W biurach Camp Nou wszyscy odetchnęli z ulgą. Po czterech latach mordęgi Blaugrana wreszcie pozbyła się Douglasa. Na przyjęcie kukułczego jaja zgodził się Sivasspor. Podobno dobrowolnie, ale aż nie chce nam się wierzyć, że Bartomeu nie miał haka na ludzi z zarządu tureckiego klubu.
Jasne, 27-latek został tylko wypożyczony na rok, ale pod koniec czerwca 2019 roku kończy mu się kontrakt z Barceloną. A to oznacza, że zakończyła się historia jednego z bardziej absurdalnych transferów w historii katalońskiego klubu.
Pamiętacie jeszcze tego sympatycznego Brazylijczyka? Generalnie jego transfer od początku uchodził za tajemniczy. Przez długi czas krążyły żarty, że Douglas przyjechał do Barcelony na wakacje, ale tak naprawdę postanowił zrobić największy przekręt w historii piłki nożnej. Teoria spiskowa wygląda mniej więcej tak: gość każdego dnia – przez dwa miesiące – chodził pod Camp Nou i wmawiał ludziom, że jest bratem przyrodnim Ronaldinho, po którym odziedziczył talent. Oczywiście nikt mu nie wierzył, ale pewnego razu Andoni Zubizarreta wyjeżdżał na bani z klubu, gdy pod koła wpadł mu Douglas. Początkowo Hiszpan chciał się dogadać i odpalić mu niezłą sumkę, ale brazylijski obrońca wyczuł swoją okazję… Panowie dogadali się na transfer, a dyrektor sportowy Barcelony uknuł misterny plan. Do Brazylii wysłał reprezentanta klubu na ten region, czyli André Cury’ego. Ten momentalnie odkrył w Sao Paulo nowego, młodszego Daniego Alvesa. Do Brazylii ruszyli więc dyrektor generalny „Barcy”, Antoni Rossich oraz dyrektor do spraw futbolu, Raul Sanllehi, którzy dopięli transfer. Mało brakował a cała intryga upadłaby, bo działacze Sao Paulo prawie udławili się śniadaniem, gdy dowiedzieli się, że jeden z najlepszych klubów świata wykłada na stół cztery bańki liczone w europejskiej walucie… za Douglasa. Ba, Rossich i Sanllehi powiedzieli, że dopłacą półtora miliona euro tzw. zmiennych, które będą zależały od liczby występów Douglasa, co już całkowicie rozbawiło zarząd brazylijskiego klubu.
Śmiechom nie było końca, ale Zubizarreta spryciarz nie chciał Brazylijczyka od razu u siebie. Ten pierwotnie miał przybyć do Barcelony za rok, ale na kataloński klub spadł ban transferowy. Prezydent klubu, Josep Maria Bartomeu – nie wiedząc o niczym – uznał więc, że młody, perspektywiczny Brazylijczyk przyda się od razu na Camp Nou. I właśnie wtedy zaczął się kabaret. Choć trzeba oddać Douglasowi, że potrafił się nieźle ustawić. Zamieszkał w fajnym mieście, co miesiąc na konto wpadał sowity przelew, a na dodatek chodził popykać w gałę z Leo Messim. Nie dziwi więc fakt, że nogami i rękami bronił się przed opuszczeniem Barcelony. Nowy już dyrektor sportowy Blaugrany, Robert Fernandez szukał mu nowego klubu w 2016 roku, ale propozycję mistrza Hiszpanii odrzuciło nawet dwóch beniaminków, Alaves i Leganes. Gdy jednak udało się porozumieć ze Sportingiem w sprawie wypożyczenia, protestować zaczął sam zawodnik. Podobno w biurach doszło nawet do dantejskich scen, bo Douglas za żadne skarby nie chciał podpisać umowy z nowym klubem. Do akcji wkroczył więc jeden z prawników, który przekonał wówczas 25-letniego obrońcę, by ten odszedł.
Bohater tego tekstu nie byłby sobą, gdyby w asturyjskim klubie nie dał się zapamiętać z oryginalnej historii. Rzecz jasna ponownie doznał kontuzji, ale tym razem przeszedł samego siebie. Otóż Douglas nie zagrał nawet minuty z Celtą Vigo, ale w drodze powrotnej (około 5 godzin jazdy autokarem) doznał kontuzji mięśnia pośladkowego. Jakim cudem? W złej pozycji ułożył się do snu. Co prawda później ta informacja była dementowana, ale umówmy się, że istnieje dużo prawdopodobieństwo, iż jednak miała miejsce. W końcu kogo jak kogo, ale Douglasa jesteśmy w stanie podejrzewać, że nie potrafi nawet odpoczywać… Po rocznym pobycie w Sportingu przyszedł czas na kolejne wypożyczenie. Tym razem boczny obrońca nasz ulubiony parodysta trafił do Benfiki. Rzecz jasna murawę najczęściej oglądał z wysokości trybun albo ławki rezerwowych.
Bez wątpienia transfer Douglasa do Barcelony jest najbardziej absurdalną transakcją w ostatniej dekadzie, jeśli chodzi o kataloński klub. A warto podkreślić, że konkurencja wcale nie była mała, bo Guardiola kupił w 2009 roku Dmytro Czyhrynskiego za 25 baniek z Szachtara Donieck. Rok później ukraiński stoper wrócił do swojego byłego klubu, a koszt transferu wyniósł 15 milionów euro. Mało? Katalończycy w przeszłości wyrzucili w błoto sporo szmalu na takich gagatków jak Keirrison i Henrique. Ten drugi majątku nie kosztował, ale na pierwszego wydano prawie 15 milionów euro. Podobno miał być nowym Ronaldo, odnowioną wersją Romario i cholera kim wie jeszcze. Skończyło się tak, że nie zagrał dla Blaugrany nawet jednego meczu! Mimo wszystko uważamy, że Douglas go przebija w tej niechlubnej klasyfikacji, bo ten zagrał osiem spotkań i zdobył osiem tytułów. Czy istnieje piłkarz, który może pochwalić się takimi statystykami? Poza tym brazylijski obrońca ma jeszcze jedną przewagę nad swoim rodakiem. Trafił do Barcelony zamiast Marco Asensio. Cóż, już chyba naprawdę nie da się dokonać bardziej absurdalnego wyboru, niż ten mistrzów Hiszpanii z kupnem Douglasa.
Fot. NewsPix