Reklama

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

redakcja

Autor:redakcja

24 maja 2018, 16:58 • 5 min czytania 28 komentarzy

Kilka tygodni temu oddawałem się ulubionej rozrywce Polaków – oglądałem z rodziną Familiadę. Ostatnia rozgrywka przed finałem, stawka punktów mnożona razy trzy, tylko trzy pozycje do uzupełnienia. Temat? 

Jak co czwartek… LESZEK MILEWSKI

“Słynny polski Adam”.

Dwa strzały łatwe, Małysz nad Mickiewiczem. Ale ostatnie? Teść sugerował Asnyka. Ja byłem pewien tylko, że Asnyka nie będzie. Nie zgadł nikt, włącznie ze mną, trzecie hasło musiał odsłonić dopiero Strasburger:

Nawałka.

Selekcjoner urósł w oczach Polaków tak, że aż stał się hasłem w Familiadzie. Wyżej na skali nadwiślańskiej popularności nie da się wspiąć.

Reklama

Ale zanim przyszły zaszczyty, Nawałka przegrywał wielokrotnie, czasami z kretesem.

Moim zdaniem sekretem jego sukcesu jest to, że przegrywać się nigdy nie bał.

***

Spudłowałem ponad dziewięć tysięcy razy. Przegrałem prawie trzysta meczów. Dwadzieścia sześć razy powierzono mi rzuty decydujące o wygranej, a ja nie trafiłem. Ponosiłem porażkę za porażką. I właśnie dlatego odniosłem sukces.

Michael Jordan.

***

Reklama

Sezon 96/97. Świt Krzeszowice po czterech kolejkach zajmuje ostatnie miejsce w krakowskiej trzeciej lidze. Adam Nawałka mieszka osiem kilometrów od Krzeszowic. Obrotny prezes wykonuje telefon. Trafia na podatny grunt. Nawałka niedawno otrzymał trenerskie papiery, szuka doświadczenia. Ma trzydzieści dziewięć lat.

Świt był typowo prowincjonalną drużynką, bliższą realiom dzisiejszej okręgówki. Pieniądze? Zapomnij. Może skrzynka piwa po meczu, gięta i musztarda. Tyle.

I wtedy pojawił się Nawałka, cały na biało. Do Krzeszowic, na piłkarski koniec świata, zajrzały nowoczesne standardy i profesjonalizm. Nawałka wypowiedział wojnę alkoholowi w szatni. Ustalał zoptymalizowane menu piłkarzom. Wprowadził konkretne rozpiski treningów, zerwał z ich monotonią, organizował zajęcia dodatkowe.

Przekraczał kompetencje szkoleniowca: załatwił sponsora, załatwił sprzęt. Walczący o utrzymanie trzecioligowy Świt wychodził na mecze w jednakowych dresach.

Walczący o utrzymanie trzecioligowy Świt miał sport testery. W 1996 roku.

Każdy piłkarz mógł do niego przyjść z dowolnym problemem. Trener spędzał z zespołem czas w szatni, na boisku, ale też w saunie czy na obiedzie. Wiedział, że to koniecznie, by stworzyć mocną grupę. Piłkarze byli zapatrzeni w niego jak w obrazek.

Nawałka angażował się maksymalnie w życie drużyny i klubu. Oddawał mu serce, oddawał czas i wiedzę. Bywało, że sam dbał nawet… o murawę.

Ale to wszystko nic nie dało. Świt Krzeszowice do bezpiecznego miejsca stracił dwadzieścia dwa punkty.

Screen Shot 05-24-18 at 03.09 PM

W następnym sezonie Nawałka miał przebudować zespół. Dostał wolną rękę, mógł wyciągać graczy z pomniejszych krakowskich klubów, pieniądze od sponsora wciąż były. Cel jeden: wywalczyć awans.

Nie wywalczył. Zabrakło aż trzynastu oczek.

***

Sezon 02/03. W KGHM pojawia się nowy prezes, który chce, aby klub był odpowiednią wizytówką kopalni, a więc piłkarskim mocarstwem. Misję stworzenia nowej siły polskiego futbolu otrzymuje Adam Nawałka. Jak na tamte czasy, dostaje władzę bezprecedensową, rządzi bowiem w angielskim stylu. Wskazuje piłkarzy, a ci trafiają do Miedziowych.

W krótkim czasie do Lubina trafia zaciąg krakowski: Brasilia, Bogdan Zając, Olgierd Moskalewicz, Marek Zając. Zagłębie wykupuje też wypożyczonego wcześniej Grzegorza Nicińskiego. Do tego dokupieni zostają solidni ligowcy, Jarosław Krupski czy Artur Andruszczak, a przede wszystkim rozgrywający Pogoni Szczecin, Paweł Drumlak, który z miejsca zostaje jednym z najlepiej zarabiających piłkarzy ligi.

Cel? Mistrzostwo. Minimum podium, mistrzostwo w kolejnym sezonie.

Efekty?

Klęska z Daugavpilsem w pierwszej rundzie Intertoto. Już w październiku kopniak z klubu, bo skłócona szatnia, gdzie starzy nie mogli patrzeć na kominy płacowe nowych, nie tworzyła choćby przyzwoitej drużyny.

Nawałka zostawiał Zagłębie na przedostatnim miejscu w tabeli. Lubin w tym sezonie wyleciał z Ekstraklasy, a winnym numer jeden uznano dzisiejszego selekcjonera. Zupełnie słusznie – klub jeszcze jakiś czas odkręcał po jego fatalnej polityce transferowej.

Screen Shot 05-24-18 at 04.10 PM

***

“Pasja to już za mało. potrzebna jest obsesja!” – tak miał Nawałka pewnego razu przed meczem GKS-u Katowice zagrzewać swoich piłkarzy do boju.

Ładne hasło, prawda? Od razu człowieka nakręca. Czujesz, że tylko od ciebie zależy, czy będziesz przenosił góry.

Ale przecież sam Nawałka jest dowodem, że nawet obsesja może nie wystarczyć.

Był wybitnym piłkarzem, w 1978 rzucił na kolana cały świat, trafiając do jedenastki turnieju, jeszcze jako młodzieżowiec. W innych czasach, o razu wziąłby go topowy klub Europy. W PRL-u było to niemożliwe. Wkrótce jakiekolwiek granie okazało się niemożliwe, bo Nawałkę poskładały kontuzje.

Nie dał im się. Walczył o powrót do zdrowia jak lew. Żadne przeciwności losu nie były mu straszne. Determinacją mógłby obdzielić dziesięciu. Nie załamywał się, nie poddawał, tylko ciężko pracował, wierząc, że takie podejście musi przynieść efekty.

Ale nie przyniosło. Bo takie jest życie. Może w erze tysiąca i jednego “coacha” będzie to niepopularne, ale tak, są w życiu cele nierealne. Ówczesny powrót Nawałki na boisko był jednym z nich.

Niemniej Nawałka mógł zawsze spojrzeć w lustro i powiedzieć, że zrobił co mógł. To nie przez niego. Na pewno nie poległ przez blokady mentalne, które sam sobie założył.

Widuję ludzi, którzy takie sobie zakładają. Sam taki byłem, znam schemat z doświadczenia. Nigdy nie chodziło o to, że przegrywałem.

Chodziło o to, że nie wychodziłem na boisko.

To jest jedyna prawdziwa porażka.

Nawałka zawsze wychodzi na boisko. Nie boi się przegrać, bo wie, że przegrywamy wszyscy. Takie jest życie. Nie ma człowieka wolnego od porażek. To utopia. Jeśli wydaje ci się, że ktoś taki istnieje, to pewnie po prostu dobrze nie znasz albo jego, albo historii jego życia.

To tak jak z pieprzeniem o talencie. Osobiście nie wierzę w talent. Mówienie, że ktoś ma talent, spłyca całą pracę i wszystko, co wykonał, co przeszedł, co wrzucił lub zrzucił z pleców, by dzisiaj jakąś umiejętność wykonywać ze znawstwem.

Za talentem zawsze kryje się wiarygodna historia.

A każda wiarygodna historia, to też historia porażek.

W odpowiednim podejściu do nich, w ich przetworzeniu, zapewne rozgrywa się wszystko, co dalej, bo przecież nie chodzi o to, by wyłapywać ciągle w cymbał. Z porażką trzeba umieć pracować.

Ale pierwszy krok to zgoda na własny Świt Krzeszowice. Zgoda na własnego Drumlaka za siedemset tysięcy złotych rocznie. Zgoda na Kompałę w Jadze.

Kto wie, może nawet inspirowanie się zwycięstwami jest pudłem? To już efekt końcowy. Przebyta droga. Ostatni etap, a jeśli ktoś szuka mocnej inspiracji, pewnie jest na początku. Może dużo mądrzej jest powiedzieć:

Naucz się przegrywać jak Nawałka.

I bez względu na to z czym się zmagasz, wychodź na boisko.

***

Leszek Milewski

PS: Kto z was szuka dobrej książki piłkarskiej, “Nawałka. Droga do perfekcji” Łukasza Olkowicza to bardzo niedoceniana pozycja. Ten felieton powstał na bazie refleksji po lekturze.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

28 komentarzy

Loading...