Vincenzo Montella miał mocne wejście do Sevilli, choć niekoniecznie w dobrym tych słów znaczeniu. W debiucie co prawda wygrał z Cadizem, ale parę dni później już nie było tak różowo. – Kiedy we Włoszech mówimy, że ktoś jest faworytem ważnego spotkania, to potem ten ktoś przeważnie nie wygrywa. A zatem za faworyta uważam Betis! – mówił tuż przed Gran Derbi i wykrakał. Verdiblancos zwyciężyli 5:3.
Minęły prawie dwa miesiące i dziś już Włoch jest znacznie ostrożniejszy w swoich prognozach. Przed Manchesterem United wykazuje szczególny respekt. Ile w tym malowanej grzeczności, a ile prawdziwej opinii? Chcielibyśmy wejść do głowy szkoleniowca, choć i bez tego można odnieść wrażenie, że trochę przesadza. – Od Mourinho trzeba się uczyć. Czytałem książki o nich, studiowałem jego taktykę – słodził mu. Oprócz tego zabawił się w koncert życzeń. – Miałem okazję wielokrotnie obserwować Pogbę we Włoszech. To kompletny piłkarz. Ma siłę, technikę, strzela gole nawet głową. To nadzwyczajny piłkarz. Wolałbym, żeby dziś nie zagrał – marzył Vincenzo.
Wiadomo, że na pewno nie każe swoim podopiecznym położyć się przed Manchesterem United, ale dość dziwna jest taka jego postawa. Respekt względem rywala to dobra sprawa, ale kiedy jest go zbyt dużo, to niekoniecznie dobrze wpływa na późniejszy przebieg meczu. Trener na pewno ma świadomość, iż jego zawodnicy nie są oni idealni, ślepy nie jest, choć momentami sam maksymalizuje ryzyko. Weźmy na przykład mecz z Eibarem, najbardziej symptomatyczny względem problemów tej ekipy. Zimą Oscar Arias sprowadził Montelli czterech graczy, a ten trzech z nich od razu wpakował do wyjściowej jedenastki na mecz na Ipurui. Efekty? Totalny brak ładu oraz składu w grze i zebrany oklep 1:5.
Każda akcja, którą Rusznikarze przeprowadzali jedną lub drugą flanką w najlepszym wypadku kończyła się przynajmniej groźną sytuacją, ale skoro już w pierwszej minucie Layun potrafił popełnić błąd prowadzący do straty gola, to łatwo sobie wyobrazić jak wyglądało całe tamto spotkanie. Nic w tym dziwnego, że Włoch zapewne będzie wolał dziś pokombinować, przestawiając na prawą obronę Gabriela Mercado, niż ponownie ryzykować Meksykaninem, który defensywę ogarniał gorzej niż po litrze tequilli.
Pewni jesteśmy jednak tego, że Vincenzo, jakkolwiek bojaźliwie by brzmiał na konferencjach, będzie trzymał się swojej koncepcji futbolu. To znaczy – postawi na futbol ofensywny, oparty może nie tyle na posiadaniu piłki (bo Manchester to akurat może znacznie rywalom utrudnić), co na grze kombinacyjnej, szybkości przeprowadzania akcji i wyszkoleniu technicznym zawodników. Włoch kontynuuje bowiem myśl szkoleniową, jaką zaszczepiono w Sevilli jeszcze za czasów Sampaolego, a potem kontynuowano podczas kadencji Toto Berizzo. – Choć pochodzi z Italii, uważam, że jest znacznie bardziej hiszpański – twierdził Suso, który współpracował z Montellą w Milanie.
Trzeba więc przyznać, iż były trener Milanu w Andaluzji od nowa koła nie wynalazł. Nie traktujcie tego jako zarzut, chodzi bowiem o to, że zmaga się z tymi samymi problemami co jego poprzednik, ale nie do końca tylko on za nie odpowiada. Gdyby nie konflikt Toto z N’Zoznim można byłoby wręcz zapytać po co była ta zmiana szkoleniowców. Trzeba tu jednak wziąć poprawkę na inne okoliczności, bo nie tylko piłkarze na boisku popełniają błędy. Z perspektywy czasu można uznać, iż sporo niezbyt dobrych ruchów wykonano latem na rynku transferowym. Oscar Arias sprowadził latem 9 graczy, z czego naprawdę sprawdziła się może 1/3.
Obrona jak przeciekała wczoraj, tak przecieka i dzisiaj. A zimowe wsparcie również okazuje się niewystarczające. Arana, lewy obrońca z Brazylii wciąż nie zadebiutował w barwach Los Nervionenses, Layun zaś, jak już wcześniej wspominaliśmy, nie spełnia swojej roli. To wszystko wygląda więc trochę tak, jakby dziury w ścianie ktoś łatał plasteliną. Biorąc pod uwagę fakt, iż w barwach Czerwonych Diabłów na skrzydłach hasają Alexis Sanchez oraz Anthony Martial, każda niefrasobliwość może skończyć się dla Andaluzyjczyków defensywną tragedią.
Cała nadzieja zatem w… Pablo Sarabii, graczu ofensywnym, który ostatnio stanowi polisę na dobre wyniki Andaluzyjczyków. Strach pomyśleć co by się z nimi stało, gdyby nagle – odpukać w puste i niemalowane – doznał kontuzji. W pojedynkę załatwił Espanyol (golem i asystą), uratował zespół przed remisami z Gironą oraz Las Palmas, własnonożnie podpisał też wyrok wyautowania Atletico Madryt z Pucharu Króla w ćwierćfinale tych rozgrywek. Nazywanie go jednoosobową armią to być może przesada, aczkolwiek zdecydowanie nadrabia efektywnością za swoich kolegów. Dla porównania – pozytywnie ocenia się ostatnio także Joaquina Correę, który jednak błyszczy głównie właśnie w Copa del Rey, w lidze zaś zanotował dopiero jedno skuteczne ostatnie podanie. Co z tego, że buja obrońcami, jest drugim najlepszym dryblerem w drużynie (55% skuteczności), skoro jednocześnie nie potrafi tego przełożyć na gole i asysty? Jednak w ankiecie przeprowadzonej przez gazetę „ABC de Sevilla” blisko 70% fanów lokalnego zespołu wyraziło chęć by to właśnie on wybiegł dziś w pierwszym składzie na Manchester United.
Ostatnio Montella może się natomiast znacznie bardziej cieszyć z formy Luisa Muriela. Kolumbijczyk został sprowadzony latem za około 20 baniek (różne źródła podają różne kwoty, więc zaokrąglijmy) co było rekordową sumą wydaną przez Sevillę w całej jej historii. Przez parę miesięcy wydawało się, iż ten mariaż skończy się również historycznym flopem, bowiem jesień miał fatalną. Odpalił dopiero w styczniu u znanego mu wcześniej z Sampdorii trenera.
Dzięki ofensywnym graczom Los Nervionenses wydaje się, iż wyszli już oni z dołka. Znacznie bardziej optymistyczni od Montelli są poszczególni zawodnicy tej ekipy. – Mamy ostatnio dobrą passę, więc jesteśmy optymistami, czujemy się pewnie – mówił chociażby Jesus Navas. – Ten, kto w nas wątpi powinien wziąć pod uwagę, iż wciąż jesteśmy w grze na trzech frontach – dodawał. – To, że Manchester United uznawany jest za faworyta tylko nas motywuje. Potrafimy rywalizować z każdym, co już pokazaliśmy eliminując Atletico – wtórował mu Clement Lenglet. Jeśli Sevillistas w tym dwumeczu pokonają Czerwone Diabły, napiszą historię, bowiem jeszcze nigdy w swojej historii nie dotarli do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Wcześniej pokonywały ich Fenerbahce, CSKA Moskwa i Leicester City, a dzisiaj będzie im jeszcze trudniej wykonać krok ku następnej rundzie…
***
Dzisiejsze mecze Ligi Mistrzów:
Sevilla – Manchester United (20:45)
Szachtar Donieck – AS Roma (20:45)
Fot. NewsPix.pl