Troszeczkę nam zamieszanie wokół polskich sędziów przycichło i traktujemy to jako dobry omen. Po średnio udanym spotkaniu w Lidze Mistrzów Szymon Marciniak dostał kilka dni zasłużonego odpoczynku, natomiast jego koledzy wreszcie zeszli z pierwszego planu w ekstraklasie. 28. seria gier była bowiem z tych udanych dla panów z gwizdkiem – w większości przypadków nie popełniali rażących błędów oraz, co za tym idzie, nie wypaczali wyników spotkań. Czyli po okresie pewnych zawirowań znów wykonywali swoją robotę jak należy.
Tak naprawdę najpoważniejsze zastrzeżenia możemy mieć do Tomasza Kwiatkowskiego, który prowadził mecz Śląska z Wisłą Płock. Bardzo, ale to bardzo nie podoba nam się rzut karny podyktowany dla gospodarzy po wejściu Kante i upadku Chrapka. Zobaczcie zresztą sami:
Dla nas to nie jest rzut karny, co zresztą wpisuje się w zalecenia IFAB, by tego typu miękkich kontaktów nie gwizdać. Widać też jak na dłoni, że Chrapek mnóstwo dołożył tu od siebie. Cała wina spada tutaj na barki sędziego Kwiatkowskiego, który zinterpretował tego typu błahe starcie jako faul lub – pisząc wprost – zwyczajnie dał się pomocnikowi Śląska nabrać. Sędziowie VAR nie mogli już tego odkręcić, bo – jako że jakiś delikatny kontakt tam jednak był – nie była to sytuacja jednoznaczna, więc nie mogli zainterweniować. Interweniujemy jednak my i odbieramy gospodarzom gola strzelonego z tego niby-karnego. W niewydrukowanej tabeli spotkanie wygrywa Wisła Płock.
Drugim i ostatnim większym błędem sędziowskim w tej serii gier było oszczędzenie przez Daniela Stefańskiego Adama Chrzanowskiego w meczu Lecha z Lechią. Młody obrońca gości, mając już żółtą kartkę na koncie, w dość brutalny sposób sieknął łokciem w głowę Gytkjaera i tym zagraniem powinien pożegnać się z publicznością w Poznaniu. Jako że na zegarze mieliśmy już 84. minutę gry, a wynik brzmiał 3:0 dla Lecha, z pewnością nie była to pomyłka bolesna w skutkach. Zgodnie z zasadami niewydrukowanej tabeli uwzględniamy ją jednak w kolumnach “sędzia pomógł” i “sędzia zaszkodził”.
Sporo kontrowersji mieliśmy w spotkaniu Korony z Górnikiem, ale naszym zdaniem Krzysztof Jakubik wyszedł z niego z tarczą. Raz, nie czepiamy się go, że nie podyktował jedenastki dla gości po starciu Dejmka z Suarezem – mieliśmy tam obustronne szarpanie (równie dobrze mógł być rzut wolny dla Korony), a także trochę teatru w wykonaniu Hiszpana, a zatem puszczenie gry było najlepszym wyjściem. Dwa, w groźnie wyglądającym starciu Możdżenia z Angulo jednak trochę zabrakło do bezpośredniej czerwonej kartki dla tego pierwszego. Trzy, przy golu Angulo Wolsztyński był na oczywistym spalonym, więc VAR słusznie go anulował. I cztery, Żubrowski słusznie wyleciał z boiska z drugą żółtą kartką, bo – oprócz tego, że trafił piłkę – z dużym impetem sprzątnął z murawy swojego rywala, a “rozwaga” jest ostatnim słowem, którego możemy użyć w kontekście tego zagrania. Czyli spotkanie w Kielcach pozostawiamy bez zmian.
Co dalej? W hicie kolejki przy Łazienkowskiej oba gole dla Wisły były prawidłowe, więc jedziemy dalej. Ciekawie było też w Krakowie, gdzie Pasy mierzyły się z Sandecją. W naszej ocenie przy starciu Barana z Covilo trochę zabrakło, by dyktować karnego dla gospodarzy, więc Zbigniew Dobrynin wybroni się ze swojej decyzji o puszczeniu gry. Tak samo gol na 2:0 dla Cracovii był prawidłowy – Piątek najpierw był na pozycji spalonej, ale defensor Sandecji swoim zagraniem zapoczątkował nową akcję. Piłka trafiła do wspomnianego napastnika Pasów, który odegrał do Dimuna, który nie był na spalonym. Innymi słowy, wszystko w tym meczu zagrało jak należy.
Jako, że więcej kontrowersji nie odnotowaliśmy, przechodzimy do naszej tabeli. Co ciekawe, w tej kolejce mieliśmy swoiste potwierdzenie trendów, które panują u nas od początku sezonu – najbardziej krzywdzona Wisła Płock została po raz kolejny skrzywdzona, a najbardziej holowana Lechia Gdańsk po raz kolejny została podholowana: