Sześć meczów po przerwie zimowej, a już cztery porażki do spółki zdążyli nastukać zawodnicy z Gdańska i Niecieczy. Choć ambicje w obu klubach są rozdmuchane do granic rozsądku, to czeka nas mecz raczej z gatunku tych o utrzymanie, bo ani jednym, ani drugim nie grozi póki co nawet górna połówka tabeli. Jednakże! Co by było, gdyby, niczym Kasia Nosowska w „Teksańskim”, nieco zmienić zasady gry i zamiast bawić się w taktykę, akcje oskrzydlające, strzały na bramkę… Zmierzyć się na to, kto w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy nawywijał więcej organizacyjnych absurdów? Wtedy mielibyśmy we wtorek w Gdańsku hit sezonu i gwarantowany grad goli.
RUNDA PIERWSZA
Kiedy kontuzję złapał Rafał Wolski – lider ofensywnych poczynań Lechii w tym i poprzednim sezonie – zdawało się, że Adam Owen będzie miał poważny ból głowy, kim swojego ofensywnego pomocnika zastąpić. Wolski nie pojechał z klubem na obóz przygotowawczy do Turcji i niektórzy właśnie w tym upatrywali przyczyn urazu, który wykluczy byłego zawodnika Fiorentiny z gry do końca sezonu. Trener Lechii odpierał te zarzuty ze stoickim spokojem, jak gdyby nigdy nic twierdząc, że Wolski w Gdańsku trenował dokładnie tak samo jak reszta drużyny w Turcji, więc nie miało to dla jakości jego przygotowań żadnego znaczenia. Abstrahując już od tego, że ta wypowiedź w dość istotny sposób podważa w ogóle sens organizowania, nie najtańszych przecież, zgrupowań zagranicznych, to chyba trener Owen uznał także, iż liczba piłkarzy nie przygotowujących się do sezonu z drużyną musi się zgadzać. Otóż, zupełnie niespodziewanie, Walijczyk postanowił przywrócić do łask Grzegorza Kuświka – napastnika, który podpisał pakt o nieagresji z ligowymi golkiperami i póki co honoruję tę umowę z godną podziwu konsekwencją, nie strzelając w Ekstraklasie żadnej bramki od roku.
Kuświka, który zdaniem trenera Owena ma być zastępcą Wolskiego w rundzie wiosennej, łączy z kontuzjowanym zawodnikiem właściwie tylko to, że obaj są piłkarzami Lechii i obaj nie pojechali na słynny obóz do Turcji, przygotowując się do rundy w kraju. Oprócz tego: inna pozycja na boisku, inny styl gry, inne atuty. Zdaniem Owena: pasuje jak ulał, co rodzi podejrzenie, że Walijczyk puzzle układa przy pomocy imadła. Jeżeli dodać do tego fakt, że byłego napastnika Ruchu nie powołano do kadry na zgrupowanie, gdyż Lechia usiłowała się go po prostu pozbyć z listy płac, blokując napastnikowi nawet udział w przedsezonowych sparingach, dostajemy summa summarum sytuację tak soczyście absurdalną, że nie ma innego wyjścia, niż przyznać Lechii prowadzenie w starciu z rywalami. Lechia 1, Bruk-Bet 0.
RUNDA DRUGA
Nie tak wiele brakowało, a Lechia na prowadzenie by w tym starciu nie wyszła – Grzegorz Kuświk był łączony z przejściem właśnie do Niecieczy, mówiło się nawet o testach medycznych, ale sprawa się w którymś momencie rypła i napastnik został w Lechii, by teraz zbawić jej kulejącą ofensywę. Co wcale nie oznacza, że Słoniki zupełnie przespały zimowe okienko transferowe – wręcz przeciwnie, ruch w interesie był, a najbardziej zaufani skauci w klubie – syn właścicieli, Krzysztof Witkowski junior i asystent wszystkich kolejnych trenerów Termaliki, Jan Pochroń (brat pani prezes Danuty Witkowskiej) – wyławiali kolejne talenty, kompletując w Niecieczy taką wieżę Babel, że nawet ta pierwotna, biblijna, nie ma szans iść z nią w konkury.
Wszystko to pod czujnym okiem doświadczonego doradcy, Edwarda Lorensa, który zaaprobował ściągnięcie w jednym okienku Fina, Gruzina, dwóch Rumunów i Serba. Maciej Bartoszek, zastąpiony po dwóch kolejkach przez Jacka Zielińskiego, w zasadzie expressis verbis przyznawał, że jego wpływ na zimowe transfery, pomimo wcześniejszych obietnic, był znikomy. Choć miał on swoje pomysły i określał priorytety, nie był w stanie przeforsować tych koncepcji, a w szatni zespołu pojawiali się kolejni piłkarze, których musiał z lekką konsternacją pytać o imię i nazwisko, a potem rozstrzygać, na jakiej pozycji do tej pory w życiu grali. Proces przygotowania niektórych z nich do gry został przez Kamila Kuzerę, asystenta Bartoszka, określony jako „reanimacja”. Podobne przygody mieli poprzedni szkoleniowcy, na przykład Czesław Michniewicz, który uskarżał się, że o obecności w kadrze swojego zespołu Martina Mikovica dowiedział się z Internetu. Ba – nawet ówczesny dyrektor sportowy, Marcin Baszczyński, nic o tym transferze nie wiedział. Perełkę z ligi słowackiej za to bardzo uważnie obserwował niezastąpiony Jan Pochroń, którego talenty w dziedzinie odkrywania i szlifowania piłkarskich diamentów są tak niezwykłe, że po prostu wypada się ukłonić i przyznać w tym momencie punkcik gościom. Lechia 1, Bruk-Bet 1.
RUNDA TRZECIA
Brat pani prezes jest jednak postacią na tyle nietuzinkową, że należy się jeszcze chwilę nad nim zatrzymać. Bowiem asystent Pochroń niebawem wkradnie się do słynnego powiedzonka Benjamina Franklina o jedynych pewnikach na świecie i jego obecność w sztabie Bruk-Betu będzie jednym tchem wymieniana razem ze śmiercią oraz podatkami. Kolejne roszady trenerskie, których w Niecieczy sporo, nie są w stanie zachwiać jego pozycją, trwalszą niż pomnik ze spiżu. Już wiemy, że ma on spory udział w zapewnianiu klubowi dopływu coraz bardziej egzotycznych wzmocnień, ale wspomniany Kamil Kuzera w rozmowie z nami rzucił też światło na udział Pochronia w klubowej codzienności: „Jan Pochroń był na każdym treningu i… był. Co tu jeszcze dodać?… No, był, rozmawiał, to normalne, że przebywając ze sobą w jednym miejscu czy pomieszczeniu takie rzeczy się dzieją. Są czasem różne pomysły dotyczące treningów, robi się burza mózgów w sztabie. Coś tam próbował się udzielać… Nie wnikaliśmy jednak.” Po prostu był… To musi być bramka dla gości. Lechia 1, Bruk-Bet 2.
RUNDA CZWARTA
Dorobek punktowy Lechii byłby większy o jedno oczko do przodu, gdyby nie doroczne zatargi z Komisją Licencyjną, wymierzającą biało-zielonym karę w połowie grudnia. Wyrok już zdążył się uprawomocnić. Lechia, zgodnie z przepisami obowiązującymi kluby Ekstraklasy, musiała uporać się z przeterminowanymi zaległościami finansowymi do końca października. Udało się to zrobić kilka dni po terminie i ta delikatna obsuwa będzie kosztować klub kolejnych 200 tysięcy złotych kary i jeden ujemny punkt. Dla Lechii to nihil novi – kilka miesięcy wcześniej wcześniej Komisja wlepiła gdańszczanom 3 punkty kary i 250 tysięcy grzywny za kłopoty z rozliczeniem się z transferu słynnego Tsubasy Nishiego, który niestety z pamiętnym Kapitanem Jastrzębiem nie miał za wiele wspólnego jeżeli chodzi o piłkarski skill. Później karę wytargowano tak, że Komisja odpuściła Lechii ujemne punkty, ale podniosła grzywnę. Jeszcze wcześniej, bo w sezonie 2015/2016, Lechia tymczasowo straciła jeden punkt wskutek perturbacji z kontraktami Tiago Valente i Bartłomieja Pawłowskiego. Może zatem Adam Mandziara, zamiast kompletować hat-tricki trenerskie, powinien rozwinąć segment klubowej księgowości? Jednak za wieloletnie batalie z Komisją ds. Licencji wyrównanie należy się jak psu buda. Lechia 2, Bruk-Bet 2.
RUNDA PIĄTA
W Niecieczy sformułowanie „karuzela trenerska” już dawno przestało w pełni oddawać ten szalony rollercoaster, do którego państwo Witkowscy wsadzają kolejnych szkoleniowców. Od czasu, gdy z końcem sezonu 2015/2016 pożegnano Piotra Mandrysza (który spokojnie i w niezłym stylu utrzymał w Ekstraklasie debiutujący na najwyższym szczeblu klub), Bruk-Bet Termalikę poprowadziło już czterech trenerów, a swoją przygodę z klubem właśnie rozpoczął piąty. Zebrało się tam całkiem sporo nazwisk, za którymi stoi nawet niezły dorobek. Dwóch mistrzów Polski (Michniewicz, Zieliński), wicemistrz kraju (Rumak), trener roku (Bartoszek). Kwintet uzupełnia Marcin Węglewski, wieloletni asystent Michniewicza, który w owianych kiepską atmosferą okolicznościach przejął klub po swoim dawnym współpracowniku i poprowadził w końcówce sezonu 2016/2017. Jednak żaden z tych trenerów, nawet pomimo pomocnej dłoni wyciąganej przez nieodmiennie obecnego w sztabie Jana Pochronia, nie zdołał swoją pracą sprostać oczekiwaniom właścicieli.
No właśnie, tylko jakie w zasadzie były te oczekiwania? Kiedy zespół punktował średnio, ale pracował nad ładnym stylem gry, opartym na posiadaniu piłki i spokojnym konstruowaniu akcji – zrezygnowano z Mandrysza. Kiedy drużyna grała futbol raczej paskudny, do bólu wyrachowany, lecz punktowała powyżej wszelkich oczekiwań, trzymając się czuba tabeli – podziękowano Michniewiczowi. Kiedy Rumak wywołał pożar – wyleciał. Kiedy Bartoszek pożar ugasił – do widzenia. Konia z rzędem temu, kto nadąży. No i ciekawie, co w takiej sytuacji planuje Jacek Zieliński. Jeżeli postanowi – niby rozsądnie – unikać błędów, które zgubiły jego poprzedników, to w zasadzie wyjdzie na to, że nie może zrobić jakiegokolwiek ruchu, ponieważ na tym polu minowym saper nie pozostawił żadnej bezpiecznej ścieżki. Za postawienie nowego trenera przed takimi dylematami musi być punkt jak malowany. Lechia 2, Bruk-Bet 3.
RUNDA SZÓSTA
W Gdańsku też wiedzą jednak co nieco na temat zamiany czegoś, co działa dobrze, na coś, co nie działa wcale. Choć patrząc na wybryki Błażej Augustyna, Michała Nalepy czy Mato Milosa jest naprawdę trudno w to uwierzyć, Lechia jeszcze w zeszłym sezonie miała naprawdę niezłą obronę i to właśnie dzięki szczelnej defensywie udało się podopiecznym Piotra Nowaka zbliżyć na wyciągnięcie ręki do mistrzostwa Polski. W górnej ósemce sezonu 2016/2017 biało-zieloni nie stracili ani jednego gola, na co pracował rzecz jasna cały zespół, często nastawiany przez Nowaka dość zachowawczo. Wielki udział jednak mieli w tym sukcesie środkowi obrońcy, których już w klubie nie ma, czyli Mario Maloca i Rafał Janicki. Chorwat, który szybko po przyjściu do Ekstraklasy wyrósł na czołową postać całej ligi na swojej pozycji, nie mógł się doczekać na propozycję nowego kontraktu, więc latem sprawnie rozejrzał się za nowym pracodawcą i kiedy Nowak bajdurzył coś o „kontuzji stopy” Malocy, ten dogadywał umowę z Greuther Fuerth. Ocierający się o reprezentację Rafał Janicki odszedł w jeszcze dziwniejszych okolicznościach, bo na zasadzie dwuletniego wypożyczenia trafił do Lecha Poznań. Lechia w zasadzie do teraz nie pozbierała się po tych dwóch ciosach – Augustyn, najdelikatniej rzecz ujmując, się nie sprawdził, Nalepa jest na wylocie, zatem salwować się trzeba było ściągnięciem z wypożyczenia Gersona, który na wypożyczenie trafił, bo… był za cienki w uszach, żeby sobie pograć, kiedy konkurencję stanowili Maloca i Janicki. Za tak przemyślaną przebudowę defensywy – remis. Lechia 3, Bruk-Bet 3.
RUNDA SIÓDMA
Czasem tak bywa, że najbardziej zacięte potyczki rodzą zupełnie niespodziewanych bohaterów. Choć ta rywalizacja na absurdy mogłaby zakończyć się sprawiedliwym remisem, niech będzie, że szalę przeważy autor najbardziej spektakularnego urlopu w naszej lidze przynajmniej od czasu, kiedy Wisła Kraków „urlopowała” Tadeusza Pawłowskiego. Gdy Romario Balde, ściągnięty do Gdańska rzecz jasna z rezerw Benfiki, w ogóle pojawił się pierwszy raz na boisku w biało-zielonym trykocie, czujnik służący do wykrywania ogórów niebezpiecznie zabrzęczał. Balde, będący ewidentnie na bakier z grą w defensywie i taktyczną organizacją, popisał się jednak pięknym golem w debiucie i udowodnił, że w specyficznych realiach naszej ligi może nawet trochę namieszać. Szybko jednak się okazało, że ładny gol to była jedna z tych jaskółek, które nie czynią wiosny. Pochodzący z Gwinei Bissau zawodnik najpierw musiał odfajkować trzy mecze kary za czerwoną kartkę, a potem nie pokazał już na boisku nic godnego uwagi. I chyba uznał, że na tym należy zamknąć w swoim życiu rozdział pod tytułem: Lechia, ponieważ, kiedy wszyscy piłkarze stawili się już w klubie po przerwie świątecznej, Balde postanowił pozostać na urlopie. Klub najpierw twierdził, że było to ustalone z zawodnikiem, który przeżywał istotne sprawy osobiste,ale dni mijały, a Balde nie dawał znaku życia. 24 stycznia (po przeszło dwóch tygodniach nieobecności) miarka się przebrała i klub ukarał niesfornego zawodnika srogą grzywną oraz półrocznym zawieszeniem. Nie wygląda jednak na to, żeby zawodnik się tym faktem specjalnie przejmował. Według doniesień śledczych, był widziany na zgrupowaniu szwedzkiego Hammarby IF, a sam beztrosko opowiada, że jednostronnie rozwiązał kontrakt z klubem, ponieważ w 2017 roku nie wpłynął na jego konto żaden przelew od pracodawcy. Lechia, dla odmiany, wydała oświadczenie, w którym stwierdza ni mniej, ni więcej, że Balde otrzymywał wszystkie pieniądze na czas i co do grosza. Cóż, niech ten konflikt będzie wisienką na torcie. Lechia 4, Bruk-Bet 3.
Rywalizację na organizacyjne absurdy można by było toczyć jeszcze długo. Jeśli mecz będzie choć w połowie tak emocjonujący i wyrównany, to czeka nas prawdziwy szlagier.