Mundialowy ekspres będzie pędził jeszcze trzy tygodnie, a już bez pudła można wskazać zwycięzcę. Pewnie pierwszy raz tak wcześnie, ale nie ma o czym nawet dyskutować: VAR, VAR i jeszcze raz VAR, na wszystkich miejscach podium.
Jeśli mistrzostwa miały zdecydować kto dostanie Złotą Piłkę, to w tym roku powędruje do obsługujących wideopowtórki komputerów. To dzięki nim oglądamy pierwszy w historii sprawiedliwy mundial. Nic donośniejszego w tym roku w piłce się nie zdarzy.
Praktycznie każdego dnia VAR ratuje futbol przed ordynarną kompromitacją. Udane padolino czy dioptria arbitra skutkuje nie tylko tym, że ktoś zostaje oszukany. Ośmiesza całą dyscyplinę. Pamiętacie Katar w finale mistrzostw świata w piłce ręcznej, grający niemal samymi Europejczykami? Kompromitacja. Jak traktować szczypiorniak poważnie.
Ale oni zawsze mogli się odgryźć: no fajnie chłopaki, jesteście popularni, ale zatrzymani w epoce kamienia łupanego. Stawką miliony, stawką historia, a przy coraz szybszym futbolu, gdzie nawet powstały naukowe prace udowadniające, że boczny arbiter fizycznie nie jest w stanie prawidłowo ocenić stykowego spalonego, wy wciąż strzelacie sobie w kolano, mecz w mecz, jak wytrawny, chory na nieznaną przypadłość strzelec.
Futbol urósł do takich rozmiarów, że reprezentacja potrafi być katalizatorem emocji na cały kraj. Wszyscy wiecie to doskonale po swoich bliskich, z których nawet ci kompletnie nie interesujący się piłką, aktualnie żyją popisami biało-czerwonych. Wczoraj wybierając się do sklepu spotkałem wuja, który od pomyłki Szczęsnego szybko wyszedł do swojej znakomitej kariery bramkarskiej w latach sześćdziesiątych, gdzie żadna z sąsiednich wiosek nie potrafiła pokonać jego drużyny, a ostatecznie pojechali do Radomia. Ciotka opowiada o “swoim starym”, który wrócił z baru w przerwie meczu z Senegalem z majestatycznym “przegrywają to idem do domu”. Nie muszę włączać studia ekspertów, by posłuchać o domniemanych przyczynach porażki: źle wyglądają fizycznie, Senegalczycy to sami dwumetrowcy, których jeden krok był jak dwa nasze, piłkarze za dużo zarabiają.
To wszystko dyskusja w polu gry, w ramach zasad, w boisku. Część uroku turnieju. Każdy oszukany na mistrzostwach kraj toczą nieporównywalnie bardziej toksyczne emocje. Nawet sędzia, który popełnił błąd, myślę, że dźwiga potem niezłego moralniaka.
Pamiętacie zarzut pesymistów, że mecz będzie trwał nie wiadomo ile, po pięć godzin albo i dłużej? W zasadzie od razu coś tu śmierdziało, skąd niby tak długo? To tylko powtórka. Poza tym masz ludzi przed monitorem, przy mniej istotnych akcjach wystarczy zaufać słuchawie.
VAR będzie wprowadzać zamieszanie na boisku? Przypominam sobie w tym momencie Szwecja – Korea Południowa. Arbiter nie dostrzega faulu Koreańczyka, a jeszcze ci ruszają z dobrą kontrą. Są pod polem karnym, nagle gwizdek. Cofnięcie akcji. Jedenastka. I co, i źle? Nie, bardzo dobrze. Mógł być podwójny błąd – brak karniaka, a jeszcze z niego wyrosły kolejny, akcja bramkowa Koreańczyków. Ale rozbój został udaremniony. Szwedzi nie muszą czekać do nie wiadomo kiedy, aż sędzia pomyli się na ich korzyść, by w ten sposób zyskać wątpliwą sprawiedliwość, według głupiej zasady “suma błędów równa się zero”. Zwraca się im co ich od razu, po paru minutach.
Najbardziej cieszy mnie chyba, że wreszcie znalazł się bat na oszustów, którzy trenowali oszukiwanie sędziów padami w polu karnym. Wczorajsza sytuacja z Neymarem – to byłby wstyd dla całej Brazylii. Canarinhos muszą uciekać się do kantu, żeby ograć potężną Kostarykę. Wiem, że obrońca położył rękę na Neymarze, ale nie przesadzajmy – podczas każdego kornera zdarza się dziesięć sytuacji, w których mocniej macha się łapami. Obrońca zaraz z ręką uciekł. Mimo to Neymar poleciał na plecy, tylko i wyłącznie dlatego, że chciał. Nie został na pewno wytrącony z równowagi.
Jeden z najlepszych piłkarzy świata w dogodnej pozycji, a mimo to woli się wywrócić, niż grać w piłkę.
Tak daleko zabrnęła ta patologia.
Na którą wreszcie znalazł się lek.
Albo słynna tendencja, według której sędziowie faworyzowali przez lata mocniejszych. Zrobić błąd sędziowski na rzecz lepszego – huku nie będzie. Pokrzyczą sobie maluczcy, ale nikt tego nie zauważy. Dlatego nawet nieświadomie mocniejsi często mieli sędziowskie wsparcie, zwykle nienachalne, ale jednak. Ta smutna tendencja też właśnie umiera śmiercią naturalną.
Każdego dnia, gdy oglądam turniej, mam w głowie jedno: Do 2018 futbol siedział w jaskini. Jego strach przed opuszczeniem jej był irracjonalny.
Jak to w ogóle możliwe, że aż tak długo czekaliśmy?
Powtórki są dla kibiców dostępne od tak dawna. Mogłyby również w postaci bardziej archaicznej, ale jednak przydatnej być dostępne nie od dwóch, trzech, ale dziesięciu mistrzostw świata, nie mówiąc o innych prestiżowych rozgrywkach.
Jak zmieniłaby się historia mundiali, historia piłki?
Skoro właśnie obserwujemy pierwsze mistrzostwa z VAR i bez powtórek wyniki mogłyby być w cały świat, zupełnie inne?
Leszek Milewski