Paco Jemez vs. Barcelona i to z Messim czy Suarezem w pierwszym składzie? Miało być łatwo i przyjemnie. Wiemy wszak, jakie podejście do futbolu ma Paco Jemez – styl ponad wyniki. Teraz też stwierdził, że tchórzostwa nie zamierza tolerować, więc spodziewano się goleady. Tej niestety nie obejrzeliśmy.
Niestety, bo w gruncie rzeczy to było całkiem nudne spotkanie, z intensywnością letniego sparingu przez jego większą część. Barca nie forsowała tempa, a jednocześnie miała problem z utrzymaniem odpowiedniego rytmu gry. Jeśli już miała, to raczej momenty, w których zaskakiwała defensywę Las Palmas, zamiast ją gnieść.
Wydawało się jednak, że tyle wystarczy, aby parokrotnie pokonać Chichizolę i kierowaną przez niego defensywę, której faktycznie zdarzało się gubić. Tak było na przykład w 8. minucie, gdy podopieczni Jemeza pomylili się przy wyprowadzaniu piłki. Messi i Suarez szli z kontrą 2 na 1, ale gdy wystarczyło tylko wyłożyć piłkę dla Luisito, Argentyńczyk zrobił to bardzo niedokładnie, za krótko, za głęboko, tym samym marnując znakomitą sytuację.
Te zrywy jednak mocno męczyły formację obronną gospodarzy, o czym najlepiej świadczy fakt, iż już po 20 minutach gry trzech z czterech defensorów tej ekipy miało na koncie żółte kartki. Po jednym z fauli przerywającym groźną akcję Barcelony, kartonik obejrzał Aguirregaray, a po chwili mógł bardzo żałować swojego przewinienia. Do rzutu wolnego podszedł Messi, załadował w futbolówkę z całej siły, a ta wpadła pod poprzeczkę bramki.
Spodziewaliśmy się, że ten gol uruchomi lawinę kolejnych, ale zamiast tego Duma Katalonii nagle grała tak jak większości swoich ostatnich meczów – nieprzekonująco, ospale, bez większego pomysłu na wykorzystanie niektórych graczy, na przykład Aleixa Vidala czy Paulinho. A Las Palmas też powoli zaczęło zdawać sobie sprawę, iż warto dziś trochę bardziej postarać się również z przodu. Po jednym z ofensywnych wypadów Kanaryjczycy zyskali rzut rożny, a po jego rozegraniu z kolei jedenastkę. Długo nie było wiadomo o co chodziło Mateu Lahozowi, kiedy podyktował ten stały fragment gry, ale kamery telewizyjne w końcu doszukały się zagrania ręką Lucasa Digne’a. Chwilę później było już 1:1, bo Calleri nie dał szans ter Stegenowi na skuteczną interwencję.
I za to podejście Las Palmas faktycznie należy się szacunek. Natomiast znacznie mniej go powinien otrzymać wcześniej wspomniany Lahoz. Momentami podejmował kompletnie niezrozumiałe decyzje. Najbardziej wyraźny przykład – pod koniec pierwszej połowy powinien był wyrzucić z boiska Leandro Chichizolę, który poza własnym polem karnym, gdzieś na 25 metrze, zagrywał piłkę ręką. Zamiast tego arbiter odgwizdał koniec pierwszej połowy.
W drugiej połowie, chcąc ratować sytuację, Ernesto Valverde zdjął wcześniej wspomnianego Aleixa oraz Paulinho, wstawił Coutinho oraz Dembele, ale i oni nie pomogli Blaugranie. Wtopili się w tło, niby próbując szarpać, ale bez większej werwy i błyskotliwości. Kto by jednak pomyślał, że ekipa Jemeza będzie dziś także broniła skutecznie? Las Palmas popada w skrajności. Po 0:4 z Valencią Paco mówił: – Z taką obroną na pewno spadniemy z La Ligi. Nie szło się nie zgodzić. Minał miesiąc i narracja się zmieniła. – Grając tak nieskutecznie w ataku, wylądujemy w Segunda – mówił szkoleniowiec Kanaryjczyków. Dziś, dzięki wyważeniu akcentów – ale i słabej grze Blaugrany – Jemez po raz pierwszy w historii swoich pojedynków z Barceloną urwał jej jakikolwiek punkt.
Valverde zaś może się poważnie martwić. Duma Katalonii miała spory margines błędu, ale zimą weszła za niego i wygodnie się tam rozsiadła. Przewaga nad Atletico stopniała właśnie do 5 punktów, co z jednej strony nadal jest dobrym wynikiem. Z drugiej zaś Rojiblancos – a zwłaszcza Griezmann (wczoraj strzelił 4 gole w meczu z Leganes) – są ostatnio w bardzo dobrej formie. W niedzielę drużyna Diego Simeone przyjedzie na Camp Nou i kto wie, czy po weekendzie rywalizacja o tytuł mistrzowski nie rozgorzeje na nowo.
Las Palmas 1:1 Barcelona (0:1)
Calleri 48′ – Messi 21′