Żaden z rewanżowych dni 1/8 finału Champions League nie zapowiadał się tak dobrze, jak dzisiejszy. Gdy tydzień temu ostrzyliśmy sobie zęby na mecz PSG z Realem, na Anfield grano o pietruszkę, bo Liverpool wywalczył awans już w Porto. Gdy w środę Tottenham w dramatycznych okolicznościach odpadał z Juventusem, City mogło sobie pozwolić na porażkę u siebie z Basel – dwumecz i tak skończyło z trzybramkową przewagą. Jutro też, choć mecz Barcelony z Chelsea ma potencjał na hit, Besiktas – Bayern to po 5:0 w Monachium kit. Dziś zaś nic nie wiadomo. Dziś trudno stwierdzić, gdzie czekają nas większe emocje. Bo dziś ścierają się cztery drużyny, z których każda ma spore szanse na to, by zameldować się w ćwierćfinale.
Na papierze największym zaskoczeniem byłby awans Szachtara. Ukraińcy przystępowali do dwumeczu z Romą jako klub, fakt, uznany w pucharach, ale reprezentujący coraz słabszą ligę ukraińską. Ligę, gdzie każdy mecz jest praktycznie jak sparing. Może poza hitowym starciem z Dynamem Kijów. Najlepiej świadczą o tym ostatnie ligowe wyniki ekipy z Doniecka. 5:0, 5:0, 3:0.
A jednak po pierwszej odsłonie dwumeczu można było dostrzec, że zawodnicy z Doniecka zamiast cieszyć się z wygranej 2:1 z przedstawicielem Serie A, patrzyli na siebie z niedowierzaniem, wręcz rozczarowaniem. Że nie skończyło się 3:1, może 4:1. Bo przecież była ku temu cała masa okazji. Bo Alisson Becker wyjmował strzały, które byłoby w stanie wyjąć może kilku, maksymalnie kilkunastu golkiperów na świecie. A gdy Facundo Fereyra w doliczonym czasie drugiej połowy ominął go uderzeniem z najbliższej odległości, za jego plecami nogę w górę podniósł Bruno Peres, zatrzymując niechybnie zmierzającą do siatki piłkę.
Czyste konto Alissona Beckera? Kurs w Totolotku na mecz bez gola Szachtara to aż 2,70!
Zapowiadające się więc na raczej średnio elektryzujący spektakl spotkanie, było jednym z… najlepszych wśród pierwszych odsłon dwumeczów. Zobaczyliśmy w nim dwie śliczne asysty, jedną ładniejszą od drugiej, fantastycznego gola z rzutu wolnego rozchwytywanego przez topowe kluby Freda, a także kilka prawdziwych popisów kunsztu bramkarskiego w wykonaniu Alissona. I przy wyniku 2:1 dla Szachtara, którego Ukraińcy przyjeżdżają bronić na Stadio Olimpico, nie spodziewamy się niczego innego, jak tylko kolejnej odsłony fantastycznego widowiska.
A skoro już o niezwykłych interwencjach bramkarskich mowa…
David de Gea’s save to deny Luis Muriel:
– 5 yards from head to hand
– Speed of 56.8mph
– Height of save 6ft 11in
– Time from head to hand 0.18sInsane! pic.twitter.com/zpFIsvo9yU
— Red Devil Bible (@RedDevilBible) 23 lutego 2018
To właśnie ta – ale i kilka innych, już nie tak spektakularnych – interwencja Davida De Gei sprawiła, że Manchester zaczyna grać z Sevillą na Old Trafford od stanu 0:0. Czerwone Diabły poza dwiema sytuacjami w całym meczu (okej, i poza golem Lukaku po przyjęciu ręką) po prostu nie istniały. Nie stwarzały sobie sytuacji bramkowych, których Sevilla miała na pęczki. Luis Muriel pokazał jednak, dlaczego w tym sezonie wciąż nie dobił jeszcze do dwucyfrowej liczby goli, marnując – bez żadnego koloryzowania – szansę nawet na hat-tricka w starciu z zespołem Jose Mourinho. I, niestety, wtórowali mu w festiwalu nieskuteczności partnerzy.
Drugie 0:0 w dwumeczu i dogrywka na Old Trafford? Kurs w Totolotek na taki przebieg wydarzeń to 8,30
To o tyle ciekawe, że Sevilla z United – najtrudniejszym, przynajmniej na papierze, rywalem w ostatnim czasie – zagrała najlepszy mecz od wielu tygodni. Była pomysłowa, różnicowała swoje ataki, pokazała, że nie ma się czego wstydzić. Choć przecież gdy podczas okienka transferowego zespół z Manchesteru udaje się do najdroższych butików, Sevilla kupuje raczej w dyskontach.
Ciekawe jest więc to, jak podejdzie do spotkania na wyjeździe. Czy z równą odwagą, co na Ramon Sanchez Pizjuan, czy może jednak nieco ostrożniej? Trudno bowiem wyrzucić z pamięci ostatnią porażkę u siebie z Valencią, gdzie przecież to ekipa z Andaluzji przeważała w posiadaniu piłki czy oddanych strzałach.
Na korzyść gości na pewno nie będzie też działać siedząca z tyłu głowy świadomość, że w tym sezonie na wyjazdach z najmocniejszymi rywalami było bardzo, ale to bardzo słabo. W Champions League nie udało się wygrać żadnego z meczów grupowych, w lidze Atletico, Valencia, Real i Barcelona na swoich stadionach strzeliły Rojiblancos aż 13 goli, na co ci odpowiedzieli zaledwie jednym.
Na łatwy mecz nie nastawia się zresztą żaden z obu menedżerów. – To będzie bardzo ciężkie spotkanie. Gramy z zespołem, który nie przegrał z Liverpoolem ani u siebie, ani na wyjeździe, strzelał Liverpoolowi, remisował z Liverpoolem – mówił na konferencji przed meczem „The Special One”. – Wiemy, jak trudnym miejscem do grania jest Old Trafford. Musimy dać z siebie wszystko i sprawić, by kluczowe momenty potoczyły się na naszą korzyść – ripostował Vincenzo Montella.
A nam pozostaje mieć nadzieję, że niezależnie od tego, jak trudne będzie to spotkanie dla obu ekip, że będzie przy tym po prostu atrakcyjne.
fot. NewsPix.pl