, podczas gdy rok temu wyłożyła na Francuza ponad sto baniek. Czyżby kataloński klub zamierzał sprzedać Francuza w trakcie tego okienka transferowego? A może po prostu chce go zmotywować do cięższej pracy, dlatego dokupiła mu bezpośredniego przeciwnika do pierwszego składu? Dobrze by było, gdyby zamiast kwasu, wyszła z tego pozytywnie napędzająca obu graczy rywalizacja.
Fot. NewsPix