Reklama

Pożegnanie Wengera z Old Trafford

redakcja

Autor:redakcja

29 kwietnia 2018, 14:08 • 5 min czytania 9 komentarzy

Manchester United kontra Arsenal. Który raz się ze sobą mierzą w angielskim klasyku? Pewnie tysięczny, ale na czele Czerwonych Diabłów nie stoi już sir Alex Ferguson, zaś Arsene Wenger ostatni raz poprowadzi Kanonierów do boju przeciwko United. Epoka długowiecznych managerów-gigantów bezpowrotnie dobiega końca.

Pożegnanie Wengera z Old Trafford

27 lat – tyle czasu Alex Ferguson spędził jako manager Manchesteru United. Trzynaście tytułów mistrza Anglii. Ostatni z nich zdobyty na pożegnanie, w 2013 roku.

22 lata – na tym stanie kadencja Arsene Wengera w roli szkoleniowca Arsenalu. Trzy tytuły mistrzowskie. Ostatni? W 2004 roku, 14 lat temu. Jest różnica.

– W czasach, gdy trenerzy pozostają na stanowisku przez rok czy dwa lata, on służył tak długo w klubie tej klasy co Arsenal. Ponieważ zapowiedział swoje odejście, będzie mógł być pożegnany w sposób, na jaki zasługuje. To był jeden z najlepszych trenerów w historii Premier League. Jestem dumny, że byłem jego rywalem, kolegą i przyjacielem w ten sposób żegna Wengera nie kto inny, jak jego wielki rywal – sir Alex.

I nie sposób nie przyznać Fergusonowi racji. Przybycie Wengera do Londynu to była rewolucja – nowe pomysły, nowe schematy, nowe koncepcje, zupełnie nowe idee. Dla brytyjskie futbolu – nieco wówczas przaśnego – Wenger był jak tchnienie świeżego, kontynentalnego powietrza. Ba, tchnienie. Jak huragan, który potężnie dmuchnął w skostniałą Premier League i pchnął ligę na zupełnie nowe tory.

Reklama

Wenger był człowiekiem, który – podobnie jak sam Ferguson – nigdy nie zadowalał się rolą pierwszego trenera. Za dużo było w nim ambicji i pomysłowości. Chciał mieć w klubie wpływ na wszystko – począwszy od klapków, jakie nosili jego podopieczni podczas śniadań, skończywszy na planach rozbudowy stadionu. Wenger i Ferguson byli managerami totalnymi.

Obaj w pewnym momencie swojej kariery stanowili synonim sukcesu. Ferguson kolekcjonował mistrzowskie tytuły, sięgał po europejskie trofea w okolicznościach tak dramatycznych, że chyba tylko futbol (bloody hell…) może takie historie napisać. Wenger został the Invincible i pozwolił rozbłysnąć takim talentom jak Thierry Henry i Cesc Fabregas. To byli zawodnicy, którzy pod batutą Francuza olśniewali cały piłkarski świat.

Szkot na wieki pozostanie synonimem dominacji, tryumfu, wielkości. Wenger, z wielkiego innowatora, myśliciela, rewolucjonisty – został symbolem przeciętności, a później – klęski.

– To jest trochę jak z jazdą samochodem. Musisz być świadomy kogoś innego, kogo widzisz w bocznym lusterku, kiedy cię wyprzedza. Tak było z nami i Arsenalem przez kilka lat – znowu Ferguson, znowu o Wengerze. Z klasą, taktownie, doceniając osiągnięcia swojego wieloletniego przeciwnika.

Aczkolwiek – z mimowolną, pewnie niezamierzoną szpilką. Sir Alex, nawet wystawiając laurkę Wengerowi, zauważył mimochodem, że o prujący z zawrotną prędkością Arsenal musiał się martwić tylko przez kilka lat. Później Manchester United odsadził się od Kanonierów na kilka długości, a ten piłkarski wyścig z Czerwonymi Diabłami zdolna była wygrać tylko Chelsea, następnie także Manchester City. Kanonierzy zwolnili tak okrutnie, że gdyby tylko przyszło im do głowy pojawić się na prawym pasie, natychmiast zostaliby otrąbieni ze wszystkich stron. Gdy United, Chelsea czy The Citizens śmigali z szybkością światła na piątym biegu, Wenger coraz gwałtowniej redukował prędkość. Dziś Arsenal jest już zaledwie szóstą siłą angielskiej ligi, ale do Manchesteru przyjeżdża po zwycięstwo.

Reklama

Wenger przeżył na Old Trafford chwile chwały. W 2002 roku, po bramce Sylvaina Wiltorda, zapewnił sobie na stadionie odwiecznego rywala mistrzowski tytuł. Z drugiej strony – w 2004 roku to właśnie Manchester w Teatrze Marzeń zakończył nieziemską passę Arsenalu – 49 meczów bez porażki. Siedem lat później Czerwone Diabły sprały u siebie Kanonierów 8:2. Manchester United niezmiennie był przez te wszystkie lata potężny, Arsenal kurczył się w oczach.

Francuskiego managera czeka ostatnia, sentymentalna wizyta na Old Trafford w roli managera Kanonierów. Dziś nie rozporządza tam już Alex Ferguson, tylko Jose Mourinho. Jeżeli o Szkocie można powiedzieć, że był wielkim rywalem Wengera, to Portugalczyk jest po prostu jego największym wrogiem. Są zupełnymi przeciwieństwami. Przepychanki słowne między tymi szkoleniowcami to norma, zresztą dochodziło nawet między nimi do rękoczynów.

– Moja pasja do pracy jest taka sama, nic się tutaj nie zmieniło. Oczywiście, jestem bardziej dojrzały. Bardzo trudno znaleźć w moim zawodowym życiu coś, co mnie zaskoczy i sprawi, że nie będę wiedział, w jaki sposób zareagować. Wszystko jest dla mnie jak deja vu – stwierdził ostatnio The Special One.

Skoro Mourinho, pracując w United zaledwie dwa sezony, nie może się wyzbyć odczucia deja vu, to co dopiero ma powiedzieć Wenger, kroczący tymi samymi, wytartymi ścieżkami od przeszło dwóch dekad? Wypowiedź Jose doskonale oddaje różnice, jakie dzielą obydwu managerów – Mourinho to człowiek do zadań specjalnych, szkoleniowiec wybitny na krótką metę. Wenger za swoją specjalność obrał z biegiem lat zapewnianie Arsenalowi finansowej i sportowej stabilizacji. Jeżeli ktoś oczekiwał po Kanonierach fajerwerków, gorzko się rozczarowywał, ale nie było też mowy o tym, żeby Arsenal wypadł z czołówki.

Choć nie da się ukryć, że poziom tej stabilizacji – w tej chwili szóste miejsce w lidze – przestał już na Emirates kogokolwiek satysfakcjonować.

Mourinho nigdy nie będzie Fergusonem, ani Wengerem – zapewne nie przepracuje na Old Trafford nawet pięciu lat, a co dopiero mówić o dwóch dekadach. Ale z pewnością odczuje niewymowną rozkosz, jeżeli uda mu się znowu złoić Wengera na kwaśne jabłko i zepsuć mu pożegnanie z Teatrem Marzeń. Do tej pory Francuz i Portugalczyk mierzyli się ze sobą osiemnaście razy, Mourinho przegrał zaledwie dwa takie starcia.

Wenger odchodzi jako relikt, symbol epoki, która bezpowrotnie minęła. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że żaden manager już nigdy nie spędzi w Premier League dwudziestu lat z jednym klubem. Czy Mourinho zadba o to, żeby swoim zwyczajem popsuć Francuzowi nastrój? Pewnie tak, chociaż, całkiem niepostrzeżenie, The Special One także stal się managerem lekko przeterminowanym i chyba przydałoby mu się nieco więcej empatii wobec sędziwego Francuza, bo wkrótce jakiś młody wilk może zacząć sobie z niego dworować tak samo, jak sam Jose kpi teraz z Wengera.

fot. Newspix.pl

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Hiszpania

Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Patryk Stec
7
Co za partidazo na Balaidos! Barcelona posypała się w końcówce

Anglia

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego
Anglia

City zdemolowane przez Tottenham. Guardiola wyrównał niechlubny rekord z 2006 roku

Paweł Marszałkowski
10
City zdemolowane przez Tottenham. Guardiola wyrównał niechlubny rekord z 2006 roku
Anglia

Manchester City docenił Rodriego. Piękna ceremonia dla zdobywcy Złotej Piłki [WIDEO]

Arek Dobruchowski
0
Manchester City docenił Rodriego. Piękna ceremonia dla zdobywcy Złotej Piłki [WIDEO]

Komentarze

9 komentarzy

Loading...