Kiedy pierwszy raz trafiłem na jego profil, musiałem dwa razy sprawdzić datę urodzenia. Trudno uwierzyć, że 21-letni Kuba Bokiej jest dziś skautem Manchesteru City, wcześniej pracował dla Leeds United, a oprócz tego od półtora roku prowadzi polską akademię w Leeds, z której kilku piłkarzy zdążyło już trafić do szkółek Manchesteru City, Leeds United czy Hull. W dzisiejszej „Angielskiej Robocie” Kuba opowiada o swojej drodze do miejsca, w którym jest obecnie, a także zabiera za kulisy szkolenia i młodzieżowego skautingu w Wielkiej Brytanii.
Jak w ogóle wylądowałeś w Anglii?
Wyjechałem w wieku piętnastu lat, razem z moim ojcem, który akurat zmieniał pracę. Sam zawsze byłem nastawiony na profesjonalną grę w piłkę. Po przyjeździe do Leeds zostałem szybko zweryfikowany, widziałem jak mocno odstaję przede wszystkim pod względem fizycznym, musiałem nauczyć się angielskiej piłki. Miałem to szczęście, że w pierwszym meczu w drużynie „Sunday League” zostałem zauważony przez skauta Leeds United, tak to wszystko się zaczęło. Poznałem szefa akademii i kilka innych osób w klubie. Te kontakty później znacznie ułatwiły mi pracę, mimo że wówczas się tego nie spodziewałem. Reasumując okazało się, iż jestem zwyczajnie za słaby, żeby grać na wysokim poziomie w Anglii, do tego zdrowie też nie pomagało.
Kontuzje?
Przez długi czas żaden lekarz nie był w stanie stwierdzić co mi jest, odczuwałem mocny ból w dolnym odcinku kręgosłupa, okazało się, że mam jedną nogę krótszą od drugiej, przez co kręgi kręgosłupa nacierają na siebie. David Beckham grał co prawda z dysproporcją dwóch centymetrów i żył, ale ja zdecydowałem się powiedzieć stop. Przez to musiałem szukać dla siebie alternatyw. Widziałem wtedy bardzo dużo Polaków, którzy mimo tego, że potrafili grać w piłkę, nie mieli pojęcia gdzie się udać, aby dostać szansę w profesjonalnym klubie, a to co się działo wówczas w polskich akademiach wyglądało po prostu fatalnie. Często ludzie, którzy się za to biorą nie mają pojęcia co robią.
Jest źle?
Szczerze? Katastrofa. Naprawdę znam kilka lub kilkanaście przypadków, gdzie ludzie próbowali szybko zarobić, obiecywali dziwne rzeczy, wyjazdy, obozy, turnieje, a później nagle ich już nie było. Zero zainteresowania rozwojem zawodnika, treningi w stylu „jakoś to będzie”. Sam nie chciałbym się pod czymś takim podpisywać, bo zwyczajnie jest to słabe. Miałem plan na swoją akademię już od kilku lat, na pewno dużo pomogły mi kontakty, które złapałem grając lub ocierając się o poważne kluby. Przez to jesteśmy teraz w stanie wysłać na testy do profesjonalnego klubu każdego wyróżniającego się zawodnika z Polish Football Academy. Dużo większą wartość ma dla mnie debiut wychowanka w barwach Manchesteru City czy jakimkolwiek innym klubie niż wygranie meczu ligowego, albo całej ligi. Co z tego, że wygramy przysłowiowy „puchar z papieru”? Postawię go na półkę, a za 5 lat żaden z chłopaków, którzy go wywalczyli nie będzie już grał w piłkę, bo nie chciałem go wysyłać do profesjonalnego klubu wcześniej, żeby nie osłabił mojej drużyny?! Przecież to jest jeden wielki absurd! Dla mnie największą nagrodą jest wprowadzanie zawodnika do profesjonalnej piłki. Moja akademia nie gra meczów ligowych, co jakiś czas jedynie występujemy w turniejach, a także w spotkaniach towarzyskich przeciwko profesjonalnym klubom. Ktoś oczywiście może to krytykować, czasami nie podoba się to rodzicom, ale taki od początku był i jest nasz plan.
Początki były trudne? Zakładam, że to nie wygląda na zasadzie: postanawiam, że jutro otwieram szkółkę dla Polaków gdzieś w Anglii i następnego dnia zaczynam treningi.
Kiedy prowadziłem pierwszy trening miałem 19 lat, na pewno bez pomocy swojego ojca nie byłbym w stanie przeprowadzić tak sprawnie wszystkich regulacji prawnych, zakładania firmy itd. Bardzo dużo mu zawdzięczam, dzięki niemu wszystko zawsze było dopilnowane i na czas. Dla mnie wówczas to była czarna magia, teraz mam nadzieję jest trochę lepiej, mimo wszystko zajmuję się stroną sportową i marketingiem. Na pewno też postrzeganie PFA było inne, można wszystko ładnie opisać w sieci, można wrzucić ładne zdjęcia i super zapowiedzi, ale wiesz na początku było postrzeganie w stylu „Co to za gówniarz? On to prowadzi czy tam gra?” (śmiech). Trzeba było coś udowodnić, ale myślę, że ten etap już za nami. Rodzice przyszli, zobaczyli, że nie ma źle, nie robimy żadnej patologii, a co więcej – jest nieźle. I dalej już jakoś poszło.
Od wielu drzwi odbiłeś się przez swój młody wiek?
Bardzo lubię Polskę i Polaków, ale czasami jesteśmy trudnym narodem do współpracy. Kilka osób próbowało traktować mnie z góry, bo są dwa lub trzy razy starsi ode mnie. Zawsze podchodzę do rodziców i wszystkich ludzi związanych z akademią z dużym szacunkiem, ale też nie pozwolę sobie na to, by ktoś mi wmawiał, że robię coś źle, bo jestem młody. OK, mam tego świadomość, iż coś robię źle, ale jestem zdania, że jeśli sam nie dostanę po dupie, to inaczej się tego nie nauczę. Jestem pewny, że dalej będę popełniał błędy, lecz głęboko wierzę w to, że będzie ich coraz mniej.
Jeśli mówimy o skautingu podczas współpracy z Leeds United czy Manchesterem City to nigdy nie odczułem tego, aby ktoś traktował mnie z góry czy w sposób lekceważący. W klubach zawsze było podejście, że jeśli daje im gościa, który potrafi grać w piłkę i faktycznie jest dobry, to nie ma znaczenia czy mam 20 czy 60 lat. Grunt, żeby zawodnik robił dobrą robotę.
Wiem, że sporo ludzi będzie mi bardzo uważnie patrzeć na ręce. Wiem też, że będą ludzie, którzy zawsze stworzą problemy. Kiedyś starałem się na to reagować, ale przeszło mi. Doszło do mnie, że nigdy tego typu ludzi nie wyeliminuję, dlatego spływa po mnie ich zdanie.
Mówisz, że sporo „polskich” akademii zostaje otwartych wyłącznie dla hajsu.
Grubą kreską odcinam od tej teorii Londyn, bo tam robią naprawdę fajną robotę, wymieniłbym co najmniej 5-6 akademii, które bardzo profesjonalnie pracują z młodymi piłkarzami. Jednak jest też sporo „akademii kukułek”, gdzie treningi wyglądają jak w-f w polskiej szkole, kiedy masz zastępstwo z nauczycielką od matematyki. Kopanie o ścianę, materace zamiast bramek, wszyscy mają gdzieś, co się dzieje. Najgorsze jest to, że i w takich „akademiach” zdarzają się perełki, ze względu na to, że jest to na przykład jedyna polska akademia piłkarska w regionie. Schemat zazwyczaj wygląda podobnie – drużyna gra w lidze, jeden-dwóch gości się wyróżnia, reszta stara się nie przeszkadzać, drużyna przegrywa, a rodacy trzymają się dalej razem. I wszystko fajnie, tylko najbardziej odbija się to na tych zawodnikach, którzy faktycznie potrafią grać w piłkę. Taki zawodnik kończy w końcu 15 lat i nie wie co ze sobą zrobić, bo nikt nie dał mu szansy na rozwój, szansy zaprezentowania swoich umiejętności przed poważnymi ludźmi. To frustrujące. Jak już wcześniej wspomniałem akademie są zamknięte, sam nie możesz się zgłosić, że chcesz tam grać. Co jakiś czas niektóre kluby organizują „open trial”, ale w ciągu kilku godzin klub raczej nie jest w stanie miarodajnie ocenić zawodnika.
Czyli: albo skaut, albo polecenie.
Dokładnie tak. Mam właśnie podobną sytuację. Dołączył do nas młody chłopak, który przez kilka lat był szkolony w klubie polskiej ekstraklasy. Według mnie – bardzo dobry piłkarz. Rodzice chcieli, aby trafił on od razu do profesjonalnego klubu po przyjeździe do Anglii, ale uderzali głową w mur, którego nie byli w stanie przeskoczyć. Cieszę się, że trafił on do nas. Może być taka sytuacja, że za moment trafi do poważnego klubu, co pozwoli optymalnie wykorzystać jego potencjał. Zmierzam do tego, iż często zdarzają się takie sytuacje, że przyjeżdża młody chłopak z Polski, gdzie grał na przyzwoitym poziomie i musi trenować w parku, dlatego też staramy się kreować inne możliwości dla tych zawodników.
W Polish Football Academy zamykacie się tylko na Polaków?
Nie zamykamy się tylko na Polaków, ale prowadzimy treningi w języku polskim. Mieliśmy kliku obcokrajowców, lecz mimo wszystko było im bardzo trudno zrozumieć wszystko co staramy się przekazać zawodnikom podczas treningu, a nie mamy wystarczająco dużo czasu, żeby tłumaczyć coś najpierw w języku polskim, a później w języku angielskim. Jeśli jednak ktoś ma ochotę pracować z nami według naszych zasad – drzwi otwarte.
Poza trenowaniem czujesz jakąś taką misję spajania społeczności Polaków na wyspach? Stworzenia im takiej małej ojczyzny?
Misja to może zbyt duże słowo, ale na pewno staramy się w jakiś sposób oderwać dzieci od komputerów, tabletów, gier, a w późniejszym okresie także od alkoholu i narkotyków, tak aby mogły całą swoją enegergie skupiać na treningach. Wiadomo, nie każdy z tych dzieci zostanie zawodowym piłkarzem, ale jeśli odciągniemy choćby jedną osobę od alkoholu i narkotyków, i damy jej szansę w piłce, którą wykorzysta, to już będzie olbrzymi sukces.
Organizujecie poza treningami jakieś spotkania dla Polaków w Leeds?
Zdarzają się jakieś małe eventy, imprezy. W poprzednim sezonie Leeds United zrobiło wielki ukłon w naszą stronę dając nam możliwość zrobienia zakończenia sezonu w swoim ośrodku treningowym. Zawodnicy PFA mieli okazję trenować na tym samym boisku, na którym chwilę wcześniej trenował Mateusz Klich z całą drużyną, a wcześniej do meczów przygotowywali się tam Rio Ferdinand, James Milner czy Danny Rose. To daje olbrzymiego kopa do ciężkiej pracy. Zawodnicy widzą, że to wszystko staje się namacalne, że jest to bliżej niż mogłoby się wydawać. Takie sytuacje działają na wyobraźnie, dzisiaj grasz w Polish Football Academy, robisz postępy, wyróżniasz się i zaraz trafiasz w to samo miejsce, gdzie zawodnicy, którzy w dzieciństwie byli twoimi idolami. W zeszłym roku byliśmy także na międzynarodowym turnieju piłkarskim w Londynie tam mogliśmy sobie pozwolić na trochę dłuższą chwilę integracji. Staramy się także włączać w akcje charytatywne, ale nie lubię o tym opowiadać. Pomagamy bo chcemy, a nie dlatego żeby sobie zrobić tym na siłę dobry PR w mediach.
Jaka jest wasza skala rozwoju? Działacie od półtora roku.
Na pewno duża. Na pierwszym treningu, który organizowaliśmy przyszło 28 zawodników, duży rozstrzał, jeśli chodzi o grupy wiekowe, było trudno cokolwiek zrobić, ale mimo wszystko daliśmy radę, z treningu na trening te liczby wzrastały. W pewnym momencie w tym samym czasie trenowało 90 zawodników. Wtedy zapaliła mi się czerowna lampka. Okej, jest fajnie, bo jest dużo dzieci, super, ale to nie wpływało najlepiej na rozwój dla tych, którzy byli z nami już od dłuższego czasu. Wtedy powiedzieliśmy stop. Wstrzymaliśmy cały marketing i postanowiliśmy postawić na jakość. Na teraz mamy około 120 zawodników na liście, 70-80 regularnie trenujących. Najbardziej budujące jest to, że bardzo dużo z tych 28 zawodników, którzy pojawili się na pierwszym treningu, pozostało z nami do dzisiaj.
Spotkaliście się z wrogością tych innych szkółek, o których mówiłeś?
Umówmy się – nie kochamy się, takie są fakty, nie będę próbował elokwentnie tego tuszować, ale to nie ma tak naprawdę żadnego znaczenia. Często można spotkać też bardzo normalnych ludzi, dlatego nie chciałbym tego wszystkiego generalizować. Nie twierdzę, że nasza akademia jest najlepsza, ale wiem, iż jest dobra bo wierzę w to co robię i w ludzi, którzy mi w tym pomagają. Cieszy mnie to, że na treningi przyjeżdżają do nas zawodnicy z miast oddalonych od Leeds o spory kawałek. Mamy zawodniców z Sheffield, Doncaster, Scunthorpe, Hull, Huddersfield… to są odległości 50, 80, czasem nawet 100 kilometrów, a trzeba przyjechać na trening 2-3 razy w tygodniu. Mi to imponuje, doceniam poświęcenie rodziców i cieszę się, że mają do nas takie zaufanie.
Pewnie są wśród nich rodzice, którzy zmieniają tę inną akademię na waszą.
Są takie przypadki. Często zdarzają się jakieś „szpileczki”. Wiesz spojrzenie jest takie – gówniarz i jeszcze w miarę mu idzie…
Młody i się powodzi – nie cierpimy tego.
Na początku miałem taki okres, że mnie to denerwowało, ale w tym momencie zupełnie to po mnie spływa. Dużo nauczyło mnie to półtora roku nie tylko sportowo, ale mocno ukształtowało mnie mentalnie.
Oprócz pracy w akademii, skautujesz dla Manchesteru City, wcześniej dla Leeds. Jak znajdujesz na to czas?
Zdarzają się dni, że jest trudno się „odkręcić”, ale staram się wykorzystać ten czas na maksa. Dzisiaj to najlepszy przykład, rano musiałem pojawić się w akademii Manchesteru City, aby zdać raporty na temat obserowanych przeze mnie zawodników, chwilę później rozmowy z rodzicami kolejnych potencjalnych wzmocnień akademii, wieczorem trening Polish Football Academy, no i jestem. Najgorsze jest to, że jeszcze czasami trzeba pójść spać i coś zjeść (śmiech).
Patrzę na zegarek – grubo po północy czasu polskiego.
A jutro od rana walczymy dalej! (śmiech)
Do tego dochodzą jeszcze obserwacje meczów?
Tak. Głównie zajmuję się zawodnikami w wieku od 8 do 12 lat, ale tak naprawdę jest to przedział między 4-16 lat. Działam tutaj, w regionie Leeds, które jest około 70 kilometrów od Manchesteru. Odpal sobie mapę, będzie mi to łatwiej wyjaśnić.
A więc 60-70 kilometrów na wschód od Manchesteru mamy Leeds czyli region, za który odpowiadam. Mój główny cel to wyłapywanie zawodników z największym potencjałem właśnie w Leeds, ale często zdarza mi się odwiedzić Bradford, Wakefield czy Barnsley. Dodatkowo skupiam się także na Polakach, bo przecież u siebie mam ich podanych na talerzu, a wyróżniających się chłopaków w rejonie zdążyłem już poznać
Jeśli trafiasz na zdolnego chłopaka, ale nie na tyle zdolnego, by poszedł do City, możesz go polecić do mniejszego klubu?
Manchester City ma pierwszeństwo, jeśli klub mimo tego zdecyduje się przetestować zawodnika mimo tego, że zaznaczyłem, że jest to zawodnik ciekawy, ale nie na poziom ManCity Academy. To często tacy zawodnicy dostają szansę w Manchester City Select lub w Manchester City Development Centre czyli tak jakby rezerwowych drużynach juniorskich Manchesteru City. Jeśli wówczas zawodnik faktycznie potwierdzi, iż nie jest gotowy na Manchester City, to mam otwartą drogę, aby pomóc mu trafić do innego klubu.
Jest jakaś siatka klubów preferowanych, gdzie wysyła się zawodnika, który nie dostaje się do akademii City?
Przed kilkoma dniami mieliśmy właśnie taką sytuację. W City U10 mieliśmy naszego zawodnika, który według mnie prędzej czy później wróci do ManCity, ale trenerzy uznali, że będzie lepiej dla jego rozwoju, żeby trafił do Sheffield Wednesday. Wiadomo, to wielkie wyróżnienie być częścią Manchesteru City, ale jeśli nie dostajesz minut, to zatrzymujesz się w rozwoju.
Zanim zacząłeś wraz z akademią współpracować z City, było – bardziej lokalnie – Leeds. Skąd ta zmiana?
Było o nas dosyć głośno w środowisku, znaliśmy się z szefem akademii Leeds United, klub szybko zainteresował się naszym projektem, przedstawiliśmy im plan rozwoju akademii, a kilka dni później zaczęliśmy współpracę, którą mimo wszystko wspominam bardzo dobrze. Jako pierwszy szansę w Leeds dostał 8-letni wówczas Oskar Woźniczka, który zrobił furorę strzelając sześć goli w grze wewnętrznej, a jego drużyna wygrała 7:1. Podszedł wtedy do mnie jego trener, złapał się za głowę i zapytał „skąd wy go wzięliście?”, takie sytuacje budowały u nas pewność siebie, wiedzieliśmy iż cała akademia idzie w dorbym kierunku. Oskar ostatecznie wylądował w Hull City ze względu na to, że rodzice mają znacznie bliżej do Hull niż do Leeds. Co ciekawe Woźniczka już gra z rocznikiem starszym w Hull City Academy, bo mocno wyróżniał się w swojej grupie wiekowej. Leeds United przez takie sytuacje jeszcze bardziej było zainteresowane naszymi zawodnikami, mimo wszystko nie chcieliśmy wozić naszych zawodników tabunami do klubu. Musieliśmy mieć pewność, że zawodnik jest gotowy i sportowo, i mentalnie, żeby udźwignąć presję. Etap współpracy z Leeds United uważam za cenną lekcję, a także duże wyróżnienie dla całej akdemii. W połowie 2017 zdecydowaliśmy się jednak zamienić Leeds United na Manchester City. Przemówiła do nas bardziej forma współpracy z klubem, oprócz współpracy na linii akademia-akademia, co jakiś czas nasi zawodnicy dostają od nas bilety na mecze Manchesteru City w Lidze Mistrzów, Premier League czy FA Cup. W zeszłym sezonie całą akademią wybraliśmy się na finał FA Youth Cup, czyli najbardziej prestiżowych młodzieżowych rozgrywek w Anglii, gdzie Manchester City mierzył się z Chelsea. Niedługo rozegramy także kolejne sparingi z grupami młodzieżowymi Manchesteru City, a także nasi zawodnicy pojadą na treningi do akademii City, aby odbyć treningi pod ich treneró. Mamy jeszcze kilka małych planów związanych z tą współpracą, ale na chwilę obecną nie mogę o nich rozmawiać.
Kuba z Oskarem Woźniczką
Ty byłeś zawsze w pakiecie?
Dobre pytanie. Leeds współpracowało z Polish Football Academy, Manchester współpracuje bardziej personalnie ze mną. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo tak naprawdę jeśli ludzie ze środowiska widzą Polish Football Academy – myślą Jakub Bokiej, a jeśli widzą mnie myślą – Polish Football Academy. Jako ciekawostkę mogę dodać, że chcieliśmy kontynuować współpracę z Leeds jako PFA i pracować z ManCity, ale jak się okazuje nie można mieć ciastka i zjeść ciastko (śmiech). Dlatego Manchester City.
Czytam sobie twój profil i widzę: 21 lat, w CV praca dla Leeds United, obecnie skaut Manchesteru City, na koncie otwarta akademia piłkarska w Leeds. Szybko poszło.
Zabrzmiało co najmniej, jakbym miał odcinać kupony (śmiech). Mam świadomość, że na papierze wygląda to całkiem solidnie, ale wiem też jak dużo pracy jest przede mną, aby faktycznie coś znaczyć w angielskiej piłce. Cieszę się z tego, gdzie aktualnie jestem, ale dalej zostaję „głodny” i chcę iść dalej, rozwijać się. Zbieram kolejne doświadczenia, staram się nie stać w miejscu, to fajne, że możesz wyskoczyć obejrzeć trening Manchesteru City, a przy okazji spotkać siedzących na trybunach obok ciebie Wayne’a Rooneya czy Darrena Fletchera i zamienić z nimi kilka słów. Co ciekawe Rooney ma syna, który akutualnie gra w drużynach młodzieżowych Manchesteru City. Dlaczego? Nie chcę być bezczelny, ale wydaje mi się, że to zwyczajnie lepsza akademia niż United.
No i City gra najładniej na świecie, a United – brzydko.
Co oczywiście nie ma żadnego znaczenia co do tego, gdzie chłopak lepiej się rozwinie (śmiech). Ale wiadomo, działa na podświadomość. To trochę tak jak u nas w akademii – Bartek Białkowski zdecydował się użyczyć nam swojego wizerunku za co mu bardzo dziękuję, jest na plakatach, ulotkach etc., czy to coś daje mojej akademii, jeśli chodzi o szkolenie? Zupełnie nic, ale podejrzewam, że rodzic chcący zapisać dziecko do akademii zobaczy taki plakat i pomyśli „kurde, jak Białkowski się pod tym podpisuje, to chyba nie ma lipy”.
Paru chłopaków od was już poszło wyżej. Wiśniewski jest w Leeds, wspomniany Woźniczka w Hull, Hebda i Figurny w Manchesterze City.
Niestety Bartek Wiśniewski został niedawno odrzucony z Leeds United, z czego byłem bardzo niezadowolony, bo kilkakrotnie byłem zapewniany, że dostanie on nową umowę. Oskar Woźniczka przedłużył swój kontrakt z Hull City na kolejny rok i jak wspominałem wcześniej trenuje z grupą starszą. W Hull mamy także 11-letniego bramkarza Kornela Miściura – super charakter, zadziora, wiecznie niezadowolony, cały czas chce więcej. Oprócz tego mamy bardzo ciekawego chłopaka w Manchesterze City U14, napastnik 185 cm wzrostu, silny, szybki, który ma bardzo ciekawą historię. Kiedyś skontaktowała się ze mną jego mama, przyjechałem na jeden z jego meczów Sunday League. Wyglądał fajnie, ale nie powalił mnie na kolana. Postanowiliśmy zacząć współpracować indywidualnie. Zaczęliśmy od podstaw, było widać olbrzymie postępy, w bardzo krótkim czasie. Pierwszy klub do którego trafił to Bradford City. Ze względu na warunki fizyczne bardzo chciał go sprawdzić w roli środkowego obrońcy, a po miesiącu czasu go odpalił, uznając że się nie nadaje… Kuba pracował dalej i klika miesięcy później wylądował w Manchesterze City, a w pierwszych 5 meczach strzelił 6 goli, teraz czekamy na decyzję czy klub zechce zaproponować mu umowę.
Bardzo frustrująca była sytuacja z Bradford, które chciało z typowego napastnika zrobić środkowego obrońcę. Skauting, skautingiem, ale takie sytuacje się zdarzają. Widzą wysokiego chłopa, więc z automatu jest myślenie: stoper. Nauczy się mocno kopać na lewe, prawe skrzydło i mamy super piłkarza, ale nie zawsze to tak działa.
Co macie z tego, że wasz zawodnik idzie do City?
Jak mawiał klasyk: uśmiech dziecka. Jakbym ci pokazał zapisy w umowach skautów na kwoty rzędu 25-50 funtów, jeśli zawodnik z danego pułapu wiekowego podpisze kontrakt, to jest śmiech. Nie chcę tego szerzej komentować. W Leeds był taki zapis, że jeśli zawodnik, którego polecisz, zadebiutuje w pierwszej drużynie, dostajesz tysiąc funtów. Jakkolwiek na to spojrzeć, średnio się to opłaca. My, jako akademia, nie dostajemy żadnego sprzętu, niczego, ale też tego nie oczekujemy. Dla nas priorytetem jest, by chłopak poszedł gdzieś i robił tam dobrą robotę. Czy klub rzuci nam za to 5, 10, 15 piłek, czy kompletnie nic, to sprawa drugorzędna.
Skaut, który polecił Jacka Wilshere’a do Arsenalu też dostał marne grosze porównując to z pieniędzmi, jakie Wilshere jest dziś wart.
Z tego nie ma pieniędzy, takie są fakty.
Podobno Manchester City w wielu miastach ma więcej skautów niż kluby z danego miasta. Tak jest też w Leeds?
Nie znam liczb, ale z tego, co się orientuję, bo znam ludzi i z jednego, i z drugiego klubu, to tych z City jest tutaj więcej. Aczkolwiek liczbowo nie chcę walnąć ci jakiejś ściemy. Pieniądze, jakie Manchester City wkłada w skauting, to jest niesamowita suma.
Michael Calvin mówił mi o sumie rzędu 2 milionów funtów rocznie na sam skauting młodzieżowy.
Najbardziej imponuje mi to, że gdziekolwiek się nie obrócisz szukając dzieciaków to widzisz znajomą twarz z notesem (śmiech).
Z The Citizens kojarzy mi się historia chłopaka, trzylatka, którego mama wrzuciła na YouTube wideo, jak kopie piłkę w ogródku, a parę dni później do drzwi ich domu zapukał już skaut Manchesteru City. Jak w ogóle można ocenić, czy taki 3-, 4-latek może wyrosnąć na piłkarza?
City stara się zapraszać zawodników najszybciej, jak tylko może. Dlatego też organizuje tzw. Fun Day, gdzie 3,4-latkowie mają trening z trenerami akademii. Na przykład w Leeds co jakiś czas jest taki dzień organizowany, w innych miastach z regionu również. Nie ma tam nie wiadomo jakiego poziomu, gry z klepy, ale można z tego coś wywnioskować. Jeśli na tak szybkim etapie odkryjesz dzieciaka, uprzedzasz konkurencję. Te dzieci wcześniej widzieli tylko rodzice, jak te kopały piłkę w ogródku, bo żadne z nich raczej nie gra jeszcze w żadnej lidze ani klubie.
Co jesteś w stanie ocenić u takiego dziecka, które nie tak dawno jeszcze chodziło na czworaka?
Koordynację ruchową, jak ustawia nogi przy biegu, jak szybko biega, prowadzenie piłki. Powiem ci, że zdarzają się 4-latkowie, którzy prowadzą piłkę lepiej niż chłopcy o 3-4 lata starsi.
Trudno jeszcze ocenić skuteczność takich działań, bo dopiero od paru lat na takich chłopaków panuje boom.
Myślę, że ci, którzy przejdą tę drogę, od 4-latka w szkółce klubu do pierwszego zespołu, to będzie jakiś nieznaczny ułamek. Wielu pewnie po drodze w ogóle zrezygnuje z piłki, wybierze inny zawód, nie rozwinie się. Część odpadnie w wieku 16 lat, gdy do klubów przyjdą najbardziej utalentowani zawodnicy z zagranicy. Ci, którzy przetrwają, dostaną dwuletnie stypendium i albo pierwszy zawodowy kontrakt, albo zostaną odstrzeleni przed jego podpisaniem. Droga jest długa.
Widziałem, że akademię wspierają choćby Bartek Białkowski czy Mateusz Klich.
Zarówno Bartek jak i Mateusz to świetne osoby. Poznałem kilkunastu piłkarzy na przestrzeni ostatnich lat i naprawdę bardzo rzadko można spotkać tak normalnych ludzi. Jako pierwszy na współpracę z Polish Football Academy zdecydował się Bartek Białkowski. Przedstawiłem mu wszystko, krok po kroku, opowiedziałem mu jak i dlaczego funkcjonujemy. Bartkowi pomysł raczej przypadł do gustu, dlatego zdecydował się zostać ambasadorem akademii. Zależało mi na tym, żeby ktoś z zawodowych piłkarzy tutaj, w Wielkiej Brytanii, chciał się podpisać pod naszym projektem, bo mocno pomaga. Marketingowo wygląda to dobrze, a i Bartek, tak myślę, nie musi się za nas wstydzić. Jeszcze nia miał czasu nas odwiedzić, ale często rozmawiamy, przysyła nam koszulki na mikołajki, licytacje itd. Fenomenem jest też sytuacja, jak kiedyś nie wiedziałem czy będę w Leeds, a akurat w tym dniu Leeds United grało z Ipswich Town, 3 godziny przed meczem nagle dzwoni Bartek z pytaniem „czy mamy bilety? A jak nie, to czy chcemy?”. Zaimponował mi tym. Koniec końców mogliśmy obejrzeć go na żywo. Bardzo dobrze wspominam także Mateusza Klicha, który również pomagał z koszulkami, ale też znalazł chwilę czasu, aby wpaść do nas na trening, że nie wspomnę o tym jak ganialiśmy po galerii handlowej, aby podpisał kilka koszulek, bluz i gadżetów dla dzieci tuż przed treningiem. Zawsze uśmiechnięty i zawsze pomocny.
Reprezentanci kraju wspierający projekt to jedno, ale pewnie twoją ambicją jest wysłać zawodnika z Polish Football Academy do reprezentacji? Jak wyglądają wasze kontakty z PZPN?
Wiadomo, PZPN nie jest w stanie objąć naszej akademii patronatem, bo zaraz 10 kolejnych akademii zarzucałoby im stronniczość. Jestem w stałym kontakcie z Maciejem Chorążykiem. W październiku 6 naszych zawodników zostało zaproszone na spotaknie PZPN w Londynie. Myślę, że mogłoby to lepiej funkcjonować, ale nie mogę specjalnie narzekać.
PZPN o waszych piłkarzach wie?
Przede wszystkim PZPN interesuje się zawodnikami, którzy mają 13,14,15 lat a u nas w akademii to te najstarsze grupy. Myślę, że z czasem będzie to coraz lepiej funcjonować. Na pewno jest kliku naszych chłopaków w bazie PZPN. Głęboko wierzę w to, że chociaż jeden zawodnik w ciągu najbliższych pięciu lat z całej akademii będzie miał przyjemność wyjść z orzełkiem na piersi i reprezentować Polskę w kadrach młodzieżowych.
Rozmawiał SZYMON PODSTUFKA
fot. Facebook Kuby/Facebook Polish Football Academy