Reklama

Lampard poprowadzi Barany

redakcja

Autor:redakcja

01 czerwca 2018, 13:36 • 7 min czytania 18 komentarzy

Derby County – pierwszy przystanek w trenerskiej karierze Franka Lamparda. Legendarny pomocnik Chelsea od dawna przyznawał, że chce zostać managerem w jednym z angielskich klubów, no i długo na swoją szansę czekać nie musiał. 39-latek spróbuje wprowadzić Barany do Premier League. Wyzwanie spore, ale Lampard to jeden z tych ex-piłkarzy, którzy wydają się być idealnie skrojeni do roli managera.

Lampard poprowadzi Barany

Nieczęsto się zdarza, żeby piłkarz łączył boiskowy zmysł z inteligencją – nazwijmy to – życiową. Wystarczy przypomnieć anegdotę George’a Besta na temat innego wybitnego brytyjskiego piłkarza.

-Powiedziałem kiedyś do Gazzy, że jego IQ jest mniejsze niż jego numer na koszulce. On odpowiedział: „Co to jest IQ?”

Oczywiście nie można ze wszystkich znakomitych brytyjskich kopaczy robić cymbałów pokroju Paula Gascoigne’a, ale Lampard to wyjątek w drugą stronę. 150 punktów w teście na iloraz inteligencji to wystarczający dorobek, żeby uplasować się wśród 0,1% największych bystrzaków całej populacji. Właśnie taki wynik osiągnął Frank, gdy egzaminowano drużynę Chelsea. Nic zatem dziwnego, że takiego mądralę ciągnie do trenerki.

Lampard zdaje się mieć wszelkie argumenty, żeby nieco podreperować kiepską reputację angielskiej myśli szkoleniowej. Choć, rzecz jasna, nie ma nic za darmo. Nie dostał od razu roboty na Stamford Bridge, najpierw musi się sprawdzić w roli szkoleniowca Derby County. Podpisał trzyletni kontrakt i coś musi udowodnić na poziomie Championship. No bo kto, jak nie on?

Reklama

Z jednej strony, SuperFrank był fenomenalnym piłkarzem. Instynkt strzelecki – wręcz nieziemski. W karierze strzelił przeszło 250 goli, nigdy nie grając przecież w ataku. To robi naprawdę gigantyczne wrażenie. Choć, oczywiście, doskonale wypełniał też zadania typowe dla pomocnika – fantastycznie sobie radził w grze na małej przestrzeni, potrafił uderzyć z dystansu, zagrać prostopadłą piłkę, powalczyć wślizgiem. Pełen pakiet, jeżeli chodzi o generała środka pola.

Jego wielkie osiągnięcia nie wynikały tylko z wrodzonych talentów – Lampard nigdy nie uchodził za złote dziecko angielskiego futbolu, to nie był brylancik pokroju Joe Cole’a. Raczej zawodnik o końskim zdrowiu do pracy, po prostu z zamiłowaniem do treningu, codziennego reżimu. Zanotował aż dziewięć sezonów ligowych, gdy rozegrał co najmniej 35 meczów. Facet był na boisku nie do zdarcia. Zagrał w sumie ponad 900 meczów w karierze.

Żeby było ciekawiej – zaczynał w ogóle jako wyszydzany grubasek, mniej utalentowany od innych produktów słynnej akademii West Hamu, lecz – wedle krytycznych opinii kibiców – ciągnięty za uszy przez tatę, Franka Lamparda seniora, legendę z Upton Park. No i rzecz jasna wujka – słynnego Harry’ego Redknappa. Fanom West Hamu, gdzie młody Frank zaczął karierę, regularnie zdarzało się go wygwizdywać. Zresztą – przydomek Gruby Frank, którego się wówczas doczekał, pozostał z nim na zawsze. – Pamiętam, kiedy jako zawodnik Chelsea powróciłem na Upton Park i w końcówce meczu jakaś naprawdę otyła kobieta wstała i wydarła się: „Gruby Frank!”. Wtedy sobie zdałem sprawę, że to wszystko stało się żałosne.

Cóż – osiągnięcia Anglika zamykają usta wszelkim hejterom. Liga Mistrzów, Liga Europy, trzy mistrzostwa Anglii, cztery Puchary Anglii. Otarł się nawet o Złotą Piłkę w 2005 roku. Jak całe pokolenie angielskiej piłki jest oczywiście niespełniony w reprezentacji, choć wystąpił na trzech mundialach i raz na mistrzostwach Europy. W 2004 roku w Portugalii został nawet wybrany do najlepszej drużyny turnieju, natomiast na boiskach Republiki Południowej Afryki zdobył kapitalną bramkę z dystansu przeciwko Niemcom, lecz sędzia nie zauważył, że futbolówka przekroczyła linię bramkową i gola nie uznał.

Dzisiaj Lampard rozpoczyna kolejny rozdział swojej kariery. Od futbolu tak naprawdę nie odpoczywał ani na moment, bo ostatnimi czasy spełniał się w roli eksperta telewizyjnego, ale chyba przyszedł już czas, żeby znów zacząć żyć piłką w wymiarze codziennym. Treningi, analizy, przygotowania, zgrupowania, odprawy, no i przede wszystkim – mecze. Tej adrenaliny Lampardowi – jak wielu ex-piłkarzom – zaczęło zwyczajnie brakować.

Reklama

Derby County wygląda na niezły, choć niełatwy wybór na początek. To mocna ekipa w skali Championship – w minionym sezonie zagrali nawet w barażach o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, ale odpadli w dwumeczu z Fulham, pomimo zwycięstwa na własnym stadionie. Ekipa jest zatem w miarę gotowa do walki o promocję, choć na pewno wymaga kilku poprawek. Lampard jest jednak pewny siebie. – Zawsze chciałem pracować w klubie mającym tak bogatą historię. To dla mnie niesamowita szansa. Jestem pewny swoich umiejętności. W karierze pracowałem z najlepszymi szkoleniowcami i sporo się od nich nauczyłem.

Trzeba przyznać Anglikowi rację. Ranieri, Mourinho, Capello, Eriksson, Hiddink, Ancelotti, Benitez, Redknapp, Scolari – było się od kogo uczyć. Lampardowi zdarzyło się też w Chelsea grać pod wodzą Andre Villasa-Boasa i – jak się powszechnie wierzy – wraz z klubową starszyzną doprowadzić do zwolnienia młodego szkoleniowca. To ciekawy wątek jego kariery, biorąc pod uwagę, że teraz były kapitan Chelsea sam będzie musiał okiełznać wszelkie niesnaski w szatni. – Moje relacje z nim były w porządku, choć nie byłem z nim tak blisko, jak z innymi managerami. Byłem bardzo blisko z Jose Mourinho, kiedy on się pierwszy raz pojawił w Chelsea. Nie chcę być krytyczny dla Andre, ale myślę, że to bardzo trudne, żeby w tak młodym wieku stanąć na takiej pozycji. Nie ma między nami złej krwi – przekonywał w jednym z wywiadów Lampard. Dzisiaj to on, jeszcze przed czterdziestką, ma stanąć na czele zespołu. Różnicę robi jednak w tym przypadku dorobek piłkarski. Portugalczyk nie miał żadnego, Anglik ma wprost gigantyczny.

Kogo nowy szkoleniowiec Baranów stawia sobie za wzór? Redknappa, Ancelottiego i Mourinho. – Wierzę, że mam siłę, która pozwoli mi dokonywać właściwych dla klubu decyzji. Kiedy masz 25 lat, często nie zgadzasz się z tym, co robią twoi managerowie, ale dziś wiem, że oni widzą wszystko w szerszym obrazku. Są drogi, żeby się porozumieć. Harry Redknapp nauczył mnie ciężkiej pracy nad sobą. Carlo Ancelotti to był taki trener, dla którego po prostu uwielbiało się grać. Natomiast Jose Mourinho zmienił mój sposób myślenia. Nie chodzi o technikę, czy taktykę. To kwestia pewności siebie. Kiedy do nas trafił, myślałem, że nieźle sobie radzę. Dopiero on mi uświadomił, że stać mnie jeszcze na duży postęp.

Co czeka Lamparda w drużynie Baranów? Na pewno właściciel, który nie słynie z cierpliwości w budowie drużyny. Mel Morris fortuny dorobił się na przemyśle mini-gierek, jego najsłynniejszy produkt to Candy Crush Saga. Za prawa do tej gry słynna kompania Activision Blizzard zapłaciła mu 450 milionów funtów. Dziś Morris bawi się w futbol, choć póki co bez równie spektakularnego rezultatu. Lampard będzie siódmym managerem Derby w ciągu ostatnich trzech lat. Ciśnienie na sukces jest tam olbrzymie. Sukces, czyli awans do elity. Nic innego nie wchodzi w rachubę.

Oprócz legendy The Blues, na stanowisko aplikowało aż dwudziestu kandydatów. – Nie mam trenerskiego CV i nie udaję, że jest inaczej, ale bardzo ciężko pracowałem przez osiemnaście ostatnich miesięcy nad moim trenerskich wykształceniem – przekonuje Lampard. Jego  pracodawca – póki co – nie ukrywa zachwytu nowym managerem. – Niewielu było piłkarzy, którzy osiągnęli tak wiele jak Frank. Jest zwycięzcą, liderem, wie jak osiągnąć sukces, a jego charakter i charyzma uczynią go fantastycznym managerem. Zarząd jednogłośnie stwierdził, że te znakomita kandydatura – zapewnia Morris.

Równolegle do Lamparda swoją piękną historię w Liverpoolu pisał Steven Gerrard. Teraz obaj legendarni pomocnicy zabrali się za trenerkę. Jeden w Derby County, drugi spróbuje swoich sił w Glasgow Rangers. Co ich łączy? Byli wybitnymi piłkarzami, wielkimi liderami, są inteligentnymi facetami, mają charyzmę. Wygląda na wystarczający zestaw argumentów, żeby powierzyć im zespół? Niekoniecznie. Na wyspach podkreśla się też fakt, że obaj są… biali.

Zatrudnienie Lamparda i Gerrarda w tak renomowanych klubach jak Derby i Rangers sprowokowało w Wielkiej Brytanii kolejną odsłonę dyskusji o rasizmie w brytyjskim futbolu. Powraca jak bumerang temat, że istnieje rażąca dysproporcja pomiędzy czarnoskórymi, a białymi szkoleniowcami. W głównej roli tej burzy medialnej, a jakże, Sol Campbell. Były obrońca Arsenalu zdobył większe kwalifikacje od Lamparda i Gerrarda, ale nie dostał nawet roboty w Grimsby Town. Zdaniem części obserwatorów – to właśnie z uwagi na jego kolor skóry.

Prawdę mówiąc, jesteśmy w stanie wskazać szereg powodów, dla których nie chcielibyśmy zatrudnić u siebie Sola Campbella i kolor jego skóry akurat nie odgrywa tu żadnej roli. Tym bardziej mając w pamięci jego medialne popisy przed Euro 2012.

To wszystko nie jest oczywiście zmartwieniem Lamparda. On ma dzisiaj poważniejsze sprawy na głowie – zbudować na Prise Park Stadiumm zespół gotowy na powrót do elity, a konkurencja – biorąc pod uwagę, jak mocne zespoły spadły z Premier League – będzie olbrzymia. Anglik może liczyć na wsparcie właściciela, fanatycznych kibiców, kilku doświadczonych zawodników, choćby Davida Nugenta, Curitsa Daviesa, Toma Huddlestone’a. Lecz, jeżeli powinie mu się noga, odwrócą się od niego wszyscy. Taki los managera. Nowy fach Lamparda jest chyba jeszcze bardziej bezlitosny niż poprzedni.

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Hiszpania

Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Paweł Wojciechowski
0
Ciąg dalszy zamieszania z Danim Olmo. Barcelona w sądzie domaga się rejestracji piłkarza

Anglia

Komentarze

18 komentarzy

Loading...