W życiu musicie odpowiedzieć sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie. Czy w futbolu są ludzie niezastąpieni? Szczególnie, kiedy mówimy postaciach pomnikowych, takich jak Cristiano Ronaldo. W temacie jego transferu do Juventusu powstało na razie znacznie więcej wątpliwości niż odpowiedzi – niektóre starał się rozwiać wczoraj Michał Borkowski – lecz to najważniejsze brzmi: czy Real Madryt jest w stanie poradzić sobie z utratą prawdopodobnie najlepszego gracza w jego historii?
Już samo to jak pompatycznie, aczkolwiek naszym zdaniem również prawdziwie, określamy Portugalczyka, świadczy o jego niezaprzeczalnej wielkości. Możemy mierzyć jego wartość marketingową, która dawno przekroczyła ludzkie pojęcie. Możemy pisać o etosie pracy wychowanka Sportingu, który zaprowadził go na szczyt. Możemy czasem ponarzekać na charakter naszego bohatera, bo zdecydowanie nie jest zupą pomidorową – nie każdy go uwielbia. Kiedy jednak przychodzi do oceny dokonań sportowych, należy tylko bić mu pokłony.
Nie będziemy tu wymieniać wszystkich pucharów jakie zgarnął, ani wspominać Złotych Piłek. Każdy szanujący się kibic zna listę dokonań Ronaldo. Rekordy też sobie darujemy, bo prędzej skończyłyby nam się strony w Wordzie, niż wymienilibyśmy wszystkie. Zerkniemy tylko w stronę boiska, gdzie przez ostatnich 9 lat Cristiano cegiełka po cegiełce budował swą majestatyczność. I tu właśnie zaczną się schody – z trudem wyobrażamy sobie drużynę Los Blancos bez tego operującego gdzieś w okolicach lewej flanki i w polu karnym Robocopa rodem z Madery.
Trudno na dziś odnaleźć ten jeden właściwy, prawdziwy trop, który podpowiada nam jak będzie wyglądało życie po życiu Królewskich. Nie mamy bowiem wątpliwości, iż wraz z odejściem Portugalczyka do Juventusu skończyłaby się epoka. Gruba kreska, rozpoczynamy nowy projekt. Tylko kto mógłby zostać jego twarzą? Wiele razy czytaliśmy informacje typu – „odejdzie tylko jeden zawodnik z tria BBC”. Zastanawiano się raczej czy to już czas Karima Benzemy, czy może jednak Garetha Bale’a, niby świetnego, lecz non stop sprawiającego wrażenie, że jego właściwy potencjał nie potrafi znaleźć ujścia.
Czy słuszne byłoby zatem układanie zespołu wokół Walijczyka? Tego samego, który wielokrotnie zdobywał kluczowe bramki, jak chociażby w finale Pucharu Króla przeciwko Barcelonie. Albo tym bardziej z Liverpoolem, kiedy Real zgarniał trzecią Ligę Mistrzów z rzędu. I właśnie w tym rzecz – momenty. Nic mniej, nic więcej. Jeśli coś można naprawdę zarzucać skrzydłowemu w kontekście jego kariery na Santiago Bernabeu, to właśnie brak ciągłości. Rzadko miewał dłuższe okresy, kiedy mogliśmy pisać o nim – o, to jest lider drużyny, cały czas ma na nią pozytywny wpływ. Zbyt często jednak był to bowiem wpływ negatywny, gdy niby biegał po murawie, a jednak znikał. Nie zawsze pasował do taktyki przez sprawy tak prozaiczne jak długi drybling, na który nie miał miejsca w ataku pozycyjnym. No i aklimatyzacja, która chyba nadal trwa, skoro Walijczyk wciąż nie nauczył się posługiwać językiem hiszpańskim. W uniwersalny jeżyk futbolu bowiem nie wierzymy. Zwłaszcza, że sternicy Królewskich ponoć nadal są na niego wściekli za wypowiedzi po finale Ligi Mistrzów, gdy otwarcie przyznał, iż nie wie, czy jego przyszłość leży w Madrycie.
Szukamy zatem dalej.
Kiedy Ronaldo, pod koniec tego oraz poprzedniego sezonu, często zostawał w domu i nie udawał się z drużyną na wyjazdu, dowodzono, iż gościem będącym godnie go zastąpić, jest Marco Asensio. Pomocnik o gigantycznym możliwościach, lecz chyba wciąż pozostający melodią przyszłości. Uwielbiamy go za wiele rzeczy – brylantową technikę, błyskotliwość, wszechstronność – mamy jednak z tyłu głowy małe „ale”. Mówimy bowiem o 22-latku, diamenciku hiszpańskiej piłki, lecz nie możemy oprzeć się wrażeniu, że wciąż jest to diament nie do końca oszlifowany. Że od wejścia na szczyt szczytów dzieli go jeszcze kilka schodków. Że nadal potrzebuje czasu, aby je przebyć, bo przeskoczenie ich kilku naraz pozostaje poza granicami jego możliwości. Że to w dalszym ciągu melodia przyszłości.
A skoro tak, to trzeba się chyba porozglądać po cudzych podwórkach. Jeszcze z pół roku temu, kiedy dosłownie wszystko w kontekście przyszłości BBC rozgrywało się na poziomie większych plotek i mniejszych ploteczek, w mediach padało nazwisko Edena Hazarda. Nie ukrywamy, gość wzbudza w nas ambiwalentne uczucia. No niby nie można odmówić mu umiejętności. Kiedy jest w gazie, potrafi pozamiatać absolutnie każdą defensywę. Tylko… No właśnie, kiedy jest w gazie? Ten mundial ma naprawdę niezły. Wydaje się, iż właśnie oglądamy jego znakomitą wersję. Czy najlepszą? Cholera, przeciwko Tunezji, Panamie oraz Japonii przy odrobinie szczęścia nawet zawodnicy KTS Weszło mogliby coś ustrzelić. Prawdziwy sprawdzian dopiero przed nim, czyli Brazylia.
Nasze wątpliwości wobec niego wzrastają tym bardziej, kiedy spojrzymy na piłkę klubową, gdzie cechuje go naprawdę spora chimeryczność. I może liczbowo nie wygląda to źle, lecz tyle samo co meczów dobrych, miewał w ostatnich latach też tych kiepskich. Być może wynika to z faktu, iż w Chelsea zrzuca się na jego barki zbyt dużą odpowiedzialność za poczynania ofensywne. Brzmi jak sensowne wytłumaczenie, prawda? Pytanie, czy właśnie kogoś takiego potrzebuje Real Madryt? Kto w trudnym momencie nie zawsze będzie potrafił pociągnąć zespół, a wręcz przeciwnie, dostosuje się do gorszej dyspozycji kolegów?
Naturalnie od dawna z Królewskimi łączy się ten Kyliana Mbappe. Narracja wokół niego brzmi tak, jakby Santiago Bernabeu było celem jego piłkarskiej destynacji, a PSG, klub również niby ze ścisłej czołówki, tylko przystankiem dla utalentowanego napastnika. 19-latek jest zjawiskiem, choćby ze względu na sam wiek. Kto inny, mając tyle samo wiosen na karku, grał na najwyższym poziomie jako pełnoprawna gwiazda? Nawet nie Lionel Messi, nawet nie ten, którego ewentualnie mógłby zastąpić Francuz w Realu.
No i cóż, nam tez się wydaje, że to prędzej czy później musi się stać i Kylian wyląduje w białej części Madrytu. Pytanie, czy już teraz posłużyłby mu taki transfer? Nie tyle bowiem martwimy się o sodówkę zawodnika PSG – na dobrą sprawę już teraz mogłaby mu odbić. A jednak jest on nienormalnie normalny. Zastanawiamy się raczej, czy poradziłby sobie z presją najbardziej wymagającej na świecie publiczności. Z jednej strony – czemu nie? Gość przecież pokazuje właśnie na mundialu, że „kompleksy” to słowo nieistniejące w jego słowniku. Z drugiej zaś wciąż jest bardzo młody i potrzeba mu harmonijnego rozwoju, a nie tylko wygórowanych oczekiwań. A te na pewno zostałyby wywindowane na kosmiczny poziom, gdyby Królewscy wyłożyli za Francuza fortunę. Zakładając najlepszy scenariusz, nie mamy wątpliwości, iż pod względem sportowym Mbappe by sobie poradził. Co prawda w nieco innej boiskowej roli niż Cristiano, ale na pewno stanowiłby ogromną wartość dodaną.
Skupienie mediów oraz prawdopodobnie samego Realu dotyczy jednak innego zawodnika PSG. Neymar i jego przenosiny do Królewskich to już materiał na niezłą telenowelę, ciągnący się praktycznie od czasów, kiedy Brazylijczyk odchodził z Barcelony. Momentami trudno nadążyć za tym na jakim etapie – i czy w ogóle – jest ten transfer. Jednego dnia wszystko wydaje się oczywiste, by za 24 godziny oba kluby zaprzeczały zawzięcie toczonym negocjacjom. Za chwilę znów ktoś puszcza oczko, a plotki ruszają z siłą himalajskiej lawiny. Trochę to męczące, a trochę ekscytujące, wszak przejście Cristiano do Juventusu mogłoby uruchomić efekt domina – z klockami tak wielkimi, że nawet w najdalszym zakątku piłkarskiego świata dałoby się usłyszeć echo.
Tajemnicą poliszynela jest jednak to, iż Florentino ma prawdziwą obsesję na punkcie Neya, jednak zdaje sobie sprawę z tego jak skomplikowana byłaby to operacja, dlatego też bardzo asekuracyjnie podchodzi do relacji z PSG. Pod względem sportowym natomiast byłby to całkiem naturalny ruch ze strony napastnika, ponieważ występując w lidze francuskiej na pewno nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii futbolu. Sukcesy w Ligue 1 nie robią wrażenia na szerszej publiczności. Poziom Realu Madryt – to co innego. Prowadzenie tej drużyny do wielkich triumfów znacznie przybliżyłoby też Brazylijczyka do zdobycia Złotej Piłki, zdetronizowania Ronaldo oraz Messiego, o czym Neymar nieskrycie marzy.
Dużo w tym marketingu, PR-u, ambicji, tylko co ze stroną sportową? Czy Canarinho prezentuje ten poziom geniuszu, jaki byłby w stanie wypełnić pustkę po odejściu Portugalczyka? Co innego bowiem nieziemska technika, a co innego umiejętność przekładania jej co trzy dni na zdobycze bramkowe oraz asysty. A nie zapominajmy, że właśnie śrubowanie statystyk było najmocniejszą stroną Cristiano. Mógł zdobywać bramki brzydkie, zawsze chodziło o ich liczbę. Wychowanek Santosu aż taką maszynką nigdy nie był. Z drugiej strony patrzenie na sam ten aspekt nie musi być właściwe, wszak różnicę na boisku da się robić nie tylko w ten sposób. Po drugie zaś – czy w ogóle można od kogokolwiek wymagać, aby czynił rzeczy wręcz nadludzkie? Wtedy tak naprawdę sprowadzilibyśmy wszystkie te na pozór nierealne wyczyny do czegoś zupełnie zwyczajnego, a chyba nie o to chodzi.
Nie zapominajmy bowiem, iż wkrótce Real pożegna nie tylko automat do strzelania goli, lecz także osobowość. Charakter bohatera tego tekstu jest wszak ogromną składową odniesionych przezeń sukcesów, nierozłączną częścią, bez której wszystko w inne w karierze Portugalczyka nie miałoby prawa zaistnieć. Czasem nazywaliśmy to chorą ambicją, czasem chęć bycia docenianym męczyła nawet kibiców Los Blancos do tego stopnia, że pragnęli sprzedania go byle gdzie. A jednak etos pracy, momentami wręcz wyrachowany profesjonalizm był największym skarbem CR7. To w środku niego znajduje się źródło jego doskonałości piłkarskiej.
I pod tym względem jesteśmy niemal pewni – drugiego takiego jak Ronaldo po prostu nie znajdziemy. Można traktować futbol jak zabawę, co robi Neymar. Można nie traktować go wcale – po prostu grać i miażdżyć, niczym Mbappe. Można podchodzić do sprawy poważnie, jak Eden Hazard oraz mnóstwo innych zawodników, lecz żaden z nich nie ma w sobie tak silnego genu perfekcjonizmu. Umiejętności sprawienia, iż wszyscy wokół takiego piłkarza nagle grają lepiej, szybciej, z większym polotem oraz zaangażowaniem.
Wydaje się, iż zmiana drużyny przez Cristiano będzie znaczyła znacznie więcej niż tylko zwykły transfer genialnego zawodnika. Po jego odejściu szatnia Realu stanie się zupełnie inna. Straci pierwiastek niezahamowanego dążenia do ideału, zyska… No właśnie, co?
Uprzedzając nieco fakty – nie możemy doczekać się odpowiedzi. Florentino raczej nas nie zawiedzie, ale sam następca? Nie ma takiego pewniaka, na którego buty Cristiano od razu pasowałyby idealnie.
Fot. NewsPix.pl