Paco Jemez mówił przed tym meczem, że Las Palmas jest w takiej sytuacji, iż jego podopieczni nie mogą sobie pozwolić na darowanie punktów Realowi Madryt. No cóż, to dość mocno życzeniowe myślenie, biorąc pod uwagę potencjał obu zespołów. Inna sprawa, że z Kanaryjczykami Królewscy nie za bardzo lubią grać – szczególnie w poprzednim sezonie męczyli się, dwukrotnie remisując.
Kibice dzisiejszych gospodarzy muszą bardzo tęsknić za tamtymi czasami – wówczas ich pupile byli odkryciem ligi, teraz są jej (prawie) czerwoną latarnią. Dlatego też Zidane stwierdził, starych demonów nie ma co się bać i wystawił na dzisiejsze spotkanie głównie rezerwowych. Francuz oszczędzał między innymi Toniego Kroosa, Marcelo, a nawet Cristiano Ronaldo. Inni, na przykład Ramos czy też Carvajal nie mogli wystąpić odpowiednio przez uraz oraz nagromadzenie żółtych kartek.
Jeśli chodzi o Portugalczyka, Zizou realizuje konkretny plan – nie chce męczyć go ligowymi wyjazdami, które dzisiaj już praktycznie nic nie znaczą dla Los Blancos, wszak ich sytuacja w tabeli wydaje się być rozstrzygnięta. Piłkarz z Madery ma się w tym czasie regenerować i kumulować siły na ważniejsze spotkania, takie jak na przykład dwumecz z Juventusem. Rok temu podobna taktyka przyniosła rewelacyjny efekt, więc nauczeni doświadczeniem Królewscy powtarzają ten manewr.
No i trzeba przyznać, iż jego nieobecność nie miała zbyt wielkiego wpływu na przebieg tej potyczki. Jeśli ktoś coś dzisiaj musiał, to Las Palmas. Jeśli ktoś coś mógł, to Real. Jeśli ktoś coś potrafił, to zdecydowanie także zespół gości. Kombinacyjne akcje mogliśmy oglądać regularnie, ale z drugiej strony były grane na takim luzie, że szwankowała nieco dokładność kluczowych zagrań. A to drybling został wykonany nieco niechlujnie, a to ktoś nie dopieścił podania co do milimetrów… W końcu jednak zrobił to Luka Modrić w 26. minucie, wykorzystując wysoko ustawioną obronę Kanaryjczyków. Chorwat zauważył Garetha Bale’a w blokach startowych, więc wypuścił go podaniem z własnej połowy. Walijczyk z kolei przebiegł dość swobodnie kilkadziesiąt metrów, wbiegł w pole karne z lewej strony i pewnym strzałem w kierunku drugiego słupka pokonał Chichizolę.
I to wystarczyło, aby podopieczni Paco Jemeza dali sobie siana z większym zaangażowaniem w tym meczu. Wcześniej jeszcze rozpychać się próbował Calleri, Halilović czasem pokusił się o jakiś rajd zakończony strzałem lub próbą otwierającego podania, ale potem? Załamanie rąk i dość duża bezradność. A także bezmyślność, taka jak w 38. minucie, gdy napastnik faulował we własnym polu karnym Lucasa Vazqueza. Z jedenastu metrów skutecznie uderzył Karim Benzema, dla którego był to pierwszy gol od ponad miesiąca.
W przerwie Paco przeprowadził dwie ofensywne zmiany – za Vicente Gomeza wprowadził Jairo, a za Michela Erika Exposito. Nawet nie będziemy oceniać czy słusznie, czy też nie, bo i tak nic to w zasadzie nie zmieniło – zwłaszcza że obrońcy gospodarzy w ogóle nie potrafili zachować dyscypliny. W 53. minucie bowiem kolejny rzut karny sprokurował Ximo Navarro faulując Bale’a, a po chwili było już 3:0 po strzale samej ofiary przewinienia. Zidane mógł więc wycofać z akcji kolejnych kluczowych graczy, czyli Modricia i Casemiro, których po godzinie zastąpili Kovacić oraz Llorente. Jeszcze w pierwszej połowie z kolei Nacho zmienił Achraf. Hiszpan był załamany kontuzją, jakby stało mu się coś naprawdę poważnego, lecz dziennikarze szybko poinformowali o naciągnięciu mięśnia dwugłowego, więc lada mecz Fernandez powinien znów być gotowy do gry.
Zidane może być jednak zadowolony nie tyle z wyniku dzisiejszego meczu, co postawy paru graczy. Na wyróżnienie zasługuje choćby Jesus Vallejo, który rozegrał bodaj najlepsze spotkanie w barwach Królewskich. Jasne, przeciwników nie miał wybitnych, lecz wcześniej nawet i w takich potyczkach zdarzało mu się wypadać blado. Dziś jednak spisał się naprawdę dobrze – odpowiednio się ustawiał, miał dobry timing, wygrywał pojedynki główkowe i te jeden na jednego. Co nikogo nie zaskakuje, dobry występ zaliczył także Lucas Vazquez, nawet pomimo tego, iż jego działania boiskowe nie miały przełożenia na liczby. Może mieć pretensje choćby do Benzemy, który w sytuacji sam na sam uderzył prosto w Chichizolę. Marco Asensio z kolei bywał niewidoczny przez pewne okresy, a z drugiej strony zagrał parę takich piłek, że momentalnie można było uciąć narzekania na niego.
Królewskim poszło zatem całkiem miło, łatwo i przyjemnie. Aż do tego stopnia, iż w Keylor Navas raz zapomniał się na tyle, że pozwolił podbiec do siebie dwóm przeciwnikom, a potem trafił piłką wprost w jednego z nich. Miał dużo szczęścia, bo rywal potem doskoczył do futbolówki, ale z półobrotu uderzył gdzieś w okolice sąsiedniej wyspy. Ale jeśli nie wykorzystuje się nawet takich prezentów, to o czym mu w ogóle mówimy… Dla Las Palmas mecz ten może znaczyć mniej więcej tyle, co kolejny krok w drodze po piłkarskiej zielonej mili. Wykonanie wyroku, to jest spadek do Segunda Division, coraz bliżej.
Las Palmas 0:3 Real Madryt (0:2)
Bale 26′
Benzema 39′
Bale 51′
Fot. NewsPix.pl