W PSG idzie nowe. A dokładnie – nowy trener, którym zgodnie z wcześniejszymi doniesieniami został Thomas Tuchel. Niemiec ma wnieść do paryskiej szatni, to czego nie potrafił wnieść do niej Unai Emery. Czyli rygor, a przede wszystkim umiejętność radzenia sobie z presją i wygrywania ważnych spotkań. Celem numer jeden jest oczywiście walka o triumf w Lidze Mistrzów. Wszystko inne nikomu w Paryżu nie imponuje i po prostu już się znudziło.
O parafowaniu umowy z byłym szkoleniowcem Borussii Dortmund media informowały od kwietnia. Głos w tej sprawie zabrał nawet Karl Heinz-Rummenigge, który niemieckim dziennikarzom, uparcie łączącym Tuchela z Bayernem, zdradził, że ten podpisał już kontakt z innym klubem. Teraz jasne stało się, że faktycznie chodziło o PSG, a nowy trener mistrza Francji zdążył już nawet spotkać się z Neymarem.
Spotkanie z brazylijskim gwiazdorem wydaje się być zresztą kluczowe dla powodzenia projektu „Tuchel w Paryżu”. Upodobania i zapisy kontraktowe Neymara niekoniecznie muszą być bowiem bardzo wymagającemu szkoleniowcowi w smak. Dlatego jak najbardziej wskazane było, by już na starcie nakreślić zasady współpracy i wytyczyć granice, których obaj będą przestrzegać. Tajemnicą pozostanie zapewne, kto musiał ugiąć się nieco bardziej, ale dzięki temu współpraca Niemca i Brazylijczyka jest jeszcze bardziej interesująca.
Dlaczego paryżanie zdecydowali się właśnie na Tuchela? Odpowiedzi na to pytanie kilka tygodni temu udzielili dziennikarze L’Equipe. Łańcuszek rekomendacji miał zacząć rezydujący w Niemczech konsul Kataru, który polecił szkoleniowca Tamimowi al-Thaniemu, emirowi Karatu, który z kolei uderzył prosto do swego przyjaciela i prezydenta PSG, Nassera al-Khelaifiego. Ten po kilku rozmowach z Tuchelem szybko przekonał się do tej kandydatury i zlecił mu kompletowanie sztabu trenerskiego. Ponoć katarskiego biznesmena z nóg zwaliły sumienność, charyzma i usposobienie Niemca, który podczas serii spotkań wydeptał sobie nie tylko lukratywny kontrakt, ale też całkiem pokaźny budżet transferowy.
Prezydentowi PSG bez wątpienia przypadła też do gustu filozofia Tuchela. Niemiec wymaga od swoich piłkarzy, aby narzucali przeciwnikowi swój styl gry i dążyli do osiągnięcia całkowitej dominacji na boisku bez względu na to, kto ustawia się po drugiej stronie barykady. Preferuje ofensywną piłkę, co przy potencjale paryżan powinno od razu dać wybuchowy efekt. Nasser al-Khelaifi z pewnością liczy także na to, że Tuchel nie pozwoli gwiazdom PSG wejść sobie na głowę. Niemiec żyje z piłkarzami blisko, podchodzi do nich w sposób indywidualny, szuka dialogu, ale szatnię trzyma raczej krótko. Przy poziomie ego, który w Paryżu przekracza wszelkie dopuszczalne normy, może to być klucz do wybicia się ponad przeciętność, z której klub, mimo olbrzymich inwestycji, od kilku sezonów nie może się wygrzebać. Wyniki osiągane w Lidze Mistrzów są tego najlepszym dowodem.
Najważniejszym czynnikiem przemawiającym za angażem Niemca było jednak to, że Tuchel jest całkowicie inny niż Emery. Dotychczasowy trener PSG w Paryżu po prostu się spalił i nie pokazał pełni swoich atutów. Dla Hiszpana to zresztą żadna nowość. Na emigracji wywrócił się już w Moskwie, gdzie piłkarze Spartaka – na czele z Artiomem Dziubą – publicznie zrobili z niego popierdółkę, prześmiewczo nazywając “trenerkiem”. Neymar, Cavani i reszta aż tak daleko może nie poszli, ale dla wszystkich jasne było, że między trenerem a zawodnikami po prostu nie ma chemii. Emery nie potrafił trafić do drużyny i odpowiednio nastroić jej na mecze z najmocniejszymi rywalami, co skończyło się falą rozczarowań i głośnych porażek. Na papierze PSG miało wszystko, by przynajmniej postawić się tuzom europejskiej piłki, ale nigdy nie znalazło to przełożenia na praktykę. Hiszpan po prostu nie umiał nauczyć swoich podopiecznych wygrywania. Potknął się nawet u siebie, gdy w pierwszym sezonie pracy przegrał mistrzostwo kraju z AS Monaco. Zespołem silnym, ale jednak stojącym półkę niżej niż jego własny.
Tuchel z kolei wygląda na szkoleniowca, który z presją radzi sobie dużo lepiej. Który nie szuka wymówek i usprawiedliwień, a po prostu podejmuje walkę. Jeśli Hiszpanowi zdarzyło się odcinać od zespołu i przelewać winę za niepowodzenia na zawodników, to Niemiec zawsze do końca stoi za swoimi piłkarzami. Pokazał to chociażby po ataku na autokar Borussii, gdy mimo nacisków nie odwrócił się od drużyny i twardo obstawał przy przełożeniu spotkania. Ostatecznie zapłacił za to posadą (Tuchel przyznał, że po wszystkim nie widział możliwości dalszej współpracy z władzami BVB), ale przynajmniej zachował twarz, stojąc do końca po stronie drużyny.
Biorąc to wszystko pod uwagę, wydaje się, że Niemiec, to w tym momencie idealne rozwiązanie dla Paryża. W PSG mają dość upokorzeń w pucharach i przedłużającej się stagnacji w europejskiej drugiej lidze. Inna sprawa, że na wyższy poziom ma ich wprowadzić trener bez wątpienia utalentowany, ale jednocześnie bez większych sukcesów na koncie. To w zasadzie jedyna rysa w jego CV, która jednak nikomu w Paryżu nie przeszkadza. To, co było wcześniej, albo raczej – czego nie było, nie ma żadnego znaczenia. Ważne, aby sukcesy przyszły tu i teraz, zapełniając gabloty na Parc des Princes okazałymi trofeami.