Reklama

Starcie tytanów w półfinale Ligi Mistrzów

redakcja

Autor:redakcja

24 kwietnia 2018, 08:56 • 6 min czytania 13 komentarzy

Według aktualnego rankingu UEFA to dwie najlepsze drużyny Europy. Real legitymuje się najwyższym współczynnikiem, bo na przestrzeni ostatnich pięciu lat trzy razy wygrał Ligę Mistrzów, a dwa razy zakończył swoją przygodę na półfinale. Z kolei Bayern jest drugi dzięki temu, że raz wygrał, trzy razy doszedł do półfinału, a przed rokiem – właśnie po bezpośrednim starciu z Realem – odpadł w ćwierćfinale. W środę naprzeciw siebie w półfinale Ligi Mistrzów staną dwa finansowe i sportowe giganty. Wielcy przeciwnicy, którzy mają do wyrównania rachunki sprzed roku, kiedy to o mistrz Niemiec przegrał w mocno kontrowersyjnych okolicznościach. I naprawdę nie ma cienia przesady w nazywaniu tego starcia przedwczesnym finałem.

Starcie tytanów w półfinale Ligi Mistrzów

Abstrahując już od sędziowania, przed rokiem Bawarczycy mieli wielkiego pecha, bo tuż przed pierwszym meczem wypadł ich najlepszy piłkarz, w dodatku znajdujący się w rewelacyjnej formie. Cztery dni przed meczem z Realem Bayern podejmował Borussię Dortmund, a Robert Lewandowski najpierw kapitalnie przymierzył z rzutu wolnego, a później wywalczył i wykorzystał rzut karny. Problem w tym, że zdobywając jedenastkę upadł na bark, przez co nie mógł zagrać w pierwszym meczu z Królewskimi, a i w rewanżu także daleko było mu do optimum. Co więcej, było to o tyle pechowe, że Robert praktycznie w ogóle nie opuszcza spotkań z powodu kontuzji. Pod jego nieobecność partnerzy z Bayernu byli zupełnie bezzębni, zmarnowali rzut karny oraz dali się pokonać na własnym boisku. I na nic zdało się zwycięstwo w rewanżu, bo – po kontrowersyjnej czerwieni dla Vidala – mistrzowie Niemiec nie wytrzymali tempa w dogrywce.

Dziś jednak wiemy, że Robert jest zdrowy i wypoczęty, a także że w Monachium uczyniono wszystko, by mógł zagrać swój wielki mecz. Przede wszystkim Polak nie jest już tak eksploatowany jak w zeszłym sezonie, bo wreszcie ma zmiennika, dzięki któremu w ostatnim czasie co drugi mecz może zaczynać na ławce, a czasem w ogóle się z niej nie podnosi. W ogóle, gdyby chodziło o jakiegokolwiek innego zawodnika, można byłoby zacząć się niepokoić, bo przez ostatnie 3 miesiące w lidze Lewandowski tylko 4 z 11 meczów rozpoczął w podstawowym składzie. Dzięki temu ma dziś o 536 minut mniej w nogach niż w analogicznym okresie zeszłego sezonu. No i tym razem nie odniósł kontuzji przed meczem z Realem, bo nie podejmował większego ryzyka i zagrał w lidze tylko ogon. Ale swoją bramkę oczywiście udało mu się strzelić.

Podobnie sprawy mają się z Cristiano Ronaldo, który w ostatnim czasie dostał cztery mecze odpoczynku w lidze i w ogóle nie znalazł się w kadrze Realu. Jeżeli dodamy do tego wymuszony, opóźniony start spowodowany zawieszeniem po szturchnięciu arbitra w Superpucharze Hiszpanii, również otrzymamy niespotykanie niski wynik minutowy Portugalczyka. Ronaldo po raz ostatni mniej grał w… sezonie 2009/10, czyli pierwszym, który spędził w Realu. Wtedy Królewscy odpadli w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Lyonem, a w swoim pierwszym dwumeczu Copa del Rey z Acorcon. Natomiast w lidze Cristiano opuszczał w tamtym okresie mecze z powodu urazów i zawieszeń za czerwone kartki. Od tamtego czasu już nie zdarzyło mu się grać tak mało, co – jakkolwiek spojrzeć – bardzo mu obecnie służy.

Lewandowski i Ronaldo, mimo że są oszczędzani, to jednak – jako największe gwiazdy swoich zespołów – i tak są w ścisłej czołówce pod względem eksploatacji. Obaj dali się w tym względzie wyprzedzić tylko jednemu parterowi, który występuje w polu (odpowiednio Kimmichowi i Casemiro). Ogólnie jednak, patrząc po wszystkich piłkarzach i zaaplikowanym im obciążeniach, to jednak Bayern przystąpi do dwumeczu bardziej wypoczęty:

Reklama

Lewandowski i Ronaldo rozegrali niemal tyle samo minut, ale gdy spojrzy się na całe zespoły, Bawarczycy mają za sobą jednak mniejsze obciążenia – średnio każdy podstawowy piłkarz Bayernu rozegrał o niemal 400 minut mniej niż jego rywal z Realu. Z jednej strony Zidane słynie z umiejętnych rotacji i nawet w tym sezonie każdy z trzech w teorii nominalnych rezerwowych – Lucas Vázquez, Asensio i Isco – zagrał już przynajmniej 45 razy. Co więcej, Real szybko odpadł z Pucharu Króla oraz szybko sam wykluczył się z walki o mistrzostwo. A jednak w porównaniu z Bayernem, który na niemieckim rynku nie ma żadnej konkurencji, Królewscy są znacznie mocniej eksploatowani. Inna sprawa, że przed środowym starciem oba zespoły zadbały, by być w optymalnej formie fizycznej. Real swój ostatni mecz rozegrał w środę, więc dla niego przygotowania do półfinału będą trwać okrągły tydzień. Ale Bayern też tu nie może narzekać – jako pewny już mistrz Niemiec, w mocno przemeblowanym składzie ograł w sobotę Hannover 3:0.

Wspomniane mistrzostwo Niemiec to także jakiś atut Bayernu w starciu z Realem Madryt. Lewy i spółka coś już w tym sezonie wygrali, a przecież mają przed sobą jeszcze finał Pucharu Niemiec, przed którym są murowanym faworytem. Liga Mistrzów jest dla nich oczywiście ważnym celem, bo na ponowne wygranie jej chorują już od pięciu lat, ale też po porażce na tym froncie świat się dla nich nie zawali. Z pewnością to do Bawarczyków zdecydowanie bardziej pasuje stwierdzenie, że mogą, ale nie muszą. Co innego Królewscy, dla których będzie to wóz albo przewóz. Jeżeli odpadną z Bayernem, zostaną z niczym, a cały sezon będzie można zamknąć w trzech słowach – jedna wielka porażka. Jeśli jednak przejdą mistrzów Niemiec i pokonają ostatnią przeszkodę w finale, w nieprawdopodobny sposób zapiszą się w historii, wygrywając Ligę Mistrzów trzeci raz z rzędu i czwarty raz w przeciągu pięciu ostatnich lat. Jeżeli Real sięgnie po trofeum, nikt nawet nie piśnie złego słowa na cały sezon w wykonaniu Królewskich.

Jeśli jednak atutem Bayernu jest stosunkowo mniejsza presja, to atutem Realu jest Cristiano Ronaldo. To, co Portugalczyk wyprawia w Lidze Mistrzów, przechodzi ludzkie pojęcie:

Ostatnio Arkadiusz Malarz przypominał z przymrużeniem oka, że przed rokiem Ronaldo akurat jemu nie strzelił. A ten sezon w Lidze Mistrzów tylko podkreśla rangę tamtego osiągnięcia. Tym razem los absolutnie nie oszczędzał Królewskich, którzy – przed półfinałem z Bayernem – po dwa razy mierzyli się z Borussią Dortmund, Tottenhamem, PSG i Juventusem, a w każdym z tych ośmiu szlagierów Cristiano wpisywał się na listę strzelców. Przed rokiem zmasakrował też Bayern, aplikując mu w dwumeczu pięć goli i także tym razem z pewnością można powiązać potencjalny sukces Królewskich z formą strzelecką Portugalczyka.

Reklama

Tak jak Lewandowski może konkurować z Ronaldo pod względem liczb z całego sezonu, tak w samej Lidze Mistrzów zwyczajnie nie ma do niego podjazdu. Portugalczyk wygrywa z nim niemal pod każdym względem, a bardzo często jego przewaga jest wręcz druzgocąca. Na przykład pod względem goli, w których prowadzi w stosunku 15-5:

Ronaldo uwielbia błyszczeć w najważniejszych momentach, a Lewandowski stara się nadrabiać systematycznością. Jeżeli jednak ma jutro potwierdzić to, o czym hiszpańska prasa pisze od wielu tygodni – czyli że jest gotowy na Real – też potrzebuje błysku w meczu tej rangi. I to niekoniecznie takiego, jak przed pięcioma laty, kiedy na tym samym etapie rozgrywek i z tym samym rywalem zapakował cztery gole. Ale już wpisania się na listę strzelców jak najbardziej należy od Roberta oczekiwać. Bo jeśli obecny Bayern, na który przecież kilka miesięcy temu głośno narzekał sam Lewandowski, ma prawo myśleć o najważniejszym europejskim trofeum, to tylko z Polakiem prowadzącym go do zwycięstwa. Czyli z czynnikiem, którego – z przyczyn niezależnych – przed rokiem w Monachium najbardziej brakowało.

MICHAŁ SADOMSKI

Najnowsze

Anglia

Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Paweł Marszałkowski
2
Guardiola po laniu od Tottenhamu: Przez osiem lat nie przeżyliśmy czegoś podobnego

Liga Mistrzów

Komentarze

13 komentarzy

Loading...