Ekstraklasa to takie rozgrywki, w których rywalizuje 16 drużyn, a na końcu i tak wygrywa Legia Warszawa. Po ligowych rozstrzygnięciach pozwoliliśmy sobie na sparafrazowanie słów Gary’ego Linekera nawet nie dlatego, że stołeczny klub właśnie zgarnął piąty tytuł w ostatnich sześciu latach. Bardziej dlatego, że na przestrzeni miesięcy zrobił bardzo wiele, by tym razem go przerżnąć, a i tak nie znaleźli się chętni, by się po niego schylić. Niestety bardzo źle to świadczy o czymś, co szumnie nazywamy ekstraklasą.
Aż jedenaście ligowych porażek, aż trzech trenerów i to w dodatku takich, do których kompetencji można mieć wątpliwości, echa konfliktu właścicielskiego, bitwa pod autokarem, nie do końca zrozumiałe transfery, szopka z udziałem Michała Kucharczyka i tak dalej. To wszystko nie wystarczyło, by z kimś w Polsce przegrać. A skoro tak, to można by uwierzyć, że legioniści byliby najlepszą drużyną w kraju nawet wtedy, gdyby ktoś kazał im grać z opaskami na oczach.
Nie zrozumcie nas źle. Legii Warszawa – wszystkim ludziom, którzy zostawili zdrowie na boisku, podejmowali słuszne decyzje w gabinetach czy po prostu robili swoje w zaciszu klubowych obiektów – szczerze gratulujemy i życzymy wszystkiego dobrego w eliminacjach do Ligi Mistrzów. To nie wasza wina, że macie takich a nie innych rywali. Wiele rzeczy wam nie wyszło, ale naprawdę wstydzić powinna się reszta ligi.
Dzisiejszy mecz z Lechem w Poznaniu, czyli drużyną, którą zawiodła najmocniej, był symptomatyczny. Gospodarze za sprawą wpadki drewnianego Vujadinovicia szybko sprawili, że walcząca o tytuł Legia mogła się poczuć komfortowo. Dalej udało się poznaniakom stworzyć pozory walki tak zaciętej, jakby jutra miało nie być, ale jak przyszło co do czego, to tradycji stało się zadość – piłkę dostał Kucharczyk i strzelił na 2-0. Jasne, można i trzeba się zżymać na brak karnego za faul Jędrzejczyka na Vujadinociviu, ale mamy wątpliwości, czy to by coś zmieniło. Tym bardziej, że Białymstoku przy stanie 1-1 też wydarzyło się coś dziwnego. Jose Kante strzelił drugą bramkę (piękną!), ale sędzia Lasyk odwinął taśmę i czegoś się doszukał. Jeśli rzeczywiście chodziło o to nadepnięcie Stilicia, to chyba nie możemy się zgodzić.
Ale tyle o futbolu w Poznaniu, bo później sprawy w swoje ręce wzięli “kibice” Kolejorza i doprowadzili do przerwania meczu. Te obrazki były tak smutne, żenujące i szkodliwe, że aż nam się nie chce tego komentować. Przegrywać jednak trzeba umieć.
Jagiellonia pomimo wspomnianej kontrowersji zrobiła swoje w meczu, który nie układał się po jej myśli, co też jest sztuką. Białostoczanom wypada pogratulować nawet nie tyle wicemistrzostwa, bo można było powalczyć o coś więcej, a bardziej tego, że kolejny medal zmusza, by na stałe wliczać ten klub do ligowego topu. Mieli takie ambicje w innych miejscach (na przykład w Gdańsku), a udało się na Podlasiu i to z trenerem z pierwszej ligi.
Kosztem Wisły Płock do pucharów wskakuje Górnik Zabrze, który pokonał dziś Wisłę Kraków 2-0 i to były naprawdę fajne obrazki. Historia, która zaczęła się ponad rok temu – w momencie, w którym drużyna z Zabrze miała mniej niż 1% szans na powrót do ekstraklasy – kończy się happy endem. Albo inaczej – mamy nadzieję, że to tylko kolejny fajny rozdział a nie koniec i praca Marcina Brosza dalej będzie wzorem dla innych oraz przyniesie coś jeszcze fajniejszego.
Z dziennikarskiego obowiązku wspomnimy jeszcze, że Zagłębie wygrało z Koroną, zajęło siódme miejsce i tyle. Cieszymy się, że to już koniec. Niesmak niestety pozostanie.
Fot. FotoPyk