Lech dzisiaj nie zachwycił, ale zrobił swoje. Kolejorz miał przed sobą jasno określony cel – wygrać, nawet nie zważając na styl, dodatkowo liczyć na potknięcie Jagiellonii, i tym samym zapewnić sobie pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej. A co za tym idzie – znaleźć się na pole position w wyścigu o mistrzostwo Polski. Cel udało się osiągnąć, dzięki czemu w najbliższych spotkaniach poznaniacy przyjmą u siebie zarówno Legię, jak i Jagę. A wyniki, jakie osiągali przeciwko tym drużynom u siebie i na wyjeździe, są przecież jak niebo i ziemia.
Wiemy, że nasza liga często jest na bakier z jakąkolwiek logiką, ale dziś – patrząc na formę prezentowaną ostatnio przez obie drużyny – wynik mógł być tylko jeden. I mimo pewnych trudności w końcówce, wynikających z głupoty Barkrotha, niebiesko-biali sięgnęli po trzy punkty. Z jednej strony mieliśmy bowiem Górnika, będącego w lekkim odwrocie, bo ostatnie spotkanie wygrał 19 lutego (nie licząc walkowera za mecz z Piastem), zmęczonego pucharowym bojem z Legią w środku tygodnia, do tego kompletnie bezzębnego, pozbawionego dwóch podstawowych napastników – zawieszonego Angulo i kontuzjowanego Wolsztyńskiego. Z drugiej Lecha, który wygrał u siebie siedem ostatnich spotkań. Przy Bułgarskiej sromotnie poległa nawet będąca wówczas w bardzo dobrej formie Jagiellonia. Dodatkowo świetnie dysponowany jest Gytkjaer, który trafiał do siatki w pięciu ostatnich meczach. No a Górnik, mimo wysokiego miejsca w tabeli, ma mocno dziurawą defensywę. Do meczu z Lechem dał się pokonać już 43 razy i pod względem liczby straconych goli był szóstą najgorszą drużyną w całej stawce.
Pierwsza połowa, delikatnie mówiąc, nie wgniotła nas w fotel. Prędzej rozczarowała, bo długo nie działo się literalnie nic. Kiedy kibice zakończyli swój protest i pozwolili piłkarzom wrócić do gry, długo oglądaliśmy po prostu mecz, jakich w naszej Ekstraklasie wiele. Ot, kilka rwanych, przypadkowych akcji, jakieś długie piłki na dzielnie walczącego Jóźwiaka i odrobina zagrożenia ze strony zawsze groźnego po stałych fragmentach gry Górnika. Na tym kończył się jednak cały asortyment obu drużyn.
Raz Gajos podjął szybką, dobrą decyzję. Oddał mocny strzał z linii pola karnego, ale Loska nie miał żadnych problemów ze skuteczną interwencją. Później jeszcze Klupś, po sprytnym zgraniu głową Trałki, trafił w słupek. Agresywnie wychodził do niego Loska, co mocno utrudniło zadanie młodemu skrzydłowemu Kolejorza. Który co prawda nie trafił, ale i tak zaliczył bardzo udane spotkanie. Może nie był aż tak efektowny, jak w meczu z Wisłą, jednak po raz drugi potwierdził swój talent.
Lech, jak już ustaliliśmy, nie zachwycał, ale w końcu dopiął swego. Pierwszy moment sejsmiczny tego spotkania miał miejsce w pierwszej minucie doliczonego czasu gry (do pierwszej odsłony sędzia doliczył szesnaście minut). Górnik był zdezorganizowany, poza boiskiem leżał opatrywany Suarez, a przytomnością umysłu wykazał się Kostewycz. Ukrainiec przejął piłkę w środkowej strefie, ta po chwili trafiła do Gajosa, który popisał się świetnym otwierającym podaniem do Jóźwiaka. Młody skrzydłowy włączył gaz, popędził na bramkę i nie dał żadnych szans Losce.
Tuż przed zmianą stron dobrą okazję miał Kądzior, który po długim wrzucie z autu oddał groźny strzał, z którym poradził sobie Putnocky. No ale właśnie – po wrzucie z autu. Górnik istniał w tym spotkaniu tylko i wyłącznie za sprawą stałych fragmentów gry, do czego zdążył nas już zresztą w tym sezonie przyzwyczaić. Swoich szans szukali przede wszystkim rośli stoperzy, na czele z Suarezem. Próby paliły na panewce. Okazało się, że do zdobycia bramki potrzeba czegoś innego. Konkretnie głupoty Barkrotha, który kilkadziesiąt sekund po pojawieniu się na boisku, w niegroźnej sytuacji, zupełnie nieatakowany, zrobił to…
Nikogo dookoła, można rozpocząć kontrę, a Barkroth robi karnego dla rywali… To mógł być tylko on #LPOGÓR pic.twitter.com/FRmmLItKAf
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) April 7, 2018
Tym sposobem Szwed mógł niesamowicie skomplikować poznaniakom walkę o tytuł. Zamiast jako liderzy przyjmować Legię i Jagiellonię u siebie, mierzyliby się oni z tymi drużynami na wyjeździe. A wiemy, jak wiele by to zmieniło. W tym sezonie Lech pokonał Legię u siebie 3:0, Jagiellonię – 5:1. Na wyjeździe przegrał 1:2 i zremisował 1:1. Niebo a ziemia.
Od czego jest jednak niezawodny w tym sezonie Łukasz Trałka?
Pomocnik Lecha zdobył w tym sezonie już sześć bramek. Tym razem miał jednak niesamowicie dużo szczęścia. Oddał raczej lekki strzał, na który spokojnie czekał Loska. Piłka jednak… odbiła się tuż przed nim, przeleciała nad jego rękami i wpadła do bramki, wywołując szał wśród poznańskich kibiców. Cóż – kępa trawy zadecydowała o kluczowych rozstrzygnięciach w czubie tabeli.
W doliczonym czasie gry Górnika dobił jeszcze Radosław Majewski. Lech kończy więc sezon zasadniczy na pozycji lidera i ma wszystko w swoich rękach. A jeszcze nie tak dawno tracił do liderującej Jagiellonii osiem punktów…
[event_results 438074]
Fot. NewsPix.pl