Przypadek. Szczęście. Uśmiech losu. We współczesnym futbolu, w którym na najwyższym poziome wszystko rozkładane jest już do ostatniego atomu, te elementy i tak czasami są najważniejsze. Tak było 100 lat temu i tak będzie za kolejne 100 lat. W tym względzie piłka nigdy się nie zmieni. Tym razem fart pomógł Bayernowi przełamać hiszpańską klątwę. Bawarczycy z pięciu poprzednich wyjazdów na Półwysep Iberyjski wracali obici. We wtorkowy wieczór wygrali na stadionie Sevilli i są bardzo blisko półfinału Ligi Mistrzów.
Do 37. minuty gospodarze byli zespołem prezentującym się lepiej. Grali ciekawiej, kreatywniej, z większą werwą. Pablo Sarabia, nim uprzedził Juana Bernata i dał prowadzenie (goście domagali się odgwizdana ręki, ale nie było tu żadnej intencji), zmarnował wymarzoną sytuację. Po dośrodkowaniu z lewej strony piłka spadła pod jego nogi w polu karnym. Szansa co najmniej tak dobra jak jedenastka. Sarabia nawet nie trafił w bramkę…
Niewiele zapowiadało, że Bayern jeszcze przed przerwą będzie w stanie coś zdziałać. Ale wtedy do akcji wkroczył “pan przypadek”. Franck Ribery chciał podawać na środek pola karnego, ale ustawiony na prawej obronie Jesus Navas tak niefortunnie odbił piłkę, że ta zupełnie zmieniła kierunek. Zaskoczony David Soria (tylko dziewięć meczów w tym sezonie, pierwszy występ w 2018 roku!) nie zdołał zapobiec nieszczęściu. Odbił piłkę na słupek i ta przekroczyła linię. Zespół z Monachium miał też dużo szczęścia przy decydującej akcji. Po wrzutce Ribery’ego zamiarem Thiago było raczej odegranie do stojącego w świetle bramki Thomasa Muellera, lecz niekontrolowany rykoszet od Escudero sprawił, że Soria znów skapitulował. Sevilla niemalże strzeliła sobie dwa pechowe samobóje, choć formalnie bramkę zapisano na konto Thiago.
Trzeba jednak przyznać, że Bayern po wyrównaniu przejął kontrolę nad wydarzeniami i miał jeszcze kilka sytuacji. Sevilla biła już głową w mur i poza groźnym uderzeniem zza pola karnego rezerwowego Sandro Ramireza niewiele mogła zdziałać. Zgasł trochę Joaquin Correa, który rządził przed przerwą. Większa dojrzałość i klasa mistrza Niemiec dały o sobie znać.
Nie wspomnieliśmy jeszcze o Robercie Lewandowskim, ale nie za bardzo jest o czym pisać. Dla Polaka był to występ bez historii, ocierający się wręcz o anonimowość. Gdyby nie jedna akcja z końcówki, gdy w narożniku pola karnego minął Clementa Lengleta i niecelnie uderzył na dalszy róg, nie moglibyśmy stwierdzić nic poza tym, że “Lewy” grał od początku do końca. Obrona Sevilli wyłączyła go z gry, sprawy w swoje ręce musieli wziąć inni.
Najważniejszy był jednak cel drużynowy, a on został osiągnięty. Bayern do rewanżu może przystępować ze sporą zaliczką. Musiałoby się wydarzyć wiele złego, żeby losy dwumeczu jeszcze się odwróciły. Albo znów do akcji – i to chyba jeszcze bardziej – musiałby wkroczyć “pan przypadek”…
Sevilla – Bayern 1:2 (1:1)
1:0 – Sarabia 31′
1:1 – Navas 37′ sam
1:2 – Thiago 68′
Fot. newspix.pl