Bruno Labbadia oraz jego podopieczni rozgrywają fatalny sezon. Wiele było spotkań w ich wykonaniu, na które wręcz nie dało się patrzeć. Zasłużenie trafili więc do baraży o utrzymanie, gdzie na ich szczęście trafili na… beniaminka z 2. Bundesligi, Holstein Kiel. Co prawda nie podeszli do tego spotkania na jakimś wielkim luzie, ale dość szybko zorientowali się, że pod względem indywidualnych umiejętności górują nad rywalami bezwzględnie. Różnicę dało się zauważyć gołym okiem i znalazła ona odzwierciedlenie również w wyniku – Wolfsburg zwyciężył 3:1.
Taki był cel Wilków, by w dzisiejszym spotkaniu zapewnić sobie maksymalnie komfortową sytuację. Wspominał o tym sam szkoleniowiec VFL, mówiąc, iż oczekuje od drużyny strzelenia jak najwięcej goli, dzięki czemu nie musieliby za bardzo spinać się w poniedziałkowym rewanżu. Czy będzie jakoś bardzo zadowolony z tego zwycięstwa? Szampana raczej nie odpali, ale na pewno zaśnie spokojnie. Aż chciałoby się napisać – nareszcie!
W najlepszych momentach Wolfsburg wręcz bawił się z rywalami, dostrzegając technicznie goście nie mają do nich żadnego podjazdu. Z łatwością rozgrywali piłkę pod polem karnym Kronholma. Gdyby obrońcy agresywniej wychodzili szczególnie do rozgrywających Wilków, może jeszcze jakoś by to wyglądało, ale tak? Wręcz przeciwnie, jakby dodatkowo zapraszali przeciwników do kolejnych ataków. Być może wynikało to ze stresu odczuwanego przez podopiecznych Anfanga? Co prawda wspominał on przed tym spotkaniem, iż jego drużyna nie czuje żadnej presji, aczkolwiek długimi okresami odnosiliśmy całkiem odwrotne wrażenie. Większość błędów tej drużyny wynikała właśnie jakby z nerwowości. A to chwila zawahania przy wybiciu, a to “zawieszka” przy asekuracji, albo nieprzygotowane podania pod pressingiem…
Wydawałoby się, że to powinno pasować ekipie z Kilonii, ponieważ zawodnicy tego zespołu najlepiej czują się w kontratakach, lecz dziś pokazywali to skrajnie rzadko. Właściwie mieliśmy tylko dwa takie momenty, kiedy otrzymaliśmy potwierdzenie tej tezy. Raz niecelnie uderzał Duksch, za drugim razem… Padł gol. Byliśmy trochę w szoku, ponieważ wcześniej piłkarze Holsteinu zapuszczali się pod wrogie pole karne głównie w celach turystycznych, a tu proszę, jaka miła niespodzianka! Zwłaszcza, że Drexler zagrał tak, jakby pierwsze „e” w jego nazwisku zamienić na „a”. Kopary opadły nam przy dryblingu, w którym na lewym boku, tuż przy linii końcowej minął dwóch rywali, a potem wystawił patelnię do Schindlera, który wpakował piłkę do pustej bramki. William, prawy obrońca VFL chyba nawet nie spodziewał się, że Drexler potrafi tak zakręcić przeciwnikiem. Ba, on sam pewnie był zdziwiony.
To jednak było zbyt mało na przestrzeni 90 minut, by nawiązać równorzędną walkę z Wilkami. Podopieczni Labbadii dość szybko rozpoczęli strzelanie. Niecały kwadrans wystarczył, by brak niskiego pressingu – o czym wspominaliśmy wcześniej – zemścił się na zespole z Kilonii. Yunus Malli przejął piłkę w środku pola, przebiegł z nią kilkanaście metrów, wbiegł w pole karne i w końcu zacentrował. Nikt mu za bardzo nie przeszkadzał. Dopiero w chwili, gdy Divock Origi dobijał futbolówkę do siatki, obrońcy się obudzili, ale wtedy było już za późno.
Interwencja Dominika Schmidta z końcówki pierwszej połowy również potwierdza tezę o presji paraliżującej gości. Stoper musiał skakać do główki z Origim, ale tak skoncentrował się na dojściu do piłki, że zapomniał, iż powinien jeszcze wybić ją w odpowiednim kierunku. Zagrał jednak wprost do Brekalo. A że ten jest ostatnio w wielkim gazie, to brutalnie skorzystał z okazji, posyłając rakietę wprost do bramki z kilkunastu metrów.
Dziś chyba był najlepszy na boisku, bo nie tylko wygląda efektywnie, lecz też efektownie. Po pierwsze, bo zdawał się być dosłownie wszędzie. Kiwał z lewej strony, by za chwilę pokazać się do podania po przeciwległej stronie boiska. Również przez to obrońcy Holsteinu mieli problem, by go upilnować. W połączeniu z brylantową techniką i skutecznością w dryblingu wzbudzał przerażenie w obrońcach gości.
Podobnie zresztą jak Origi. Stoperzy momentami aż się odbijali od Belga, bo o ile inne Wilki dominowały technicznie nad gośćmi, o tyle on męczył w walce fizycznej. Kapitalną robotę zrobił choćby przy akcji na 3:1, kiedy zastawił się przed obrońcą, odwrócił się z nim na plecach, a potem podał w pole karne do Mallego. Ten wręcz upokorzył rywali, bo obiegł jeszcze golkipera i dopiero po tym wpakował piłkę do bramki.
Dopiero w ostatnich 10-15 minutach gracze Anfanga znów doszli do głosu. Wolfsburg, jakby nonszalancko zadowolony z siebie, stanął, wystawił oba policzki i czekał, aż Holstein wypłaci mu sztukę. Tylko znów… decyzyjność! Szczególnie irytujący bywał Seydel, który kilka razy znajdował się w dogodnej sytuacji, ale praktycznie za każdym razem wybierał złe rozwiązanie. Szedł prawie sam na sam z Casteelsem? Szukał podania. Leciało do niego górne podanie, obok stał niepilnowany kumpel, który mógłby stanąć oko w oko z bramkarzem? No to wtedy próbował uderzać. Wszystko odwrotnie. Trener Kilończyków będzie miał prawo mieć do niego spore pretensje.
Jako że goście cisnęli w końcówce, Bruno Labbadia starał się uspokoić sytuację zmianami. Dlatego też na boisku pojawił się Ignacio Camacho, który oprócz bycia wypoczętym, miał także wspomóc kolegów w defensywie. Na mniej więcej 10. minut na boisko wszedł Jakub Błaszczykowski, lecz niestety, nie wniósł wiele do gry gospodarzy. Inna sprawa, że Brekalo oraz Steffen prezentowali się dziś na tyle dobrze, że wcześniej niemiecki szkoleniowiec po prostu nie musiał żadnego z nich ściągać z boiska.
Niezbyt dobrze wróży to Polakowi na przyszłość, skoro te decyzje personalne szkoleniowca Wilków się obroniły. Tylko raz mogliśmy zwrócić większą uwagę na Polaka, ale niekoniecznie dlatego, że było za co bić mu brawo. W jednej z akcji bowiem skrzydłowy przewrócił się, chcąc wykończyć akcję z drugiego tempa. Poślizgnął się jednak, wpadł wprost pod nogi nadbiegającego Guilavoguiego, a ten przypadkowo kopnął go w głowę. Wstrzymaliśmy oddech, bo wyglądało to naprawdę groźne. Defensywny pomocnik gabarytowo przypomina czołg, więc nie dziwimy się, iż Kuba leżał dłuższą chwilę na boisku, ale na szczęście to wydarzenie raczej nie będzie miało większych konsekwencji.
A zatem my z tego meczu jesteśmy usatysfakcjonowani połowicznie. Z jednej strony to dobrze, że Wolfsburg zwiększył swoją szansę na utrzymanie, bo Błaszczykowskiego łączy z nim jeszcze roczny kontrakt. Z drugiej – jego sytuacja w hierarchii nie jest najlepsza, a latem do VFL znów dojdzie dodatkowa konkurencja, między innymi w osobie Amina Younesa z Ajaksu. Polak zatem jest dziś tym Wilkiem, który w całej watasze może cieszyć się praktycznie najmniej…
Wolfsburg 3:1 Holstein Kiel (2:1)
1:0 Origi 13′
1:1 Schindler 34′
2:1 Brekalo 40′
3:1 Malli 56′
Fot. NewsPix.pl