Jak polscy piłkarze radzą sobie w Premier League, każdy doskonale wie. Naprawdę szanowani i doceniani są jedynie bramkarze. Zawodnicy z pola z reguły albo grają poniżej oczekiwań, albo nie grają w ogóle i próbują ciułać pojedyncze minuty. Jeśli ktoś mówi więc, że Polacy do angielskich realiów pasują jak Korwin-Mikke do Parlamentu Europejskiego, to trudno z takim zdaniem polemizować. Tym bardziej, jeśli spojrzymy na liczbę polskich bramek na boiskach Premier League. Mówiąc wprost – kalkulatory i liczydła jeszcze długo nie będą nam potrzebne.
W tym kontekście dzisiejsze trafienie Jana Bednarka to miód na serca wszystkich polskich fanów Premier League. Okoliczności i rywal tylko potęgują to wrażenie. W końcu Bednarek swojego premierowego gola zdobył już w ligowym debiucie dla Southampton. W dodatku przeciwko cały czas urzędującemu mistrzowi Anglii. Niezależnie od tego, jak dalej potoczy się jego kariera, tych kilkunastu sekund chwały nikt mu już nie zabierze.
Jednocześnie gol strzelony Chelsea jest dla Bednarka przepustką do mocno elitarnego klubu Polaków, którym udało się wpisać na listę strzelców w meczu Premier League. Skład na ten moment wygląda następująco:
1. Robert Warzycha
2. Marcin Wasilewski
3. Jan Bednarek
Koniec. Swoją drogą ciekawie się to wszystko układa, bo cała trójka występowała w nie najmocniejszych klubach, ale bramki wbijała prawdziwym gigantom. Tak wyglądał gol Warzychy strzelony Manchesterowi United (od 0:28):
A tak Wasilewskiego, który również dał się we znaki Czerwonym Diabłom.
Na upartego, choć z oczywistych względów bardziej w ramach ciekawostki, do zestawienia możemy dorzucić też bramkę, którą Grzegorz Rasiak strzelił Liverpoolowi w swoim debiucie w barwach Tottenhamu. Tak, wiemy, że sędzia tego gola nie uznał, ale z braku laku po prostu przypominamy, że coś takiego miało miejsce.
Podsumowując: Chelsea, Manchester United, Liverpool (a co, niech będzie) – całkiem imponująca lista, prawda? Niby tylko trzy gole, ale każdy z nich zyskuje na znaczeniu, gdy spojrzymy na przeciwnika. Doszukiwanie się patentów i drugiego dna radzimy jednak odpuścić. Każdą z tych bramek powinno się bowiem sprowadzić do magicznego hasła: Przypadek? Tak sądzę! Inna sprawa, że akurat takie przypadki lubimy jak cholera.
Fot. 400mm.pl