Zeszłoroczny sukces Spartaka Trnava rozpatrywano w kategoriach małego cudu. Cudu, którego autor, serbsko-angielski szkoleniowiec Nestor El Maestro (tak, koleś naprawdę tak się nazywa), opuścił już Słowację.
Spartak Trnava to klub, który miał swój złoty okres, kiedy liczyć się z nim musiał każdy na kontynencie. Zdominowali ligę czechosłowacką na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a przecież to nie było żadne kurnikowe granie – w 1976 Czechosłowacy sięgnęli po prymat na Starym Kontynencie.
Największy europejski sukces Spartak odniósł w sezonie 68-69, kiedy dotarł do półfinału Pucharu Europy. O wszystkim zdecydował zażarty dwumecz z Ajaksem Amsterdam prowadzonym przez Rinusa Michelsa, w którego składzie występował Johan Cruyff. Rywalizacja miała pełen emocji przebieg – Ajax wygrał u siebie 3:0 i szykował się do spokojnego rewanżu. Tymczasem do końca musiał drżeć o awans, bo Ladislav Kuna dwa razy pokonał Gerta Balsa.
Złote czasy wkrótce zmieniły się w szarugę, ligową przeciętność. Przydarzył się nawet spadek do drugiej ligi. Cień wspaniałych czasów nigdy już nie powrócił, aż do minionego roku, który był pierwszym mistrzostwem Spartaka od czasów wspaniałej drużyny Antona Malatinskiego.
Jak widać, to nie była drużyna stawiająca na joga bonito. Przede wszystkim zaryglować, strzelić cokolwiek i dziękuję, wieziemy trzy punkty do domu. Raptem 41 goli – żaden z piłkarzy mistrza kraju nie zdobył w lidze choćby dziesięciu bramek. Trencin był całkiem blisko podwojenia bilansu bramkowego Spartaka, ba – w przedostatniej kolejce wygrał 6:0. Zespół był klasycznym przykładem piłkarskiego monolitu bez gwiazd – w oficjalnym wyborze drużyny sezonu znalazło się więcej graczy Dunajskiej Stredy.
Za sukcesem stał trenerski wonderkid, Nestor El Maestro. Urodzony w Belgradzie, wychowany w Anglii, już jako szesnastolatek miał papiery UEFA B. Jeśli zastanawia was jego nazwisko – owszem, zmienił sobie, wcześniej nazywał się Jevtić. Jego młodszy brat, Nikon, swego czasu był uważany za duży talent.
Nestor prowadził zespoły Sunday League, ale też cały czas wierzył, że przebije się w poważnej piłce. Rozsyłał swoje analizy wideo klubom Premier League i zainteresował West Ham, który powierzył mu juniorskie drużyny. Wkrótce zaczęła się prawdziwa przygoda – był w sztabie Lippiego w Juve, potem prowadził juniorskie zespoły Austrii Wiedeń, miał przetarcie w sztabie Valencii.
W 2006 został asystentem w Schalke. Miał wtedy zaledwie 23 lata. Szlify zbierał też w Hannoverze, HSV, a później w Austrii Wiedeń. Spartak Trnava był jego pierwszą samodzielną fuchą i co tu kryć – na dzień dobry odniósł spektakularny sukces, z miejsca wpisując się do historii tego klubu.
Problem Spartaka polega na tym, że nie są w stanie zatrzymać swoich największych gwiazd. W tym wypadku największą był trener, który odszedł latem do CSKA Sofia.
Drużynę przejął po nim Radoslav Latal, przez co w szatni zrobiła się mała kolonia odrzutów z Ekstraklasy. Znajdziemy tu Erika Grendela, który jeszcze rok temu zarabiał na chleb w Górniku, a najbardziej zapadł nam w pamięć tym, że mylił nam się z Gergelem. Jest Rusov, były golkiper Piasta, który nawet zagrał z Legią w grudniu 2017. Czerwoną kartkę na początku wyłapał Szmatuła, co wymusiło zmianę – Rusov nie wpuścił żadnej bramki. Boris Godal grał w Zagłębiu, ale składały go poważne kontuzje, z zerwanymi więzadłami na czele. Anton Sloboda grał regularnie w Podbeskidziu. Jan Vlasko przychodził do Lubina z łatką wymiatacza, który oczaruje dryblingami i błyskotliwymi podaniami, by potem pokonać wyłącznie bramkarza Lechii Dzierżoniów w III lidze.
Vlasko przed meczem z Legią nie tryskał optymizmem: dał swoje drużynie całe 5 % szans na awans. Coś nam podpowiada, że z Maestro na ławce trenerskiej dałby swojej drużynie znacznie więcej. Ale teraz trudno mu się dziwić – Trnava miała wielkie problemy w poprzedniej rundzie z bośniackim Zrijnskim Mostar, którego pogrążyła wyłącznie własna nieskuteczność.
Klub ma dziesięć razy mniejszy budżet od Legii. Nie robi żadnych transferów gotówkowych. Najciekawszym piłkarzem, który trafił do tej drużyny tego lata, jest chyba właśnie Grendel, a jeśli Legia miałaby się bać Grendela, to lepiej się wycofać z gry w europejskich pucharach. Poza nim wzmocnienia to choćby ofensywny pomocnik Dangubić, który wiosną w Rijece nie zagrał ani minuty, a także lewy pomocnik Miesenbeck, którzy przyszedł z drugiej ligi austriackiej.
Dlatego gwiazdami Spartaka są kibice. Na stadion przychodzi średnio blisko siedem tysięcy widzów, czyli jak na słowackie warunki znakomity wynik. Dla porównania, ligowa średnia to 2.300, gdzie obiekt Slovana Bratysława odwiedza przeciętnie 1600 kibiców. To na Spartaku padł zeszłoroczny rekord rozgrywek, 17.113 widzów, ale łatwiej też z tego względu, że mają jeden z najnowszych obiektów na Słowacji – wyremontowany ostatnio za grube miliony euro obiekt im. Antona Malatinskiego. Kibice są zorganizowani, głośni, jeżdżą tłumnie na wyjazdy, i – jak czytamy na ich fanpage – wyjątkowo ucieszyli się z wylosowania Legii. Wyjazd do Warszawy reklamują gościną u jednych z najlepszych kibiców w Europie.
Feta po mistrzostwie. Źródło: Facebook, fanpage kibiców Spartaka
Dom Spartaka
To nie będzie łatwy dwumecz dla Legii, bo spotykają się z murarzami, którzy wiedzą jak zablokować drogę do własnej bramki. Ale też nie oszukujmy się – Trenczyn, z którym swego czasu mierzyli się Wojskowi, był zespołem groźniejszym. Może wyrachowanie Spartaka byłoby równie niebezpieczne gdyby wciąż ich szkoleniowcem był Nestor El Maestro, ale osierocona drużyna, ucząca się niełatwego charakteru Latala, na papierze jest skazana na pożarcie.
Tak naprawdę jeśli Legii zrobi sobie w tym dwumeczu krzywdę, to na własne życzenie. Sama jest swoim największym przeciwnikiem.
Fot. SpartakTrnava.TV