Reklama

Trafił swój na swego – reaktywacja Mkhitaryana

redakcja

Autor:redakcja

15 marca 2018, 18:15 • 6 min czytania 4 komentarze

Może nie pukaliśmy się w głowy, kiedy ogłoszono wymianę zawodników na linii Arsenal-Manchester United, ale i tak odczuwaliśmy delikatną konsternację. Kanonierzy oddawali bowiem Alexisa Sancheza, czyli zawodnika, który w ostatnich latach był nawet nie decydujący, lecz wręcz niezbędny do osiągania przyzwoitych rezultatów. W drugą stronę przechodził Henrikh Mkhitaryan, w ekipie Czerwonych Diabłów zagubiony tak bardzo, że nie zdziwilibyśmy się, gdyby używał GPS-a nawet spacerując po klubowym obiekcie. Naturalną koleją rzeczy było zmartwienie wszystkich fanów londyńskiej ekipy, którzy obawiali się, czy aby na pewno Ormianin odnajdzie się na The Emirates.

Trafił swój na swego – reaktywacja Mkhitaryana

Pewnym swego był właściwie tylko jeden człowiek, Mino Raiola. – To Sanchez jest częścią rozliczenia za Mikiego, a nie odwrotnie – mówił bezkompromisowy agent. Włocha można nazwać kontrowersyjnym, lecz na pewno nie szalonym, choć wiele rzeczy by na to wskazywało. Mimo wszystko traktowaliśmy jego słowa z przymrużeniem oka. Bo co chciał, to i tak już osiągnął. Media pisały o podopiecznym Mino, cytowały wypowiedzi jego samego, a zatem koniunktura została nakręcona.

Przy wielu artykułach na temat przejścia Ormianina do Arsenalu stawiano sporo wykrzykników, lecz też wiele znaków zapytania. Sytuacja wyglądała zupełnie inaczej niż przed dwoma laty, kiedy opuszczał Borussię Dortmund. Wtedy był praktycznie u szczytu formy, teraz znajdował się w poważnym dołku, do którego poniekąd wrzucił go Mourinho. Ani zawodnik, ani trener nie pokazywali specjalnie, że któremukolwiek z nich zależy na zmianie tej sytuacji.

Wcześniej od ligi angielskiej odbijali się Shinji Kagawa a także Nuri Sahin. Zaczęto dorabiać do tego teorię – że coś jest nie halo ze wszystkimi graczami ukształtowanymi w Zagłębiu Ruhry. Przypadek Henrikha można jednak wytłumaczyć całkiem racjonalnie, wszak o jego niepowodzeniach na Old Trafford w dużej mierze zadecydowały stricte sportowe kwestie. Mou tracił zaufanie coraz bardziej i bardziej. Pierwszy kryzys nastąpił po meczu derbowym z Manchesterem City, kiedy został współwinnym utraty jednego z goli, bo nie doskoczył dostatecznie szybko do Pablo Zabalety. W przerwie Portugalczyk zarzucił wędkę, a od tamtego momentu nie zobaczyliśmy pomocnika na boisku – częściowo także przez późniejszą kontuzję – przez dwa miesiące. W tym sezonie dał mu czystą kartkę, miał zacząć od nowa, ale znowu po jakimś czasie Mkhitaryan wylądował na ławce i tym razem powrotu już nie było.

Właściwie tylko na początku bieżących rozgrywek wychowanek Piunika Erywań grał na tyle efektywnie, by nawet Jose nie za bardzo mógł się go czepiać. Trzy pierwsze kolejki – 5 asyst, dwa mecze później gol. Forma zdawała się rosnąć wprost proporcjonalnie do ceny zawodnika w Fantasy Premier League oczekiwań wobec niego, ale właśnie wtedy zaczął się zjazd, który zakończył się dopiero na rynku transferowym.

Reklama

Długo głowiono się nad tym dlaczego właściwie Ormianin nie potrafił odpalić na Old Trafford, albo raczej dlaczego tak szybko gasł po paru dobrych momentach. Odpowiedź znaleziono przede wszystkim w taktyce, jaką preferuje Mourinho. Pomocnik przez lata był przyzwyczajony do zupełnie innego stylu gry niż u Portugalczyka. Pierwsze szlify na wysokim poziomie zbierał bowiem w Szachtarze, który dominował nad rywalami nie tylko w tabelkach, lecz także na murawie. Przyzwyczaił się do takiej gry, dlatego też odnalazł się w Borussii, gdzie najpierw Jurgen Klopp, a potem Thomas Tuchel podobnie wykorzystywali atuty pomocnika.

A w United – łup, zderzenie ze ścianą. Kompletnie inna koncepcja, do której zwyczajnie nie potrafił się zaadaptować. Za miarodajną statystykę w tej „przemianie” można uznać średnią liczbę odbiorów na połowie rywala. W Szachtarze robił to 4.1, 6.1 i 4.4 razy na mecz (w Lidze Mistrzów). W Bundeslidze współczynnik ten w jego przypadku wahał się w okolicach 3.0. W United natomiast spadł do 1.5, co jasno wskazywało na to, iż to nie Henrikh nagle zapomniał jak się gra w piłkę, lecz po prostu nie był wykorzystywany we właściwy sposób.

A jako że akurat pod względem pressingu Arsenal jest jedną z najefektywniejszych ekip w Premier League, to wydaje się, iż Miki wreszcie trafił do odpowiedniego środowiska. Mircea Lucescu zawsze podkreślał jego wyjątkowy zmysł do gry kombinacyjnej, a i na The Emirates ma bardzo dobrych kolegów do takiego sposobu rozpracowywania defensyw. Przed nim często będzie biegał Aubameyang, którego zna jeszcze z czasów BVB. Od razu dało się zauważyć chemię pomiędzy oboma zawodnikami, bowiem w spotkaniu z Evertonem wychowanek Piunika zaliczył asystę przy golu Gabończyka, zrobił to samo w meczu z Watfordem, a w tym samym meczu także sam trafił do siatki po podaniu Auby. – Cieszę się, że znowu występujemy w jednym zespole, ponieważ prywatnie Pierre to jeden z moich najlepszych przyjaciół. Co tu gadać, uwielbiam z nim grać – dodawał nasz bohater.

A oprócz niego przecież jest jeszcze Mesut Ozil, którego technicznych umiejętności przedstawiać nie trzeba, a także Aaron Ramsey czy nawet Jack Wilshere.

Klubowi koledzy zresztą zawsze go cenili. – To będzie jego rok. Miał pewne problemy po przeprowadzce do Anglii, ale to już za nim. Jest niedoceniany – chwalił Mikiego nawet Zlatan, który przecież z uznaniem mówi głównie tylko o sobie. Mylił się pod tym kątem, iż na pewno miał na myśli rozegranie dobrego sezonu przez pomocnika w Manchesterze United, ale ostateczny sens zostaje jednak zachowany. Nie należy wszak wykluczać, że w najbliższym czasie stanie się on jednym z liderów Arsenalu.

Reklama

– W Manchesterze nie otrzymywał wiele swobody, graliśmy inaczej. W Arsenalu to się zmieni, dzięki czemu zaprezentuje pełnie swych umiejętności – oceniał Wayne Rooney. Anglik miał rację, Arsene Wenger daje mu sporo wolności w poczynaniach ofensywnych, co jednocześnie jest oznaką zaufania od legendarnego szkoleniowca. Co prawda nie rozwiąże wszystkich problemów tej drużyny, szczególnie tych na tyłach, ale Francuz uważa, że zapełni inne, bardzo ważne miejsce w zespole – to pozostawione puste przez wciąż kontuzjowanego Santiego Cazorlę. – Są podobni. Santi był wyjątkowy, ale i w nim widzę wysoki poziom techniczny, odpowiedni dla naszej drużyny – podkreślał.

Co ciekawe, Wenger nie od początku chciał ściągnąć do Londynu właśnie jego. Priorytetowo traktował Anthony’ego Martiala, chcąc zrobić wymianę praktycznie 1 do 1 jeśli chodzi o boiskowe role jego i Alexisa. Dopiero veto postawione przez Mourinho skłoniło legendę The Gunners do zwrócenia uwagi na Ormianina.

Jedyne o co się martwiliśmy, to czy Arsene na pewno będzie umiał odpowiednio pokierować Henrikhiem pod względem mentalnym. Nawet w BVB zdarzało mu się bowiem „wyłączać” w najważniejszych meczach, denerwować na przykład w sytuacjach sam na sam, przez co je psuł. A potem wracał do domu i analizował błędy w nieskończoność. Klopp potrafił to u niego okiełznać, dlatego właśnie w następnych latach pomocnik stał się kluczową postacią ekipy z Zagłębia Ruhry. Wątpliwości wyrażaliśmy dlatego, że po nieudanej przygodzie z Manchesterem United sytuacja mogła się powtórzyć. Francuski szkoleniowiec z kolei już nie jest uznawany za człowieka kipiącego charyzmą. Wręcz przeciwnie, często zarzucano mu i jego podopiecznym „brak jaj”.

Natomiast sam zawodnik nie wahał się wcale. – Znałem Wengera od dawna. Styl gry tej drużyny sprawił, iż pragnąłem tutaj trafić – mówił Miki, który już w 2009 roku podkreślał, że w przyszłości marzy mu się zagrać w Arsenalu. Rzadko spotykana konsekwencja wśród piłkarzy, godna podziwu.

Od momentu transferu minęło jeszcze stosunkowo mało czasu, ale chyba możemy już stwierdzić, iż Kanonierzy zrobili naprawdę dobry interes sprowadzając Ormianina. Za luty Henrikh zgarnął klubową nagrodę piłkarza miesiąca, ponieważ wymiernie wpływa on na wyniki drużyny. Jest efektywny nie tylko w Premier League, lecz także w Europie. Jasne, Ostersunds to nie jest rywal, którego należało się bać, ale to nie odbierze naszemu bohaterowi dwóch asyst w pierwszym meczu ze Szwedami. Tym bardziej pochwalić go należy natomiast za spotkanie z Milanem, ponieważ na San Siro strzelił gola, dzięki czemu dziś wieczorem Arsenal będzie miał znacznie większy komfort w rewanżu.

Fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Anglia

Komentarze

4 komentarze

Loading...