To był jeden z najlepszych wyścigów tego sezonu. Fantastyczna atmosfera na trybunach, na których zasiadły tysiące osób w pomarańczowych koszulkach, znakomite ściganie, dramaturgia i wreszcie – rozstrzygnięcia, których nikt nie mógł przewidzieć. Taką Formułę 1 chce się oglądać zawsze.
Zanim zaczniemy wam opisywać, co właściwie działo się dziś na Red Bull Ringu, musimy przywołać wczorajsze wyniki. Kwalifikacje kierowcy zakończyli tak: Valtteri Bottas z pole position, tuż za nim kolega z Mercedesa – Lewis Hamilton. I to nikogo nie dziwiło, bo zawodnicy z tego teamu zgarniali wygrane w Austrii od 2014 roku. Trzeci był Sebastian Vettel, ale wskutek kary stracił dwie pozycje, a przed nim znaleźli się jeszcze Kimi Raikkonen i Max Verstappen.
To dla tego ostatniego na trybunach zjawiło się kilka tysięcy osób, jednak on sam przed wyścigiem mówił, że Red Bull nie ma szans zwyciężyć na swoim domowym torze. Problemy z bolidem były zbyt duże – chodziło m.in. o kwestie balansu samochodu czy prędkość na prostych. W kwalifikacjach Daniel Ricciardo wykręcił nawet gorszy czas od Romaina Grosjeana, jadącego w bolidzie Haasa. Mówiąc wprost: do Ferrari czy Mercedesa było Red Bullowi mniej więcej tak daleko, jak Maluchowi do luksusowego Audi.
Faworyci byli dwaj – ci, którzy startowali z pierwszego miejsca. Tymczasem bardzo szybko z wyścigiem pożegnał się Valtteri Bottas. Powodem awaria bolidu. Fin to istny pechowiec. Jego karierę można podsumować bardzo krótko: znakomicie w kwalifikacjach, znakomicie w wyścigu… tylko z dojechaniem do mety odwieczny problem. Czasem ze swojej winy, czasem z powodów niezależnych. Dziś padło na to drugie. Gdyby nie te wszystkie przypadki, graniczące z legendarnym pechem Kaczora Donalda, prawdopodobnie walczyłby o tytuł mistrza świata. A tak musi zadowolić się okazjonalną obecnością na podium.
https://twitter.com/F1/status/1013414744127168514
Na torze został jednak Lewis Hamilton, gość, który doskonale wie, jak w Austrii się wygrywa – zrobił to już w 2016 roku. Dziś jednak zawiodła go taktyka Mercedesa i… bolid. Pal licho to, że przez błędy w ściąganiu go do alei spadł w pewnym momencie na piąte miejsce (po czym szybko przeniósł się na czwarte, bo Daniel Ricciardo musiał – przez, a jakże, usterkę skrzyni biegów – zjechać na trawę i wycofać się z wyścigu), ważniejsze zdarzyło się na koniec: Brytyjczyk też musiał zrezygnować z dalszej jazdy.
Wiecie, kiedy po raz ostatni oba Mercedesy nie dojechały do mety? W Hiszpanii w roku 2016. Ponad dwa lata temu. I to tylko dlatego, że zderzyli się ze sobą… kierowcy ekipy – Nico Rosberg i Lewis Hamilton.
Wiecie, kto wtedy wygrał wyścig? Max Verstappen, debiutujący w Red Bullu.
Wiecie, kto liderował, gdy Hamilton się wycofywał? Tak, Max Verstappen. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to musi być on. I był. Mimo ataków dwóch Ferrari z tyłu dojechał – na kompletnie podniszczonych oponach – na pierwszym miejscu. Zgromadzona na trybunach publiczność wybuchła, Red Bull wreszcie wygrał u siebie, Verstappen dostał swoją chwilę chwały. Scenariusz jak wyjęty z Hollywood, bo naprawdę nic nie wskazywało na to, że Holender może zagościć nawet na podium, a co dopiero na jego najwyższym stopniu. Jechał jednak świetnie, wytrzymał napięcie do końca i w pełni zasłużenie odebrał trofeum dla zwycięzcy z rąk Marcela Hirschera, innego gościa, który jeździł bardzo szybko, choć nie bolidem. Właściwie jedyny błąd, jaki Max popełnił w tym wyścigu, nastąpił… już po jego zakończeniu.
https://twitter.com/AldonaMarciniak/status/1013431785303273472
Co jeszcze istotne? Ferrari pojechało na czysto – nie nakazało zamiany miejsc na linii Raikkonen-Vettel, co bardzo szanujemy. Można było pokusić się o powtórzenie niesławnego manewru z udziałem Michaela Schumachera i Rubensa Barichello. A z pewnością kusiło, bo dodatkowe punkty dla walczącego o mistrzostwo Vettela bardzo by się przydały. Mimo tego, że wskoczył dziś na pozycję lidera. Już za tydzień przecież GP Wielkiej Brytanii, a tam od czterech lat króluje Hamilton.
Z drugiej strony w Austrii dominacja Mercedesa nie przetrwała. I może to prognostyk na resztę sezonu?
https://twitter.com/F1/status/1013443196309864448
PS. Wiemy, że interesuje was postawa kierowców Williamsa. Tyle że o tej trudno cokolwiek napisać, bo widzieliśmy co najwyżej ich nazwiska po lewej stronie ekranu. Nie będzie niespodzianką, że były na końcu listy.
Fot. NewsPix