Przez lata ratował Wisłę Kraków na boisku. Teraz musi powalczyć o nią w biurach i gabinetach. Arkadiusz Głowacki, dyrektor sportowy “Białej Gwiazdy”, w swojej pierwszej tak dużej rozmowie w nowej roli opowiada m.in. o kulisach odejścia Carlitosa, kontrowersjach związanych z pracą Łukasza Surmy w Wiśle, o zaufaniu, szczerości i celach wiślaków na ten sezon.
Gaszenie pożarów i rozwiązywanie problemów to teraz główna część twojej pracy?
– Prawda jest taka, że życie piłkarza jest znacznie łatwiejsze niż bycie dyrektorem sportowym. Wszyscy zdają sprawę, że sytuacja Wisły jest trudna i specyficzna. Potrzeba dużo cierpliwości i twardego charakteru.
Trudno ci się było odnaleźć w nowej roli?
– Dla „człowieka szatni” to było problematyczne. Wciąż lepiej poruszam się w sprawach drużynowych czy szatniowych. Nie było łatwo usiąść za biurkiem i próbować rozwiązywać problemy. Wszyscy, którzy pracują w Wiśle, starają się mi pomagać. Wiedzą, że jestem na początku swojej nowej kariery. Nie mogę powiedzieć, że brak mi doświadczenia, bo przecież widziałem na co dzień w klubach jak wygląda np. podpisywanie kontraktów. Ale z dnia na dzień się uczę i wdrażam w nowe rzeczy.
Ze zdecydowaną większością zawodników z obecnej Wisły grałeś przecież w poprzednim sezonie. Trudno było przejść na relację dyrektor – zawodnik?
– To jest dobre pytanie, bo muszę pamiętać, by nie zmieniać się na tyle, by ktoś powiedział „oho, pan dyrektor idzie!”. Nie chcę burzyć tych relacji, które zbudowałem w szatni. Grałem z tymi chłopakami i tworzenie bariery byłoby nienaturalne. Staram się, bym mimo wszystko był kolegą, który teraz pracuje w nieco innej roli.
Wcześniej to ty stawałeś na czele zawodników, gdy dochodziło do rozmów z władzami klubu. Teraz będziesz po drugiej stronie.
– Od zawsze uważałem, że w tych relacjach między zespołem, właścicielem klubu, dyrektorem potrzebna jest szczerość. W pewnym momencie w losach klubu trzeba przestać obiecywać, a zamiast tego usiąść i porozmawiać szczerze o tym, jak jest. Obejmując tę funkcję powiedziałem sobie, by w najpełniejszym zakresie i najszczerzej jak to możliwie informować piłkarzy i kibiców o sytuacji klubu. Wiem, że kibic – dla którego Wisła jest wszystkim – nie chce słyszeć o pewnych rzeczach. Że łatwo słuchać, gdy przed klubem są same sukcesy. Ale dziś trzeba powiedzieć wprost – przed Wisłą jest bardzo, bardzo trudny sezon. Być może najtrudniejszy odkąd właścicielem klubu został Bogusław Cupiał.
Często podkreśla się wielkość Wisły. A dziś trzeba powiedzieć wprost – Wisła będzie musiała ciułać te punkty. I – tak jak mówisz – sytuacja jest bardzo trudna.
– Rozmawiałem o tym z zarządem i z panią prezes. Przekazywanie kibicom faktów w takiej sytuacji jest kluczowe. Chcielibyśmy odzyskać wiarygodność. Problemy przekuwają się na to, o co będziemy walczyć w tym sezonie. Chciałbym, by fani Wisły zdawali sobie z tego sprawę.
Najważniejszym transferem Wisły jest to, że… będzie ona grała w Krakowie?
– Sytuacja ze stadionem jest o tyle trudna, że nie spodziewaliśmy się, że to będzie nasz główny problem. Że mamy dług, który trzeba spłacić, ale że dzięki pewnym umowom uda się to odroczyć. To całe zamieszanie wywróciło nam nieco plany na okno transferowe. Zamiast kilku wzmocnień musimy skupić się na tym, że mamy długi i należy je spłacić.
Mógłbyś opowiedzieć, jak z twojej perspektywy wyglądała sytuacja ze stadionem? Jest wiele niedomówień, wzajemne przepychanki między klubem a Urzędem Miasta.
– Chyba nie jestem odpowiednią osobą do tej sprawy. Są w klubie osoby, które lepiej znają tajniki tych umów i obietnicy. Przyjdzie czas, by ci ludzie o tym opowiedzieli.
Przejdźmy do spraw kadrowych. Odeszło kilku zawodników – ty, Paweł Brożek, Carlitos. W to miejsce pojawiło się parę młodych twarzy. Otwarcie mówiliście, by postawić na młodych Polaków i widać to po transferach.
– Zmiana polityka transferowej wiąże się oczywiście z oszczędnościami, o których wspomniałem i też z trudnościami, które będziemy przechodzić w tym sezonie. Nie jest też tak, że chcemy by grali tylko młodzi piłkarze. Każdy, kto wnosi coś do tej drużyny, kto chce tu grać, kto będzie się poświęcać, ten jest mile widziany. Kadra, która liczyła ponad 30 osób, była zbyt rozbudowana. Brak płynności finansowej wynikała też m.in. z tego.
Namawiałeś Pawła Brożka, by pograł w Wiśle jeszcze sezon?
– (śmiech) Wiele pomysłów chodzi mi po głowie i to był jeden z nich. Ale czy po takim pożegnaniu, jakie zgotowano Pawłowi, powinno się zaraz wracać do klubu? Trudno mi powiedzieć.
Zdarzają się grający trenerzy, a grający dyrektor sportowy…?
– Śmialiśmy się z tego ostatnio, ale nie ma szans, ten etap już za mną. Teraz pogram tylko w drużynie old-boyów.
Nie planujesz wchodzić do gierki treningowej Wisły?
– Oj nie. Nie przeszło mi to nawet przez myśl. Zresztą bałbym się o swoje zdrowie, bo ostatnio jestem kompletnie nieprzygotowany do uprawiania sportu.
Dwa transfery, które faktycznie mogą okazać się wzmocnieniami – Dawid Kort i Mateusz Lis. Jakie macie wobec nich oczekiwania?
– Trudno mówić o oczekiwaniach. Jeśli będą solidnie pracować, jeśli będą nastawieni na sukces i poprawę swoich umiejętności, to ich skala talentu jest na tyle duża, że osiągną sukces. A co z tego wyniknie – to się okaże w przyszłości.
Skarbiec jest już pusty czy możemy spodziewać się jeszcze jakichś transferów do Wisły?
– Mocno rozmyślamy nad pewnymi opcjami, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że trochę czekamy na okazje. Na zawodników, którzy będą mogli u nas występować. Okienko transferowe nie jest zamknięte, ale ciągle powtarzam – oszczędności. Ja wiem, że teoretycznie rolą dyrektora sportowego nie powinny być te tabelki, finanse itd. Ale bardzo zależy mi na zachowaniu płynności finansowej klubu, to jest dzisiaj najważniejsze.
Radek Sobolewski, Maciej Stolarczyk, ty. Dużo do powiedzenia w Wiśle mają dziś osoby, które noszą ją w sercu. I na pewno zależy wam, by wrócić z nią do czasów, które pamiętacie z boiska.
– Bardzo byśmy chcieli być tam, gdzie jest miejsce naszego klubu. To cel, który jest na końcu naszej drogi. Dzisiaj cele mamy jednak znacznie bliższe. Gdy patrzę na to, jaką pracę wykonuje sztab i drużyna, to jestem optymistą. O każdy punkt będziemy walczyć do upadłego.
Na ile to był twój pomysł, by trenerem Wisły uczynić Macieja Stolarczyka?
– To była idea zarządu. Ja podszedłem do niego z dużym entuzjazmem, ale nie byłem jego autorem. Cieszę się, że Maciej jest z nami.
W każdej lidze jest tak, że drużyny najlepsze podkupują zawodników ze słabszych klubów. A więc – wiadomo – porozmawiamy o Carlitosie. Wisła w krótkim czasie straciła na rzecz Legii Krzysztofa Mączyńskiego i właśnie Hiszpana. Patrząc na sytuację finansową i sportową obu klubów jest to zrozumiałe, ale kibicom z Krakowa trudno chyba przełknąć tę gorycz. Szczególnie mając w pamięci wiślackie występy w europejskich pucharach jeszcze kilka lat temu.
– No właśnie. To było kilka czy nawet kilkanaście lat temu. Jesteśmy rozczarowani, że musieliśmy wykonać taki manewr. Ale nasza sytuacja wymagała, by Carlitosa sprzedać. On sam w wielu rozmowach jasno wyraził się, że jego nowym klubem może być Legia i żaden inny. Rozumiem rozgoryczenie, ale dla nas to była jedyna opcja.
Mieliście inne oferty?
– Tak, wiele różnych i ciekawych ofert. Proszę sobie wyobrazić tę sytuację. Na końcu i tak przecież liczy się głos piłkarza. Nie sprzedamy go bez jego podpisu na kontrakcie z nowym klubem. A wolą Carlosa było przejście do Legii.
To nie ułatwiało waszej pozycji negocjacyjnej.
– No tak, w tych samych dniach pojawił się problem ze stadionem. Problemy się spiętrzyły. Dlatego powtarzam, że to była jedyna słuszna decyzja.
Na boisku walczyłeś z legionistami, teraz przyszło ci z nimi walczyć przy stole negocjacyjnym…
– I to chyba trudniejszy teren. Szczególnie wtedy, gdy pojawia się tyle trudności. Uważam, że i na boisku, i w gabinetach trzeba walczyć fair. I ja przy tym będę trwał.
Nie uważasz, że to jednak niesmaczne, gdy jednego dnia wykonujesz palcami pewne gesty (tak jak Carlitos), deklarujesz wierność Wiśle, a zaraz opowiadasz o miłości do Legii i błyskawicznie zakochujesz się w Warszawie? Nie krytykuję go, rozumiem los piłkarza, ale są chyba pewne granice.
– Nauczyłem się, że tych granic albo nie ma, albo są indywidualnie przesuwane przez poszczególnych zawodników. Na przestrzeni wielu lat widziałem różne zachowanie. Widziałem pewne zachowania, które widziała tylko szatnia, a nie widzieli kibice… I tak naprawdę nic mnie nie zdziwi.
O jakich kierunkach mówimy w kontekście transferu Carlitosa? Skąd miał propozycje?
– Te bardziej egzotyczne oraz te, w których zmieniałby ligę na lepszą. Wśród nich takie, które były bardzo lukratywne – zarówno dla niego, jak i dla klubu.
Patrząc na kadrę Wisły widzisz zawodników, którzy mogą wam dać chleb i uratować budżet klubu?
– Widzę, to bardzo możliwe. Ale nie chciałbym w tej chwili mówić o nazwiskach, by nie nakładać dodatkowej presji. Zdaję sobie sprawę z tego, że to dla nas jedyna możliwa droga, żeby wyjść z kryzysu. Ale wiem, że musimy wiele zrobić na tym polu. Jeszcze w tym okienku postaramy się poprawić sytuację kadrową. Ale ponowne zastrzeżenie – musimy oszczędzać.
Przykład Górnika Zabrze pokazuje, że stawiając na młodych można zarówno iść w górę sportowo, jak i poprawić swoją sytuację finansową.
– Ale też mam wrażenie, że ich droga do miejsca, gdzie są, nie była zaplanowana. Też mieli trudności finansowe, musieli je przezwyciężyć i im się to udało. Musimy iść podobną drogą ku pokonaniu problemów, które mamy.
Jak wygląda u was praca z młodzieżą?
– Tak naprawdę miałem mało czasu, by spenetrować pracę całej akademii. Ale jestem cały czas z kontakcie z Rafałem Wisłockim, wiemy gdzie są braki. Są też pewne sprawy finansowe, które trzeba szybko wyjaśnić. Największym utrapieniem jest kwestia infrastruktury. Są grupy młodzieżowe, które mają problemy z miejscem do trenowania. I tak, z tym też musimy się zderzyć.
W akademii miał pracować Łukasz Surma, ale nie będzie pracował. Między innymi przez protest kibiców, którzy pamiętali mu rzucenie na ziemię koszulki Wisły, gdy ten grał jeszcze w Krakowie.
– Chcę być szczery w swoich osądach i szczerze opowiadać o swoich decyzjach. Pomysł zatrudnienia Łukasza był moją inicjatywą. Rozmawiałem o tym z zarządem i zdawaliśmy sobie sprawę, że mogą być trudności. Ale chcieliśmy przekonać grupy kibiców, które były wobec tego pomysłu przeciwne. Łukasz pamiętał o swoich przewinieniach, nie był z tego dumny. Chciał naprawić swoją pracą to, co przydarzyło mu się w latach młodości. Ma odpowiednie doświadczenie, cechy charaktery, sposób bycia i spodziewałem się, że rozwinie naszych piłkarzy jako piłkarzy i jako ludzi. Również chciałem, by powiedział młodym zawodnikom o tym, czego nie wolno robić, gdy jest się młodym i gdy w głowie szumi. Samo zwolnienie? Wiedząc, jakie będą trudności, stawiliśmy sobie wyzwanie, by przekonać kibiców do tego pomysłu. Oni mają prawo mieć swoje zdanie, wręcz jest ono pożądane. Prawda jest taka, że Łukasz sam zrezygnował z tego stanowiska. Stał się to po oświadczeniu SKWK. Nikt na Łukasza nie naciskał. Nie chciał generować kolejnych tarć – ani sobie, ani klubowi. Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym i uznał, że to będzie najlepszy wybór.
Gdyby sam nie zrezygnował, to nadal byłby trenerem juniorów w Wiśle?
– Walczyłbym o niego i starałbym się przekonać kibiców, że Łukasz jest człowiekiem godnym zaufania. Chciał naprawić swoje błędy. Ale musimy iść dalej.
Trudno rozmawiać z kibicami Wisły? Z tymi największymi fanatykami?
– Tak naprawdę takich rozmów wielu nie było. Pamiętam te dyskusje, które prowadziłem jeszcze jako zawodnik i wspominam je jako bardzo konstruktywne.
Łatwiej ci rozmawiać z fanami z pozycji legendy klubu?
– Obawiam się, że ten status może się szybko zmienić (śmiech). Żartuję oczywiście. Nigdy nie próbowałem tego wykorzystywać. Chcę zachować uczciwość i szczerość.
Wiele mówi się o kibicach Wisły. Robią też wiele dobrego – mowa o akcji sprzedaży plakatów, która ma sprawić, by klubowi żyło się łatwiej. To też pokazuje ich wierność.
– Wszyscy są wdzięczni za tę akcję i za samą postawę. To bardzo budujące. I to sprawia, że my każdego dnia chcemy, aby ten klub był jak najsilniejszy. Mogę w imieniu klubu podziękować tym wszystkim, którzy zaangażowali się w tę akcję.
Trochę wspomnieliśmy o celach sportowych, ale macie taki cel, który stawiacie sobie jako ten główny?
– Powiedziałem, że to może być najtrudniejszy sezon od lat i z tego niejako wynika już samo z siebie o co będziemy walczyć. Na pierwszej konferencji wspomniałem, że dla 13-14 drużyn celem jest zajęcie miejsca w pierwszej ósemce. Dla nas również. Chciałbym się miło zaskoczyć, by okazało się, że pokonamy trudności i sportowo też będzie szło nadspodziewanie dobrze.
Pierwszy skład Wisły wygląda nieźle, ale problemem jest to, że ta kadra jest wąska.
– Tak, ale jest jeszcze czas, by zrobić kroku ku temu, by było w tej kwestii lepiej. Wierzę, że jeszcze coś dobrego dla składu uda nam się zrealizować.
Jest jeszcze coś, co chciałbyś przekazać kibicom?
– Chciałbym im powiedzieć, by nadal byli pełni wiary i by wciąż wierzyli w ten klub.
ROZMAWIAŁ MARCIN RYSZKA
notował Damian Smyk
fot. 400mm.pl